Przekosmiczna książka. Najbardziej podobało mi się, że Grzędowicz rozwinął wątek Filara. W tomie pierwszym syn Oszczepnika był straszną kluchą i takie też były jego rozdziały. Szczególnie raziło to, gdy porównało się je z wątkami poświęconymi Drakkainenowi - nie oszukujmy się, to on napędzał pierwszą część kwadrologii. Tymczasem w drugim tomie wszystkie rozdziały były ciekawe. Nie męczyło mnie już to, że muszę brnąć przez średnio ciekawą opowieść o Tendżaruku, żeby dowiedzieć się, co tam dalej z Vuko.
Czy Drakkainen traci zapał do ironizowania? Coś w tym jest, ale jak już zasunie sarkazmem, to można śmiać się do rozpuku. Niezwykle ciekawie obserwuje się dojrzewanie bardzo racjonalnego człowieka do akceptowania magii. Van Dyken popełnia błąd i Vuko zamiast dalej próbować spacyfikować naukowca, ma z nim prywatne porachunki i nie odpuści, póki ten nie zdechnie.
Największe brawa należą się jednak Grzędowiczowi za spacyfikowanie Cyfral. Ulf byłby przecież niezniszczalny mogąc władać mocą uroczysk i posiadając jeszcze dodatkowo wspomaganie. Przez jakiś czas na pewno by się to czytało z przyjemnością, ale w końcu zaczęłoby nużyć, że nie ma dla Nocnego Wędrowca rzeczy niemożliwych. A tu psikus, rzucamy protagoniście kłody pod nogi - mistrzostwo.
Bawiłem się przy tym tomie równie dobrze, jak przy pierwszym i z czystym sumieniem ponownie wystawię ocenę 9,5