Sesja kami

- Procedura lądowania zakończona. Prosimy udać się do wyjść awaryjnych. - dotarł do ciebie zwielokrotniony echem głos atomatycznego pilota. Cała ogromna Conestoga trzęsła się podczas lądowania. Teraz panowała ta sama co wcześniej, śmiertelna cisza. Nie masz pojęcia gdzie wylądowaliście, ani czy była to procedura awaryjna, czy może został ktoś zdolny do wylądowania na najbliższej planecie. Siedzisz zamknięta w zbrojowni, w której poza tobą i twoją “emką” zostały tylko tarcze strzelnicze.

Cisza...

Jak dotąd nikt nie zapukał do drzwi. Ani nic.
Pokrywa kapsuły po raz kolejny podniosła się leniwie. Kobieta przez jakiś czas nie reagowała na otoczenie, ale cisza, a wreszcie kilkukrotnie powtórzony komunikat sprawił, że otworzyła oczy. Po jakimś czasie w ciszy postanowiła wyleźć znowu z lodówki i znów zmienić punkty podparcia ciała. Nie było sensu, ale przecież nie będzie udawała, że nic się nie stało przez cały czas.
Szzt. Drzwi na korytarz się rozsunęły, a ona zwątpiła, czy chce stamtąd wychodzić. Cisza tu, spokój, nic się nie dzieje... Rozejrzała się wokól i zrezygnowana wróciła do kapsuły. Leżała tak sobie z zabezpieczonym karabinem na brzuchu i słuchała powtarzającego się komunikatu. Nuda. Oczy znów się przymknęły.
W trakcie krótkiego spojrzenia wgłąb korytarza dostrzegłaś blade światła sunące szybko wzdłuż sufitu w stronę wyjść ze statku. Drzwi zasunęły się znowu. Karabin zdawał się najbardziej realnym elementem tego wszystkiego. Po chwili usłyszałaś hałas, piskliwy, świdrujący mózg dźwięk. Ah, tak, to cisza dzwoni w uszach.
Minuta, dwie, trzy - cisza. I cisza. I jeszcze więcej ciszy.
Sekundy w minuty, minuty w godziny... A może nie? Ile ona tam siedziała? Cisza myli rozum... Poruszyła się o drobinkę - nic się nie stało... To może wyjdę...? Myśli znów wyrwały do przodu posyłając jej pamięci pasma jasnego światła przesuwające się po podłodze kilka poziomów wyżej... Może wciąż...
Szzt. Wyjrzała zza wrót i weszła w pole ciał. Zacisnęła usta i czubkiem buta przewracała żołnierzy i swoich ludzi w poszukiwaniu jakichś ciekawych zabawek, które pomogą jej stąd wyjść. Oczywiście, mentalnie pacnęła się otwartą dłonią w czoło, tylko żołnierze będą coś mieli... Pipaki najlepiej... wtedy nie będzie trudno powiedzieć, czy ktoś nie nadchodzi z naprzeciwka...
- Zmywaj się, lala... - mruknęła do siebie.
Pomijając część trupa w opuszczonym pokoju i dwie części dwóch pozostałych tuż przy wyjściu, korytarz był pusty. Parę metrów dalej rozwidlał się w trzy strony. Wszędzie panowała cisza, korytarz rozświetlały blade światła wskazujące drogę do wyjść. Kajuty po obu stronach korytarza zdawały się być zamknięte.
Obszukać obszukać, może będą mieli coś przy sobie. Sorry chłopcy, ale wam sę to już nie przyda. O, pipak, doskonale. Coś do stzrelania? Emy. W takim razie, panie ekspediencie, zabiorę ten, który ma najwięcej amunicji. Żarty żartami, ale drugi em idzie na ramię na pasku... Dobra, w drogę, bo jeszcze się okaże, że ktoś... Lalala. Lewo, prawo, prosto. Schowana za winklem celowałą w wejścia do korytarzy wykrywaczem. No dalej dziecinko, gadaj czy, a jak tak to ilu...
Motion tracker zdawał się nie zważać na okoliczności i okazał się bardzo nierozmowny. Stałaś tak przez chwilę, nie widząc ani kropek na ekranie, ani nie słysząc charakterystycznego pisku świadczącego o tym, że wykrywacz złapał zakłócenie fali.
Postąpiłaś kilka kroków do przodu. Nagle usłyszałaś piknięcie wykrywacza. Stając, natychmiast spojrzałaś na ekranik, na którym przez mniej niż sekundę, na samym szczycie skali, czyli jakieś 30 metrów przed tobą, pojawiła się kropka, która natychmiast znikła, by nie pojawić się ponownie.

Cisza...
Szczerze ci powiem, kochany, nie chciałam, żebyś pipczał, rozumiemy się? Nie ma tu nikogo oprócz mnie, więc nie ma co się uaktywniać... Chociaż jakby co, to wiesz... Pokręciła z niedowierzaniem głową i serio, modliła się, by to było tylko zakłócenie... Właśnie wpadła jej do głowy chytra myśl... Przydałby się jakiś hełm, do licha rogatego... Lufa broni podsunęła się sugestywnie do góry, na wypadek oczywiście. No to w drogę. Poszła przed siebie.
W trakcie następnych kroków, nie pojawiły się ani zakłócenia, ani nic innego. Stanęłaś przez rozwidleniem korytarza, który na wprost prowadził zapewne do centrum piętra, na którym się znajdujesz, po lewej stronie widniał podświetlany napis LAB, po prawej zaś napis MED
MED pierwsze. Zerknięcie ostrożne przez okienko, tak jednym okiem, i jeśli nic ani nikt nie czai się z drugiej strony - wpraszam się.
Widzisz duże pomieszczenie, około 20 na 15 metrów. Pełno w nim probówek, słojów, butelek i innego rozbitego szkliwa. Jest też kilka przestrzelonych komputerów, a także wiele szafek, z których część jest otwarta lub naderwana, wypluwając bandaże, pastylki lub śliniąc się resztkami jakichś dziwnych płynów. Główna szyba z pleksiglasu jest nietknięta, choć widzisz, że na podłodze jest dużo szklanych odłamków. Gdy podchodzisz do drzwi, słyszysz kolejne brzęknięcie motion trackera, który zaznacza coś w odległości... półtora metra od ciebie. Zanim zdążyłaś pomyśleć "ojejku", drzwi automatycznie otwierają się i wyskakuje na ciebie zza nich (!!!) ta sama, grobowa, laboratoryjna cisza...
Czy wykrywacz złapał po prostu ruch drzwi, czy może coś na wyższym piętrze? Ciekawe.

Chociaż "ciekawe", to może nie najlepsze słowo...
Hmm... no chyba nic tu nie będzie ciekawie sterylnego... Podeszła jeszcze kawałeczek do zamkniętych drzwi. I fakt, nie zdążyła nawet pomyśłeć "szlag"... Stłumiła krzyk przerażenia, za bardzo się bała, żeby do krzyku otwierać usta. Ale gdyby coś mieszkało w jej głowie, teraz cierpiałoby na zespół głuchego Jacka. Oj, wykrywacz... Znaczy coś było, jakieś pip, ale nawet nie żdążyłąm nawet popatrzeć dokładnie. Kurwa... Ręce się tzręsły lekko...
Wchodzić czy spier... Wykrywacz przeskanował pomieszczenie i jeśli nie wydał żadnych bipów... Nie, zamykamy drzwi i won w inną stronę. Korytarz w lewo, czyli w prawo z poprzedniego ustawienia względem rozgałęzienia. Trudno, apteczk poczeka...
Odeszłaś od laboratorium, pozostawiając jego zawartość samej sobie. Po paru krokach odniosłaś wrażenie, że jego zawartość jednak ma na ten temat odmienne zdanie, bo usłyszałaś cichy mechaniczny dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłaś się, słysząc piszczenie wyrywacza, który wyłapał zakłócenia powodowane przez coś, co nie tyle pełzło czy biegło, ale popierdalało w twoją stroną z zawrotną prędkością po podłodze, przebierając... palcami? nóżkami? mackami? Cholera wie, i to w tej chwili chyba najmniejszy problem.
Odgłos zdecydowanie nie należał do kojących skołatane nerwy. Kobieta odwróciła się w stronę, z której nadchodził dźwięk i nie myśląc zbyt długo odpowiedziała powitalnie serią z karabinu. Strzelała tam, po czym cholerstwo lazło.

Cytat

Strzelała tam, po czym cholerstwo lazło.


Strzelałaś po podłodze, po lewej ścianie, po podłodze, po prawej ścianie, po podłodze i po suficie, a do tego po podłodze. To coś było wszędzie, choć było tylko jedno. Gdy z sufitu skoczyło na ciebie frontalnie, nareszcie trafiłaś. Owo coś odleciało jakieś 10 metrów ciśnięte pociskiem i znieruchomiało, po czym... zaczęło parować, wylewając z siebie jakieś żrące gówno. Wyglądało jak wielka, żółta, skurczona dłoń z ogonem. Dodatkowo twój humor poprawił wyświetlacz stanu magazynka. Prześliczna czwóreczka...
Oddech rzęził w gardle, panika dodała do niego nutkę pisku i wyszło całkiem ciekawie. Ręce trzęsły się na karabinie, ale nie puszczała. Spanikowana otarła twarz o ramiona i po chwili zdecydowała się jednak iść dalej, nie oglądać się, zmienić broń na tę z większą ilością amunicji i nie oglądać się za siebie. Wykrywacz przodem...
Światła wcześniej były na górze, może zatem trzeba iść w górę tej cholernej kupy złomu... Tylko którędy...
Światła awaryjne uporczywie wskazywały drogę, pędząc po obu stronach sufitu do schodów na niższe piętra, a dalej zapewne do wyjścia...
Czy na pewno? Wcześniej światła były na suficie... Chwileczkę. Wystarczy troszkę pogrzebać we wspomnieniach, żeby przypomnieć sobie co i jak i gdzie tutaj jest... W końcu nie było to aż tak dawno temu... Wydostać się, najlepeij czymś, co lata... Ale najpierw sprawdzić która część statku działa... Jak! Gdzie! MYŚL! Bardzo rozmowna kobitka, zwłaszcza w trakcie marszu przez nawiedzony statek. Hehe, welcome to the jungle...
Czyli postanawiasz iść w stronę...? Schodów na niższe piętro? Schodów na wyższe piętro, gdzie znajduje się centrum dowodzenia tą łajbą? Czy może do kibla (drzwi po prawo)?
Kusząca propozycja, ale może później. Kibel. Pff! Jak to wyglądało, cholerstwo. Ooo! Na góę zatem, może tam coś jeszcze miga...
Lufa podnosi się, opiera na otwartej dłoni, emti też się trzyma... W drogę.
← Alien 2
Wczytywanie...