Sesja Kiyuku
Kendar, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy, odruchowo chwycił się za rozbitą twarz, plując krwią i usiłując złapać równowagę, stawiając kilka niepewnych kroków w tył. Pojawiła się okazja by dosięgnąć go szybkim cięciem, ale Jedi zdążył jeszcze kopnąć na oślep wysoko na twoją głowę. Nie zrobił ci wiele, zahaczając jedynie twój nos czubkiem buta, lecz to wystarczyło by powstrzymać twą akcję i oddalić się na dystans kilku kroków. Saram natomiast doskakiwał do ciebie co sił.
Saram ponownie przeleciał całą długość komnaty, by uderzyć z ogromną prędkością i siłą w przeciwległą ścianę i osunąć się na podłogę przy wyjściu. Tymczasem atak Kendara, którego nie zdążyłeś odpowiednio szybko zablokować, nieznacznie drasnął cię w przedramię. Ile to już czasu minęło odkąd ostatnio zdarzyło ci się coś takiego? Dwieście? Trzysta lat?
Zmyłka powiodła się na tyle, by Kendar odsłonił się po swojej pospiesznej i niepewnej zasłonie. Już miałeś wykorzystać fakt, że otwarł przed tobą swoją gardę, gdy wszystko wokół pociemniało jeszcze bardziej, a tobie zaczął momentalnie szwankować wzrok. Poczułeś strumień energii płynący do ciebie od Ar-Sarama, który właśnie usiłował ponownie do ciebie doskoczyć. Czułeś także narastającą wściekłość, a wraz z nią kipiącą w tobie Moc.
"Ten miecz mógłby szybciej wracać!" przelatuje mi przez myśl, więc by nie tracić czasu dobywam podwójnego miecza, po czym błyskawicznie uruchamiam Mocą obydwa jego ostrza. Jednym z nich blokuję miecz mistrza, po czym chytrze pluję mu w oczy, by ograniczyć widzenie. Następnie staram się ciąć go na wysokość głowy.
(Nie) twój podwójny miecz zdał ci się teraz zaskakująco nieporęczny, czy też raczej - niewygodny, zupełnie jak pożyczone lub stare ubranie, z którego dawno wyrosłeś. Wspomnienie czegoś, co niegdyś pasowało idealnie do każdego fragmentu twojego ciała i ruchu lecz zastąpione przez coś jeszcze lepszego stało się jedynie marnym zamiennikiem. Nie przeszkadzało ci to jednak w żadnej mierze w sprawnej walce. Jednym, niezwykle płynnym i lekkim okrężnym blokiem sparowałeś cięcie, zaś wraz ze splunięciem w oczy Kendara drugie ostrze miecza dopełniło okręgu, nakreślonego przez blok. Jego końcówka przejechała w poprzek gardła Kendara rozcinając je głęboko i zatrzymując go w pełnym bólu i zaskoczenia spazmie.
Powalam Kendara kopniakiem w mostek, po czym gestem pełnym pogardy spluwam na jego ciało. Wyłączam miecz, po czym spoglądam na ostrze, zastanawiając się nad jego wyrzuceniem. Po chwili rezygnuję z tego - wszak może mi się jeszcze kiedyś przydać. "Może skonstruuję nowy, podwójny miecz, używając fragmentów mojego i tego podwójnego ostrza?" - myślę, jednak stwierdzam, że lepiej odwlec tą sprawę. Chwytam mój miecz i spoglądam w miejsce, gdzie stał Rodianin Saram. Pewnie uciekł, kierując się słowami tego głupca.
Furkoczącym obrotem w prawo unikam pchnięcia, i błyskawicznie dobywam miecza. Nie atakuję jednak Rodianina, tylko zaczynam go obchodzić w koło, wyczyniając mieczem efektowne sztuczki. Po chwili zatrzymuję się przy ciele Kendara, po czym zwracam się bokiem do Sarama, patrząc na truchło.
- Niby mistrz Jedi, a dał się pokonać niczym dziecko. I jak dziecko nie potrafił zjednoczyć się z Mocą - ostatnie zdanie wypowiadam rozbawionym tonem.
- Niby mistrz Jedi, a dał się pokonać niczym dziecko. I jak dziecko nie potrafił zjednoczyć się z Mocą - ostatnie zdanie wypowiadam rozbawionym tonem.
Prycham. - Więc może zagramy w bierki, jeśli tak cię to rusza? Zabiję cię bez ruszenia moim mieczem twego. A ty nawet nie dotkniesz mnie swoim. Może będziesz przez to bardziej wymagającym przeciwnikiem, niż ten pożal się boże Mistrz Jedi. - Akcentując ostatnie zdanie, spluwam na ciało Kendara.
- A ty gówniarzem. No dalej zaatakuj - podpuszczam go rozbawionym głosem - Wyładuj na mnie swój gniew. Mam nadzieję, że umiesz walczyć lepiej niż ten twój mistrz od siedmiu boleści. Tak, byś sparował chociaż dwa ataki. O sparowanie trzech cię nie będę posądzał, bo zwyczajnie jesteś na to za słaby.