Sesja Tokara

Przez sekundę lub dwie "Starfucker" patrzył na ciebie z niekłamanym zdumieniem, a potem ryknął śmiechem
- HAHAHAHA! Ten obły, spasły ślimak? - chichrał się, szczerze ubawiony - Czyli jednak nie stać go na wypłatę za tamtego senatora? Błagam cię strom, powiedz na ile mnie wycenił. - prosił, składając ręce
Uśmiechnął się ironicznie. - 1200 kredytów, zaczynasz dziadzieć kolego. - Podrapał się po brodzie - Brakuję Ci chyba tego starego "imidżu" skurwysyna. No wiesz: zrób groźną minę, spal jakąś wiochę, zgwałć kilka dziewic...
Biorąc pod uwagę, że twój rozmówca należał do tego rodzaju ludzi, którzy co dzień z rana zjadali łyżkę kawy i zalewali wrzątkiem, był to naprawdę niezły dowcip. Najwyraźniej Hiks też tak uznał, bo zaśmiał się raz jeszcze, klepiąc cię po ramieniu.
- No dobra, stary. Co proponujesz? Zabijamy tą mendę i dzielimy zyskiem? Bo choć zakłamany, ten ropuszy syn nie jest idiotą i bez mojego truchła lub odciętego łba raczej nie zapłaci ci za robotę za mnie. Masz jakiś zamiennik? Zlecił ci coś jeszcze? - zapytał - Zawsze łatwiej będzie udowodnić, że zaprzągłeś mnie do roboty i nie wyrobiłem po drodze, lub przypadkowo czterdzieści dwa razu postrzeliłem się w plecy.
- Bezpośrednio nie - stwierdził - Słuchy jednak chodzą, że jakiś skurwiały Sith nadepnął mu na odcisk... czy co on tam do cholery ma. Nieistotne, bo płaci nieźle i tyleż mnie to obchodzi. - Zapalił swojego fajka i podał paczkę kumplowi - To jak, wchodzisz w to?
"Starfucker" zastanowił się przez chwilę.
- Dobra, połowa dla mnie, połowa dla was - zaproponował - Zbieramy się lada chwila i łapiemy tyle informacji ile się da. Ze swojej strony wkładam całość uzbrojenia i moich bezcennych umiejętności - zakończył z szerokim uśmiechem.
Średnio mu się podobał ten nierówny podział zysków, ale wiedział, że czasem trzeba się cofnąć o krok do tyłu, aby pójść o dwa do przodu. Zresztą lubił gościa i znał jego umiejętności. Dobrze go będzie mieć za plecami jak zrobi się zbyt gorąco i przynajmniej miał pewność, że nie wyrucha go przy pierwszej nadarzającej się okazji. Komfort rzadki w tym zawodzie- Hehe... Jak za starych lat, nawet stawki te same. - założył okulary przeciwsłoneczne - Bierzmy się do roboty. Zróbmy tu pieprznik w naszym stylu.
Trent uderzył się w lewą pierś i zasalutował ci wyciągniętą pięścią swoim starym, mandaloriańskim zwyczajem.
- Świetnie, czysty zysk i czysta przyjemność z brudnej roboty - uradował się szczerze - Zatem widzimy się na miejscu, będę na was czekał w Mos Ila, o ile ten żabi idiota nie wyśle jakiegoś kmiota do "zrobienia mi krzywdy" - zażartował i potruchtał na swój statek.
Sprawdził jak się ma sprawa z tankowaniem statku. Następnie podszedł do Tara - No i jak idzie? Lecimy?
- Już prawie skończone - odpowiedział Tar, klepiąc mocno "po przyjacielsku" w plecy Tuskana, który zachwiał się i zawył - Możemy się zawijać. Tylko co z pancerzem i drodiem szefie? Złożymy wizytę kurduplom, czy zostawiasz to na później?
- Wpierw polecimy po jakiś pancerz. Jak się uda i wykonamy czystą robotę, to pomyślimy o jakimś droidze. - dodał - Przy okazji nadstawimy ucho jakie plotki chodzą wśród pospólstwa.
- Dobra, zaraz skrzyknę chłopaków - zapowiedział energicznie mechanik - Przy odrobinie szczęścia trafimy na pancerz i blaszaka, bo Jawa powinni się dzisiaj rozstawiać ze złomem koło Mos Ila. To lecę, zaraz będziemy.
Wlazł do statku i przygotował się do odlotu rozkładając się na swoim fotelu.
Po jakichś piętnastu minutach cała ekipa, zwarta i gotowa, znalazła się na pokładzie.
- No dobra panowie, zobaczymy jakież to cudo nam zafundowaliście - mówił Lokar siadając za sterami i włączając kolejne przełączniki - Jeśli nowy wtrysk jest zbyt przerdzewiały i pogięty... - wyliczał, przesuwając wajchę zapłonu - ... a paliwo zbyt rozrzedzone i ugotowane... - rozpoczął sekwencję startową - ... to zdechniemy jak banda cymbałów na najmarniejszym zadupiu wszechświata! Prosimy nie zapinać pasów!
Szarpnęło, a wasz statek zaczął powoli podnosić się z ziemi. Lokar obrócił go ostrożnie w miejscu, wprowadził koordynaty lotu i dał całą na przód...

Żyliście.
Coś telepało, parę kontrolek wrzeszczało panicznie, zanim Lokar memłając w gębie kolejnego skręta wyłączył je uderzeniem pięści, silniki dudniły niczym w republikańskich Hammerheadach, ale wyglądało na to, że wszystko idzie zgodnie z planem.
- Hohohohoooo, jestem, kurwa, pod kurewskim wrażeniem! - wyraził swą radość entuzjastycznym okrzykiem pilot - Brawa dla niedoścignionej tatooińskiej myśli technicznej - Lokar sięgnął po mikrofon do nieużywanych od stu lat świetlnych głośników pokładowych - ORAZ NASZYCH NIEZRÓWNANYCH MISTRZÓW NEGOCJACJI! Brawa dla szefa i dotąd nieodkrytej inteligencji Tara! - darł się przez głośniki, które okazały się jednak działać, a reszta chłopaków wtórowała mu oklaskami, gwizdami i śmiechem - Lądujemy za jakieś 2 minuty, więc chyba przeżyjemy tę podróż w nieznane, pięć kilometrów dalej.
Siedział na swoim fotelu ze skrzyżowanymi rękami i miną pokerzysty. Pokładowy dowcipniś znów postanowił uderzyć w ironiczne tony, ale skoro chłopaków bawił ten żart to postanowił przymknąć oko. Dobre morale przede wszystkimi, tym bardziej z takim budżetem. - Przygotować się na lądowanie, załoga.
- Linie lotnicze "Criminal Corp." dziękują państwu za podróż - nadawał przez radio Lokar, sadzając maszynę - Po prawo możecie państwo ujrzeć budynek Senatu Republiki, po lewo luksusowe wille senatorów...
Cóż... Szara, a raczej piaskowa, rzeczywistość Mos Ila przedstawiała się nieco inaczej...



Już z góry widziałeś, że jest to nora porównywalna z Anchorhead. Jedynie sam port, w którym właśnie wylądowaliście, zdradzał namiastki związku ze słowem "cywilizacja". Widziałeś tu sporo statków, więcej niż w Anchor, a jednak pozostało sporo wolnych miejsc. Lądując dostrzegłeś kilka postaci, które nie mogły być niczym innym, niż patrolami garnizonu Sithów.
- Dobra chłopcy, koniec żartów - powiedział poważnie - Przypominam, że w tym kurwidołku żyje masa zakręconych jak korkociąg Sithów. Także, tym razem żadnych bójek i strzelanin dopóki nie wydam wyraźnego rozkazu. Nie mam ochoty szukać kawałków Waszego truchła po całej tej wsi, aby wysłać je potem Waszym matkom. Odwalamy swoje i spierdalamy stąd czym prędzej. - sprawdził swój ekwipunek. Cztery granaty przypięte do pasa, dwa blastery ukryte za pazuchą oraz noże sprytnie ukryte w cholewach butów. Wszystko się zgadzało. [Może być taki sprzęt? :~D ]
[Łeee, tylko tyle? Liczyłem na jakiś silnik atomowy w dupie... ]

Wypakowaliście się ze statku, wprost na płytę lądowiska. Przynajmniej tutaj podłożę nie przypominało klepiska z banthcich odchodów. Wszędzie ruch i gwar. A do tego południe i temperatura sięgająca w mieście powyżej 35 stopni...
Hiks już na was czekał, wylądowawszy w innej części portu.
- Jeszcze trochę, a będziesz musiał lądować tą kobyłą na środku pustyni, bo nie zmieści się w żadnym porcie - zawołał, podchodząc do was - Jak tam ekipa? Rozgrzana? - spojrzał po chłopakach - Masz jakieś pomysły, plany i strategie, czy mam zarzucać własne?
Machnął ręką i odrzekł przyjacielsko - Zazdrościsz i tyle. Mów co Ci chodzi po głowie, a ja najwyżej wprowadzę kilka korekt w twym doskonałym planie.
- No dobra, na początek coś prostego - idziemy się napić - zaproponował, a chłopaki od razu kupili ten plan - Ale ale, powolutku. Trzeba się wywiedzieć czy ktoś widział tego delikwenta, czy wie gdzie, kiedy on bywa, kiedy pokazał się tu ostatnio i po co. - studził pijackie zapały chłopaków - Dobrze by też było dowiedzieć się czegoś bezpośrednio u zleceniodawcy, a to zadanie do którego ja raczej się nie nadam, więc... - uśmiechnął się tylko do ciebie perfidnie. - W tej chwili raczej więcej nie zrobimy, bo i tak wszyscy chowają się po pijalkach i kantynach, a nie będziemy go szukać rozgarniając piasek kijem na pustyni przy czterdziestostopniowym upale. Ewentualnie można spróbować przekupić kierownika i popytać czy nie wie, który to jego statek itede. - westchnął i spauzował, bo po tym wywodzie najwyraźniej zaschło mu w gardle - Dobra, twoja kolej, strzelaj.
- Plan jak plan, może być - stwierdził odkrywczo i bez entuzjazmu - Generalnie to proponuję się rozdzielić, bo taka rześka gromadka jak nasza rzuca się za bardzo w oczy. Poza tym zdecydowanie więcej tak wskóramy. - po krótkiej pauzie dodał - Zatem... Weź moich dwóch chłopców do lokalnej speluny i spijcie kilku typów spod ciemnej gwiazdy. Warto też zasięgnąć języka u barmana i wykidajły. Zresztą wiesz o co chodzi, robiłeś to już nie raz. Tylko bez bójek, nie chcemy na tym etapie rozgłosu i problemów - popatrzył na Tara - Ty idź na ten targ i popatrz za nowym pancerzem do tego cacka - pokazał na swoją łajbę, jakby uważał ją za oczywistą dumę galaktyki "Orgusa" - Możesz wziąć kogoś do pomocy. Znasz ceny, więc targuj się ostro. Możesz też podpytać kupców o naszą ofiarę. Delikatnie jednak, nie chcemy ich spłoszyć i nie wiemy z kim koleś współpracuje! Jestem pewien, że ktoś taki rzuca się w oczy, a kupcy i lokalni przemytnicy znają tutaj każdą dziurę - Wskazał kciukiem na siebie - Natomiast moja grupa odwiedzi pana kierownika i tego grubego spaślaka.
← Star Wars
Wczytywanie...