Recenzencka ofensywa trwa – sygnał do ataku dał generał Hassan, recenzując dla Was rzetelnie ocenione i świetnie oprawione "Metro: Last Light", "Iron Mana 3" oraz "Dead Island Riptide". Marszałek naczelny nie może być gorszy, dlatego z piórem i łopatą ruszam(y) do Graciarni, gdzie od dziś możecie podziwiać nowego truposza.
A jest co podziwiać, bo recenzowany klasyk, to "Vampire The Masquarade: Bloodlines", gra według wielu zasługująca na miano jednej z najlepszych w historii wirtualnej rozrywki. Gra równie dobra, co zapomniana – i zrozumiale, i niepotrzebnie. Gra, o której każdy z was, nędzni śmiertelnicy, powinien pamiętać. A dlaczego...?
A dlatego, że... sami się przekonacie. Dość powiedzieć, że siadając do "Bloodlines" miałem ze sobą bagaż kilkunastu lat doświadczeń z grami fabularnymi, w tym szczególnie bliskim memu czarnemu serduszku "World of Darkness". Tyle doświadczeń, ile wymagań i tyleż apetytu, a zarówno ja, jak i mój wampir, nie jemy byle czego.
Przeczytajcie więc o "Uczuciach mieszanych jak krew"!