Taktyczny odwrót był o wiele prostszy do wykonania niż dotarcie do wyjścia. Wszyscy zdali się zaangażować w walkę, jedynie lekarze i obsługa medyczna na drugim piętrze pozostali na miejscach, zdezorientowani i zdenerwowani. Gdy wróciłaś pod salę operacyjną, oświetloną awaryjnym, choć rażąco jasnym światłem widziałaś, że chirurg właśnie odkładał narzędzia, a pozostali majstrowali coś przy aparaturze i jakimś dziwnym pojemniku, który wyglądał jak mała przenośna lodówka do piwa.
Sesja kami
Jeden z doktorków widząc cię wyszedł z sali. Zdjął rękawiczki i maskę, po czym rzekł:
- Pani jest żoną, tak? - zapytał retorycznie - Może być pani spokojna, mężowi nic już nie grozi, choć nie kryję, że ta przerwa w zasilaniu była niezwykle niebezpieczna i chyba generalnie nie jesteśmy bezpieczni... - odetchnął ciężko - Wybudzimy pani męża, ale musimy to robić stopniowo. Inaczej dozna ciężkiej hipotermii, która mogłaby zagrozić jego życiu.
- Pani jest żoną, tak? - zapytał retorycznie - Może być pani spokojna, mężowi nic już nie grozi, choć nie kryję, że ta przerwa w zasilaniu była niezwykle niebezpieczna i chyba generalnie nie jesteśmy bezpieczni... - odetchnął ciężko - Wybudzimy pani męża, ale musimy to robić stopniowo. Inaczej dozna ciężkiej hipotermii, która mogłaby zagrozić jego życiu.
- Pewien rodzaj pasożyta - odparł lekarz - Infekuje nosiciela innym pasożytem i sam obumiera. Zaszczepiony przez niego pasożyt niestety zabija nosiciela... Ale właśnie z tego powodu przeprowadziliśmy operację. Uwolniliśmy pani męża od obcego organizmu i już nic mu nie grozi. - powiedział, podsumowując uśmiechem.
- Myślę, że w ciągu pół godziny do godziny powinien odzyskać przytomność - odpowiedział chirurg i wzdrygnął się, gdy przez ścianę dobiegło was po raz kolejny głuche dudnienie eksplozji na zewnątrz budynku - O ile wcześniej nie obudzą go te hałasy - próbował zażartować nerwowo - Chyba dzieje się tam coś poważnego, przyznam, że martwi mnie to. Jeśli chce pani zostać z mężem przez ten czas... - zawiesił sugestywnie głos, siląc się na uśmiech pomimo zdenerwowania.
Przez ten czas, który spędziłaś siedząc na krześle przy szpitalnym łóżku, na piętrze zapanował nerwowy ruch. Ranni, jęczący, krwawiący i nieprzytomni żołnierze niesieni przez innych żołnierzy w towarzystwie lekarzy do innych sal, wypełniali korytarz echem pospiesznych kroków i urywanych rozmów.
Oglądała się wokół z niepewnością malującą się na twarzy. Kilka razy podrywała się, by pomóc, ale za każdym razem były to tylko podrygi pamiętających stare czasy nóg gaszone przez umysł dysponujący świeższym wspomnieniem. Nie idę. Nie... Wtedy też tak było, przylecieliśmy, żeby pomóc, pach pach i już nas do krio pakowali, a potem to na Concie. Nie nie nie. I za każdym razem tak samo. Nawet zaczęła do Jima przemawiać, żeby wiedział, że nigdzie się nie wybiera od niego. Leżał taki spokojny, spał właściwie. Ciemna karnacja, ciemne, krótkie włosy i ciemna oprawa oczu. Szczupły, jakby niedokarmiony, wysoki tak, że sięgała mu do brody i spokojnie mógł się na niej podeprzeć. Ona za to mogła go łaskotać po bokach, bo nie widział znad niej jakie zamiary niecna malują się w jej oczach. Lekko kręcone włosy... A bez brody wyglądał jak nastolatek. Zaśmiała się przez łzy.
- Zaczekaj tu kochany, tylko sprawdzę co się dzieje. - Szepnęła mu do ucha, pocałowała, zabrała broń i pobiegła w stronę odgłosów wystrzałów.
- Zaczekaj tu kochany, tylko sprawdzę co się dzieje. - Szepnęła mu do ucha, pocałowała, zabrała broń i pobiegła w stronę odgłosów wystrzałów.