Muszę przyznać, że Na Ostrzu Noża to kawał fajnej lekkiej lektury. Z Zambochem mam styczność po raz pierwszy, więc nie mogę odnieść się do powszechnych zarzutów, że książka ta jest kalką poprzednich powieści. Początkowo nie widziałem nic specjalnego w tym tekście, lecz gdy doszedłem do momentu odwiedzenia obozu przez Koniasza, zacząłem powoli się angażować w lekturę.
Uważam, że twoja ocena Strażniku jest nieco za wysoka. Sam bym dał standardowe 7
Bardzo, ale to bardzo denerwowało mnie przedstawienie Koniasza jako Terminatora. Sto tysięcy potyczek, z których najczęściej wychodzi zwycięsko, a jak nie zwycięsko, to szczęśliwie udaje mu się uciec. Bum, trzask, prask, o mało co nie stracił ręki, ale następnego dnia już jest wszystko ok. Mała wzmianka o tym, że kończyna jest zdrętwiała i strasznie boli, ale od razu się przekonujemy, że w niczym mu to nie przeszkadza. To już nawet wiedźmin Geralt jak dostał porządnego łupnia od Vilgefortza, przez długi czas się kurował, a problemy z nogą miał kilka tomów
Tak samo jest w przypadku Kowalskiego. Z twarzy w pewnym momencie miał masakrę, ale poza lekkimi zaburzeniami widzenia nic mu nie było.
Bohaterem, którego lubię najbardziej, jest Bonsetti. Chyba tylko dlatego, że Zamboch jeszcze go nie zdążył zbytnio tknąć
Mistrza szermierki pozbawionego uczuć jestem w stanie zaakceptować, ale jak on też będzie terminatorem, to ja dziękuję, postoję. Miłym elementem książki są nieliczne ilustracje, które pozwalają na chwilę oderwać myśli między kolejnymi potyczkami. Gdy doszedłem do momentu, gdzie wychodzi na jaw, że Koniasz ma dowodzić karawaną, z uznaniem pokiwałem głową. Bardzo ciekawy pomysł, a wszystkie te problemy, z którymi się borykają, naprawdę wciągają.
Na Ostrzu Noża to dobra lektura przed/po czymś ambitniejszym. Jeżeli komuś nie przeszkadza, że główny bohater średnio co 20 stron dostaje takie wciry, że powinien już dawno wąchać kwiatki od spodu, a i tak dycha i to całkiem przyzwoicie, to naprawdę polecam.