W głowie się nie mieści

4 minuty czytania

Pixar jest dla mnie studiem legendarnym. Do dzisiaj wspominam wspaniałe seanse kinowe takich hitów jak "Toy Story" czy "Potwory i spółka", które urzekły mnie za dzieciaka i bawią do teraz. Logo ze skaczącą lampką wywołuje podobnie pozytywne emocje, niczym 3DO w starych odsłonach "Heroes of Might & Magic". Niestety w ostatnich latach produkcje wypuszczane przez Pixar były przeciętniakami i zbierały raczej średnie recenzje, tak od krytyków, jak i od widzów. Niemniej jednak fani nie tracili nadziei na pojawienie się godnego następcy dawnych animacji. I tak w 2015 roku "W głowie się nie mieści" szturmem wdarło się na rynek, z miejsca zdobywając owacje na stojąco na festiwalu w Cannes. Mnie osobiście produkcja ta aż tak nie porwała, jednakże nie mogę jej zarzucić braku oryginalności czy tej iskierki, którą powinna posiadać każda bajka. Zresztą wystarczy przejrzeć pobieżnie internet i od razu widać, jak wysokie oceny otrzymuje ten film. Co w nim takiego świeżego?

w głowie się nie mieści

Riley to zwyczajna nastolatka. Tak jak każdy z nas, ma swoje problemy i powody do uciechy. Dzięki twórcom animacji możemy jednak zajrzeć do jej głowy i dowiedzieć się, dlaczego na niektóre wydarzenia reaguje tak, a nie inaczej. Okazuje się, że za uczucia dziewczyny odpowiada pięć spersonifikowanych emocji – Radość, Smutek, Strach, Odraza oraz Gniew. Wszystkie wspomnienia dziecka zapisywane są w postaci kryształowych kul, które mogą być w dowolnej chwili odtworzone. Parę z nich stanowi fundamenty osobowości Riley, zasilając swoją energią wyspy odpowiedzialne za jej podstawowe reakcje i nastawienie do świata – wyspa przyjaźni, wyspa hokeja etc. Pewnego razu w centrum dowodzenia dochodzi do wypadku, w którym fundamentalne wspomnienia zostają wyssane do odległej pamięci długotrwałej, a wraz z nimi Radość oraz Smutek. Muszą one sprowadzić z powrotem niezbędne kule, zanim nastolatka całkowicie się załamie. Tymczasem przez dłuższy czas sterują nią jedynie Strach, Odraza i Gniew.

w głowie się nie mieści

Pomysł z małymi stworkami, dbającymi o nasze ciało, nie jest niczym nowym. Większość starszych czytelników z pewnością przypomina sobie znakomity francuski serial animowany pt. "Było sobie życie". Tam jednakże wyjaśniano dzieciom, jak działa nasz organizm, tutaj natomiast twórcy poszli bardziej w stronę abstrakcji. Na podstawie humanoidalnych stworków w głowie zręcznie przedstawili widzom opowieść o trudach dojrzewania i nie zawsze łatwych relacjach międzyludzkich. Co ciekawe, w pomyśle sterowania Riley z centrum dowodzenia umieszczonym w mózgu widzę równocześnie zalety oraz wady. Z jednej strony cały obraz przypomina grę komputerową, w której bohater zachowuje się tak, jak mu rozkaże kontrolująca go emocja, co dostarcza całą gamę wydarzeń – od zabawnych, aż po przykre. Jednakże tym samym goście z Pixara pozbawili nas wolnej woli, jakbyśmy zawsze musieli postępować, idąc za głosem naszych uczuć – nigdy wbrew nim. Nie dają one nam podpowiedzi, a po prostu samodzielnie za nas myślą.

w głowie się nie mieści

W pewnym momencie seansu miałem również wrażenie, że "W głowie się nie mieści" jest o emocjach... emocji. Trochę szukam dziury w całym, ale przykładowo Radość dosyć często odczuwa smutek – czy ona też ma w głowie ludziki, które nią sterują? Skoro już narzekam, to uważam także, że mało było tutaj humoru, po którym mógłbym zaśmiewać się do rozpuku. W gruncie rzeczy wszelki żart sytuacyjny scedowano na Gniew i w mniejszym stopniu Strach, ale wykonano to w sposób nieco oklepany. Rewelacyjne są króciutkie momenty, w których zaglądamy do głów innych ludzi czy zwierząt, jednak takie urywki nie wystarczą, żeby zasilić całą produkcję śmiechem. Zresztą jakoś nie wydaje mi się przypadkiem, że w jednym ze zwiastunów pokazane są wyłącznie te epizodyczne momenty. Zakochałem się za to w Bing Bongu – zmyślonym przyjacielu Riley, o którym zapomniała i biedak od tego czasu błąka się po odległych zakamarkach pamięci długotrwałej. Stworek jest mocno odrealniony – tylko dziecięcy umysł mógł kogoś takiego wymyślić. Jednocześnie pozostaje tak pociesznie słodki, że na sam jego widok na twarzy od razu pojawia się banan.

w głowie się nie mieści w głowie się nie mieści

Chociaż mogę sarkać na niektóre pomysły twórców, w wielu miejscach doskonale oddali oni w sposób obrazowy, co się dzieje w naszych głowach w różnych sytuacjach. Pozostawienie w centrum dowodzenia Strachu, Gniewu oraz Odrazy nieuchronnie prowadzi do rozpadu osobowości Riley – muszę przyznać, że ukazano to po prostu genialnie. Dziewczyna z dnia na dzień staje się coraz bardziej apatyczna i skłonna do nieprzewidywalnych zachowań, aż w końcu pozostaje jej tylko otępienie i znieczulica. Moim zdaniem goście z Pixara przez to wspaniale pokazali dzieciom, że wszelkie emocje są niezbędne – nie można cały czas się radować, w życiu czasem trzeba poddać się smutkowi. W końcu po burzy zawsze wychodzi słońce. Co więcej wracam często myślami do przechadzki po pamięci długotrwałej, w której śmieciarze wciągali na złomowisko poszarzałe kule – przecież niepielęgnowane wspomnienia zwyczajnie blakną. Dodajmy do tego inne cudownie surrealistyczne krainy, które odwiedzą nasi protagoniści, a otrzymamy bardzo smakowity produkt. Chapeu bas!

w głowie się nie mieści w głowie się nie mieści

Szczerze mówiąc, trudno jest mi się wypowiedzieć jakoś konkretnie na temat polskiego dubbingu – nikt mnie nie porwał ani nie zawalił swojego występu na tyle, że zapadłby mi w pamięć. Całkiem nieźle oceniam trójkę głównych aktorów: Małgorzatę Sochę (Radość), Kingę Preis (Smutek) oraz Michała Pielę (Bing Bong). I to byłoby na tyle, niemniej jednak brak uwag uważam za dobrą monetę dla tego filmu. Wizualnie animacja prezentuje się doskonale, ale czego innego spodziewać się po ludziach, którzy na produkcjach tego typu po prostu zjedli zęby. Muzycznie również wykonano porządną robotę i mam tu na myśli zarówno Michaela Giacchino, jak i polskich speców od przekładu. Piosenka Bing Bonga wkręca się tak mocno w mózg, że aż żałuję, iż nie wrzucono jej w naszym rodzimym języku gdzieś do internetu.

w głowie się nie mieści

"W głowie się nie mieści" to bardzo dobra, odważna animacja, która porwała tłumy – mam wrażenie, że w większości dorosłych, jednak dzieci też się nią zachwycały. Mnie nie do końca urzekła tak, jak innych, bo chyba zbytnio zaangażowałem się w szukanie sensu, dostrzegając chybione pomysły. Zbyt wiele oczekiwałem po filmie w związku z mnóstwem pochlebnych opinii, zamiast zwyczajnie dać się porwać fabule. Trochę jednak nie rozumiem, czemu na pięć emocji tylko jedna była pozytywna. Gdzie miejsce chociażby na Miłość – dlaczego przehandlowano ją za coś takiego, jak Odraza? Szkoda mi takich lapsusów, bowiem twórcy na paru polach wykazali się po prostu perfekcyjną intuicją i w bajkowy sposób pokazali, co dzieje się w naszej głowie. Produkcja Pixara mogła być ideałem, lecz niestety teraz zapewnia "tylko" dobrą rozrywkę. Polecam, może wy dostrzeżecie w niej coś więcej.

Ocena Game Exe
7
Ocena użytkowników
7.63 Średnia z 4 ocen
Twoja ocena

Komentarze

0
·
"Trochę jednak nie rozumiem, czemu na pięć emocji tylko jedna była pozytywna. Gdzie miejsce chociażby na Miłość - dlaczego przehandlowano ją za coś takiego, jak Odraza?"

Jeżeli mogę trochę naprowadzić recenzenta - to, jakie ludziki znajdują się w głowie dziewczynki nie jest przypadkowe - trochę wydaje się to zahaczać o tzw. "emocje podstawowe"

http://psychoprimum.b...-paula-ekmana/

Jakby nie spojrzeć - z wyróżnionych emocji podstawowych w filmie brakuje tylko zaskoczenia - pewnie głównie dlatego, że trudno byłoby je przedstawić twórcom

Dodaj komentarz

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...