Niklo właśnie opowiedział przestraszny dowcip o Jedi spotykającego Jedi Jedi oraz Jedi Jedi Jedi, czym chyba sprowokował Makankosa do bardziej zdecydowanej akcji. Faktycznie, obaj zakotłowali się w balecie ciosów, zmian pozycji i bloków. Ironiczny komentarz: Postawiłbym własnego konstruktora na to, że ten dowcip jest sprzeczny z prawem we wszystkich znanych cywilizacji układach - odpowiedział na twoje pytanie HK i dodał po chwili namysłu - Ze względu na dysponowanie przez obiekt "Niklo" funkcją "Moc" mój procesor logiczny nakazywałby obstawienie jego zwycięstwa z 81% pewnością. Jeśli jednak zasady tego starcia nie przewidują korzystania z tej funkcji, wówczas szanse rozkładają się po równo, z drobnym odchyleniem mieszczącym się w ramach błędu statystycznego.
HK podłapał natychmiast Odkrywcze stwierdzenie:Kapitanie, intonowany przez ciebie utwór to pieśń wojenna przedstawicieli pewnej bardzo prymitywnej, ograniczonej umysłowo rasy. Odtworzyć nagranie P666UD-Z15298IA.N... "DAWAJ NA RING! DAWAJ NA RING! ZARAZ CIĘ ZNISZCZĘ!!! ZARAZ CIĘ ZNISZCZĘ!!!"
Przeraźliwe wrzaski wydobywające się z głośników HK zdawały się zupełnie nie przeszkadzać walczącym. Nautolanin zaatakował dwoma szybkimi cięciami z dołu w niskiej pozycji i górnym w wysokiej, przed którymi wywijał się jak guma Makankos, kontrujący ostrzem trzymanym dziwnie, wzdłuż przedramienia. Zaraz potem odskoczył dalej od Nautolanina, pod samą ścianę i wsparł spokojnie głowę na mieczu, jakby szedł spać na stojąco. I wtedy stało się coś, co sprawiło, że oczy wypadły ci gdzieś na orbitę. Makankos zamknął oczy i... Zniknął. Jego ruch był tak piekielnie szybki, że nie byłeś w stanie go zobaczyć. Jedynie ciemna smuga rozmazująca wizję przemieściła się od ściany do byłego Jedi. Jego szczęście, że jego percepcja i refleks były trochę lepsze od twoich, bo jakimś cudem zdołał zblokować, stojąc teraz ostrze w ostrze i dosłownie oko w oko z Makankosem.
- Podnoszę, kurwa, do pięćdziesięciu. I do stu, jeśli mi ktoś wytłumaczy, co to kurwa było. - to było za dużo na moje skołatane nerwy. Wyjmuję fajka i łamiąc bezwzględny zakaz palenia zaciągam się aromatycznym, miażdżącym sensory Królowej dymem.
- Eeee... - zaproponowała rozwiązanie Iziz Pełne zaskoczenia spostrzeżenie: Jedyne logiczne wyjaśnienie, oparte o posiadane dane wskazuje, że nasz żabi rozum wzmocnił swoją motorykę poprzez "Moc". Wyjaśnienie to jest jednak nielogiczne ze względu na fakt, iż Makankos nie posiada tej właściwości... Os nie ada... Ści... INTERNAL ERROR 404. WYJĄTEK KRYTYCZNY WYSTĄPIŁ W... COMMAND 0114#S...
- Jeśli zaraz tego nie skończysz będziesz musiał łatać dwóch załogantów i reperować droida, który zmieni swój procesor w toster - zauważyła Iziz, gdy HK się zaciął, a Niklo z Makankosem zwarli się i w klinczu obaj runęli na podłogę.
Doskoczyłem do HK i wdusiłem guzik odpowiadający za twardy power off. Nie żebym chciał, zeby się pochlastali na kawałki, ale naprawda droida jest po prostu droższa. Nagłe odcięcie zasilania powinno wystarczyć, może akurat nie zapisał sobie tego widoku do stałej pamięci... prawdopodobnie.
Rzuciłem okiem na kotłujących się chłopaków. Właściwie mógłbym jakoś próbować przerwać starcie, ale kto wie, czy jeden z tysięcy morderczych odruchów Makankosa nie sfiletowałby mnie przypadkiem. Mógł to właściwie być odruch Nikla. Albo się mogłem nadziać na coś ostrego i świetlnego...
Obaj walczący zakotłowali się w uściskach, dźwigniach i niedokończonych ciosach. Miecz Nautolanina znajdował się o cal od twarzy Makankosa, ten zaś przyłożył mu ostrze do boku.
- Dość tych zabaw do cholery! Zaraz się pozabijacie, a robota nie poczeka na wasz pogrzeb! - krzyknęła zniecierpliwiona Iziz
Miecz zgasł. - Wiem kiedy przegrałem. - Nautolianin odłożył miecz pod pachę i się odchylił tak by ominąć ostrzę. - Trzeba będzie to powtórzyć. I to nie raz. Twoja forma jest odpowiedzią na moje pytania.- Wstał i wyciągnął z uśmiechem rękę do towarzysza.
Na twarzy Makankosa pojawiło się wahanie, utrzymujące się przez kilka sekund, a potem stało się coś... strasznego? Chyba tak możesz to nazwać. Trandoshanin chwycił wyciągniętą do niego dłoń i wstał, niemal niezauważalnie kiwając głowę w stronę Nikla.
- Czy ja wygrałem moje pięć dych? Makankos stówa za słowo, jak to się... - zamarłem, widząc pozytywnie nacechowany gest ze strony jaszczura. Odwracam się do HK, nie wierząc. Włączam go. Niech to szlag. Kogo ja na ten statek wpuściłem? Makankos prawie uśmietchnięty, HK kończy się logika, zaraz Iziz ściągnie majtki przez głowę. Za stary jestem do tej roboty.
NIE DRAŻNIJ GO, NIE! NIE! NIE! BO TO SIĘ SKOŃCZY ŹLE! ŹLE! ŹLE! - darł się nadal odtwarzanym z głośnika nagraniem HK, najwyraźniej nieświadomy, że miał nieoczekiwaną przerwę w transmisji - Pełne zaskoczenia spostrzeżenie: O, już skończyliście? Nikt nie zginął? Może chociaż trwały uszczerbek na zdrowiu? I dlaczego... - odwrócił mechanicznie głowę w twoją stronę - Poirytowane pytanie: Kapitanie, czy jesteś może w posiadaniu informacji kto poważył się na czyn tak elementarnie sprzeczny z definicją zdrowego rozsądku, jak wyłączenie mnie bez mej zgody i wiedzy?
- Pięknie. A teraz skoro już wasze rury, czy co tam macie, zmiękły i mózgi mogą znów zacząć pracować, niech mi jakiś kapitan łaskawie powie, kiedy zabierzemy się stąd w poszukiwaniu roboty, która pozwoli nam wreszcie odlecieć gdzie Przyprawa rośnie, jak najdalej stąd - Tak, zdecydowanie Iziz była jeszcze bardziej seksowna, kiedy się wściekała.
- Wiecie, takie sparingi mogą się powtarzać. Chcę się uczyć od Makankosa. Dobrze zapamiętałem twoje imię? Bo nie mieliśmy okazji rozmawiać.- Nastawił kark przekręcając głowę lekko w bok. Spojrzał na ciebie, ignorując Iziz. - Ale na razie można jakoś pomóc. Głos mi zachrypł, trzeba się napić.
Bez zbędnych ceregieli, wstępów i występów skierowaliście się w stronę najbliższej mordowni. Jedynie HK został na statku, bo w miejscu takim jak to nigdy nic nie wiadomo. Miejscowa mordownia nie różniła się praktycznie niczym od tych, które widziałeś poprzednio. Większość tutejszych miejscówek było obskurnymi dziurami, w większości zaadaptowanymi na pijalkę po dawnym biurze Czerki, która odpuściła sobie wszelkie interesy na Tatooine na tyle dawno, by jej niegdysiejsze placówki spadły do rangi pustynnej mordowni.
Pub do którego właśnie zawitałeś nie różnił się pod tym względem od innych. Nie ma sensu wymieniać wszystkich nazw ras jego bywalców, gdyż zakazane i poznaczone niejedną bijatyką ryje wystarczały za wspólny mianownik. Unoszący się w gorącym, suchym powietrzu charakterystyczny zapach mocnego, podłego alkoholu, dymu i czego tam jeszcze dopełniał obrazu całości, zaś za ladą, a raczej zza lady, wystawał pretendujący do miana właściciela tego przybytku Jawa.
- Ciekawe jak Jawa radzi sobie za barem.- wyraził zainteresowanie - Jakiś plan czy pytamy na ślepo kto ma jaki towar do opylenia i liczymy na łaskawość Mocy?.
- Mam na tyle dość tej dziury, że mi to obojętne. Usiądę sobie tam, o, w kącie i będę leniwie sączył drinka. - odpalam papierosa po czym udaję się zgodnie z moim "planem".
Usiedliście we troje w obskurnym narożniku wstrętnej pijalki przy zasyfionym stole, lepiącym się od brudu, piachu i pustynnego pyłu, na ohydnych krzesłach, które jakimś cudem przetrwały ostatnią bijatykę. Jakim cudem udało im się tego dokonać? Trudno było ogarnąć to rozumem, zwłaszcza ze względu na klasyczną, barową napieprzankę między jakimś Rodianinem i Kel Dorem, która rozgorzała z chwilą, gdy posadziliście swe szanowne sempiterny. Niestety, epickie starcie miejscowych meneli zakończyło się wynikiem remisowym - Kel Dor zamachnął się butelką na zielony łeb Rodianina, ale nie trafił z metra i siłą własnego ciosu rzucił się na nurka na najbliższy stół. Drugi z wojowników, najwyraźniej z nadmiaru wrażeń lub w przypływie triumfalnej radości, wyrzygał się za bar, być może na krzątającego się gdzieś w tej okolicy Jawę.
Gdy w twoim umyśle zaczęła kiełkować myśl o opuszczeniu tego przybytku intelektualnych rozkoszy, bez słowa, wstępu ani zaproszenia przysiadł się do was człowiek.
Długi, szeroki, ciemnogranatowy płaszcz z głęboki kapturem okrywającym głowę, nie skrywającym jednak twarzy na której gościł lekko prześmiewczy półuśmiech, uzbrojony w krótko i równo przyciętą, hiszpańską bródkę.
Szybki rzut okiem na i wokół niego pozwolił zauważyć ci jedną, a nawet dwie rzeczy. Pierwsza - facet ubrany był schludnie, czysto i szykownie, choć nie bez sztywnej dyscypliny. Druga - płaszcz w okolicy szyi, tuż przy spince, miał wojskowy emblemat Imperium
- Kłaniam się pani i panom jak najniżej - oznajmił cichym, spokojnym głosem, wbrew wypowiedzianym słowom siadając, nie kłaniając się za stołem. - Czy pozwolą państwo, że zamówię coś dla państwa i zająć chwilę cennego czasu? - zapytał sztampową, lecz nie fałszywą uprzejmością.
Facet w płaszczu poczekał, aż zarzygany i nieszczęsny ze wszech miar Jawa podskoczy do was.
- Cztery razy "Samum". Tylko w czystych szklankach - nie tyle zamówił, co wydał rozkaz - Bardzo dziękuję - odwrócił się do ciebie - Postaram się wyłożyć wszystko możliwie najprościej. Jesteście państwo profesjonalnymi przewoźnikami, transporterami, pilotami... Wiadomo, co mam na myśli, nie mylę się? - zapytał i wiedząc, że się nie myli, ciągnął dalej, nie czekając na odpowiedź - Nazywam się Sejon Huminro, jestem kapitanem floty Imperium. Tak się nieszczęśliwie składa, że na orbicie Tatooine pojawił się przed dwoma dniami jeden z naszych Gwiezdnych Niszczycieli. Straciliśmy z nim łączność jakiś czas temu i obawiamy się, że załoga znajduje się w krytycznym położeniu. Jest ono tym gorsze, że okręt dryfuje bezwiednie. Najwyraźniej po wyskoczeniu z nadprzestrzeni przestały działać wszelkie niezbędne systemy. O, dziękuję bardzo - knypek w kapturze postawił przed wami cztery szklanki czegoś, co samym zapachem przyprawiało o zawrót głowy, a wyglądało jak sok z piachu. - Mówiąc krótko: nie mamy żadnych danych, jednostka nie odpowiada, a samo pojawienie się okrętu właśnie tutaj po tak długim czasie jest dla nas zupełnym zaskoczeniem. Nie jest chyba dla państwa tajemnica, że nasz garnizon nie imponuje liczebnością. Obawiam się, że bardzo szybko naszym okrętem zainteresują się okoliczni piraci, złodzieje i złomiarze. Nie mogę pozwolić na to, by flota Imperium miała być rozkradana przez tego typu śmiecie, choćby miał to być wrak po przegranej bitwie, czego też jeszcze nie wiemy. Nie mogę pozwolić na to tym bardziej, że istnieje realna szansa na pomoc załodze. I właśnie do tego potrzebuję dyskretnego, szybkiego i profesjonalnego transportu.
Nautolianin spokojnie pisał na datapadzie. - A myślałem, że to ja jestem bezpośredni. Jest pan panie Huminro kapitanem i szuka pan załogi w tym miejscu?.- zapytał i podał ci datapad z dopiskiem "niebezpieczna robota, przynajmniej 10000 kredytów". - Nie jest to raczej zgodne z procedurą Imperium, nawet jeśli tutejszy garnizon ma braki.
- I co, że niby my mamy być szlachetnymi rycerzami ratującymi załogę imperialną? Policzymy sobie ekstra za ideologię. Nie taniej byłoby po prostu kupić nowy krążownik?
Wasz rozmówca zaprzeczył energicznie machnięciem dłoni
- Nie musicie być ani szlachetni, ani rycerzami. Do do procedury, to jest ona ze wszech miar niestandardowa. Żadna jednostka nie zniknęła jeszcze na tak długo, jak "Defiler" i nie zdarzyło się jeszcze, by pojawiła się tak daleko od ostatniego punktu docelowego bez żadnego powodu i możliwości kontaktu z załogą. Odpowiadając na ostatnie pytanie - nie, nie byłoby taniej. A nawet gdyby, Imperium nie pozwoli sobie na rozkradanie własnych zasobów przez niewydarzonych piratów z Tatooine - wymówił ostatnie słowa z nieskrywaną pogardą - Jeśli na statku znajduje się ktoś żywy, uratowanie go i pozyskanie informacji jest dla mnie priorytetem. Nie mam czasu, który mógłbym stracić, bo okoliczne ścierwojady zaraz zlecą się do okrętu jak do świeżego mięsa, jeśli już ich tam nie ma. A w takiej sytuacji jest rzeczą absolutnie niepożądaną, by jakakolwiek sprawna część uzbrojenia tej jednostki trafiła w niepowołane ręce.
Spauzował na chwilę, najwyraźniej w gardle zaschło mu od krążącego w powietrzu pyłu, po czym ciągnął dalej:
- To, co oferuję państwu, to uczciwe, atrakcyjne wynagrodzenie i wdzięczność Imperium w zamian za pomóc w transporcie żołnierzy z naszej bazy tutaj, na planecie, na pokład "Defilera". Złożyło się tak nieszczęśliwie... I byłoby dobrze, gdybyście tego państwo nie rozgłaszali... - dodał nieco innym tonem - Że dysponujemy w tym momencie jedynie dwiema jednostkami transportowymi przystosowanymi na potrzeby takich zadań, z czego jedna kurzy się właśnie w warsztacie w związku z nieokreśloną ilością usterek. Nie sposób znaleźć czegokolwiek przydatnego na tej przeklętej pustyni... - rzucił lekko poirytowany, ale szybko odzyskał rezon - Wracając do meritum, przewozicie państwo jedną z grup zwiadu, która nie może polecieć statkiem oczekującym naprawy w bazie, na pokład niszczyciela. Jeżeli zaistnieje potrzeba, zabieracie z powrotem rannych członków załogi, wybrany sprzęt itd.
- Bez angażowania się? Tylko transport?- Nautolianin uśmiechnął się.- Myślałem, że oczekuje pan od nas zbadania tego statku widmo. Bo boi się pan posłać swoich ludzi. Zbyt duże zagrożenie. A tu misja typu poleć i wróć? I na pewno nie zamieni się w tani horror huttów, gdzie będziemy uwięzieni na statku pełnym robactwa rozrywającego klatki piersiowe?- Spojrzał na ciebie, jakby badając co o tym wszystkim myślisz. Wrócił wzrokiem do imperialnego.-Jest pan odpowiedzialnym dowódcą i poleci na tą misje czy zostanie w bezpiecznej piaskownicy?
- Ocenę tego jakim jestem dowódcą pozostawię innym - wyczułeś w jego głosie nutę groźby - Natomiast tak, polecę razem z moimi ludźmi. Co zaś tyczy się pańskich wątpliwości i zastrzeżeń odnośnie charakteru i zakresu waszych obowiązków, to mogą się one w każdej chwili zmienić, proporcjonalnie do wynagrodzenia. Nie ukrywam, że bardzo przyda mi się jeszcze kilka doświadczonych osób do ewentualnego rozpoznania, ale nie mogę i nie chcę naciskać na państwa w kwestii narażania się na bezpośrednie zagrożenie. Mogę tu jedynie zaoferować większą gażę, jeśli taka wizja nie jest wam straszna.
- Większa gaża mi się podoba, większe obowiązki mniej. Piętnaście kafli na dzień dobry, za przelot, imperialne interesy i zakapiorów na pokładzie. Haczyk wliczony w cenę, możesz powiedzieć co to jest, ale nie musisz. Co do rozpoznania - pogadam z załogą, jeśli przemówisz do naszych kieszeni.
- Doskonale, umowa stoi - bez cienia wahania oficer wstał i uścisnął ci dłoń - Jeśli nie macie państwo więcej pytań, odlatujemy za godzinę. W tym czasie moi ludzie stawią się w pańskim doku, a państwo zdążą poczynić, mam nadzieje, niezbędne przygotowania. Umówiona kwota zostanie przelana na wskazane konto natychmiast zakończeniu zadania. Do zobaczenia zatem - pozdrowił was, skłaniając się lekko każdemu z osobna i odwracając się w stronę wyjścia.
- Czy jak powiem, że mam złe przeczucia wycofamy się? - Nautolianin zrobił nieprzyjemny grymas, który spotęgowała blizna na jego twarzy. - Może jestem paranoikiem, ale tak jak ja go wyczułem on mógł wyczuć mnie. Mimo, że się wynurzam z mocy z tak bliska jest ryzyko wykrycia. Chyba.- Rozejrzał się po sali.- Nadal mi się to nie podoba, nawet jeśli miałbyś w planach coś tak szalonego jak zrobienie dymu i kradzież gwiezdnego niszczyciela.