Sesja manfreta

[ Ilustracja do kilku najbliższych postów - tutaj ]

Przemierzając kolejne komnaty i poziomy świątyni jedi na Tythonie, nie mogłeś oprzeć się przytłaczającemu wrażeniu, jakie wciąż na tobie wywierała. Choć przez ostatnich kilka lat był to zarówno twój dom, jak i miejsce samodoskonalenia oraz trudnej, pełnej dyscypliny nauki, nie przyzwyczaiłeś się jeszcze do jej majestatu i wyniosłości. W tym względzie świątynia oddawała ducha samej planety - wielkiej, potężnej, niejako zwieszonej gdzieś w próżni pomiędzy wszechobecnymi w całej galaktyce konfliktami, cierpieniem i wojennym zgiełkiem.
Pamiętałeś dobrze dzień, w którym po raz pierwszy postawiłeś stopę na Tythonie, a także oszołomienie na widok siedziby Zakonu. Pierwsze miesiące zbiły się w nierozłączny zlepek uczuć, myśli i doświadczeń, które w chwilach zadumy, takiej jak obecna, wracały do ciebie, przebłyskując w świadomości.

Nie było łatwo - szkolenie jedi przekraczało wszelkie wyobrażenia zwykłego człowieka o możliwościach i obowiązkach związanych z życiem Obrońców Republiki, ty zaś nie byłeś przecież najmłodszy i musiałeś poważnie nadganiać kilkuletnie braki. Z pewnością nie udałoby się, gdyby nie twój wrodzony potencjał, pozwalający nadrobić zaległości szybciej i efektywniej, niż przewidywali niektórzy z uczących cię rycerzy, jak również twój mistrz, który dostrzegł te postępy i zadecydował o przyjęciu cię na indywidualne szkolenie.

Dziś mistrz Frey nie onieśmielał cię już tak bardzo jak na początku, podobnie jak inni członkowie Wysokiej Rady Zakonu, których - choćby przez wzgląd na wysoką pozycję, jaką zajmował w niej twój mistrz - musiałeś spotykać częściej niż pozostali padawani, a nawet rycerze. Niemniej wciąż, podobnie jak cała wspaniała świątynia, wizja nadchodzącego spotkania z Radą, zwłaszcza podczas absencji Freya, przyprawiała cię o ciarki na plecach.

Idziesz korytarzami przepełnionymi spokojem i koncentracją, sporadycznie mijając starszych padawanów i kilku rycerzy, którzy pozdrawiają cię w milczeniu. Przechodzisz przez Salę Pamięci, oglądając wyświetlane w niej hologramy wielkich mistrzów Zakonu, których imiona zapisano złotymi zgłoskami na kartach jego historii.



Mistrz Shan, mistrz Vandar... Są tu wszyscy, których poznałeś z opowieści i lekcji, a także kilku, których nie znasz. Gubiąc się na chwilę w przemyśleniach pokonujesz kolejne wielkie, kręte schody na kolejne piętra, wychodząc już na korytarz prowadzący do Komnat Rady i Sali Obrad na jego końcu. Wszystko skąpane jest w chłodnym, lecz odprężającym świetle ściennych kryształów, pomagającym wyciszyć niechciane emocje. Zabrak wyjechał przeszło miesiąc temu, pozostawiając cię pod opieką kilku innych mistrzów, jak też zlecając parę drobnych zadań pozwalających ci wprawić się w rolę arbitra, dyplomaty lub też godnego zaufania zakonnika, zależnie od sytuacji, w której się znalazłeś pomagając mieszkańcom planety w ich codziennych problemach. Martwiło cię, że mistrz nie zdradził przyczyn swego wyjazdu ani daty powrotu, co oznaczało na pewno jakieś bardzo ważne i niebezpieczne zadanie, którego musiał się podjąć. Dlaczego jednak, zamiast skontakować się z nim, Rada wzywa na audiencję ciebie, pod jego nieobecność?

Przed drzwiami Sali Obrad powitał cię stary, dobrze znany dorid protokolarny.
- Witaj, padawanie Dehan. - pozdrowił cię krzywiąc się w mechanicznym ukłonie - Szacowni mistrzowie lada chwila powinni skończyć swe obrady. Czy zechcesz usiąść i zaczekać tu na nich?
Odpowiedz
Życie na Korelii jakoś upływało w miłej i spokojnej atmosferze. Z pewnością było ono beztroskie w porównaniu do tego w Zakonie Jedi, gdzie przestrzeganie reguł jest jedną z najważniejszych rzeczy dla każdego Jedi. Bardzo ważną rzeczą tu jest przede wszystkim pokora i posłuszeństwo dla swoich mistrzów, na Korelii zawsze można było wdać się w rozmowę z jakąś 'starszyzną' czy rodzicami. Jakikolwiek dialog był dozwolony a każdy mógł się sprzeciwić sprzecznym, jego zdaniem lub z jego zasadami, rozkazom. Ale w Zakonie Jedi najważniejsza byłą hierarchia, padawan nie powinien poddawać pod wątpliwość słów mistrza, słowa Rady są praktycznie święte a padawan ma słuchać. Na szczęście mistrz Frey nie był jak większość mistrzów i rycerzy, on pozwalał na dialog i zgadzał się na konsensus. Nauka pod jego okiem była trudna, jest on wymagający i surowy ale z całą pewnością też i sprawiedliwy. Dzięki niemu całkiem szybko udało mi się zdobyć w krótkim czasie poziom wiedzy, który posiadali inni adepci uczący się w świątyni dłużej ode mnie. Dodatkowo wykonywałem zadania, które miały przybliżyć mnie do zostania pełnoprawnym Jedi, pomoc mieszkańcom Tythoona.

Parę tygodni temu mistrz Frey musiał wyjechać jednak w nieznane, nie wiedziałem co się z nim działo ale teraz zastępowali go inni mistrzowie, którzy jednak nie pozwalali na tyle co on. Dni mijały a ja powoli podnosiłem swe i tak skromne, umiejętności. Może jednak mistrzowie uważali inaczej tylko nie chwalili mnie za bardzo?

Stałem na korytarzu, przed Salą Obrad i wpatrywałem się na te wszystkie rzeźby, kolumny i obrazy, które zdobiły tutejsze korytarze. Uśmiechnąłem się na twarzy oraz w duchu. Przyzwyczaiłem się już do życia tutaj i tęsknota za rodzinną planetą nie była tak wielka jak na początku. Czekałem aż szanowna Rada wezwie mnie przed swoje oblicze, to było zdumiewające, że chcą mnie widzieć, trening raczej się jeszcze nie skończył, mistrz Frey raczej by poinformował o tym. Może ten czas się zbliża? Spojrzałem na droida protokolarnego, który mnie zaczepił.
- Witaj droidzie - powiedziałem puszczając do niego oko. - Nie dzięki, postoję. Nie lubię siadać, zawsze mi mówiono, że posiedzę sobie gdy będę starszy. Albo nawet poleżę - dodałem ze śmiechem.
- Tak, Rada zaraz skończy. Aż jestem ciekaw, co oni ode mnie chcą? Zresztą, po co gdybać, usłyszę to z ich ust.
Odpowiedz
Maszyna wykonała komiczny półukłon, i poskrzypując mechanicznie zniknęła za drzwiami do Sali Obrad. Nie miałeś jednak zbyt wiele czasu na kontemplację, bo już po chwili droid powrócił, zapraszając cię do środka.

Sama Sala Obrad była dość skromnych rozmiarów, lecz fotele mistrzów, kute w pięknych, delikatnie fosforyzujących kryształach, nadawały jej mistycznego uroku. W trakcie swego treningu dane ci było poznać (przynajmniej pobieżnie) wszystkich członków Rady, dlatego też mogłeś czuć się nieco pewniej widząc znajome twarze, choć w oficjalnych okolicznościach każdy zawsze zachowywał się nieco inaczej niż w prywatnych rozmowach z mistrzem Freyem. Zauważyłeś od razu, że brakuje kilku osób do pełnego składu. Wśród obecnych znajdywał się Mistrz Teuran, strażnik pamięci i biblioteki Zakonu, mistrzowie Kar i Ni'mlon, dwaj twi'lekańscy instruktorzy technik defensywnych, mistrz Jodiv, instruktor fechtunku oraz przewodzący im mistrz Heske. Puste miejsca należały rzecz jasna do Freya, Harlana - człowieka kierującego polityką Zakonu na forum senatu, Miraluki Riahla oraz Twi'lekanki Kaileen Sa'as, również pełniących role negocjatorów na forum Republiki.

- Witaj, Dehanie. - powitał cię Heske, uprzejmie jak zwykle. - Cieszymy się, że tak szybko stawiłeś się na nasze wezwanie. Jak zapewne się domyślasz, to spotkanie związane jest z osobą mistrza Freya oraz misją, którą wykonuje, a w której chcielibyśmy, byś do niego dołączył.
- W ostatnim czasie poczyniłeś znaczne postępy.
- włączył się do rozmowy Jodiv, oceniając cię rzeczowym tonem. - Najwyższy czas byś zaczął rozwijać swe umiejętności w warunkach prawdziwego zagrożenia. Oraz byś sprawdził się jako przyszły Jedi tam, gdzie czekają cię próby trudniejsze od tych, jakie może zaoferować ci szkolenie w murach Akademii.
- Przy tej okazji chcielibyśmy zapytać: co możesz powiedzieć o mistrzu Freyu. - wtrącił sędziwy mistrz Teuran. - Od ponad trzech lat jesteś jego uczniem. Jak opisałbyś go jako mistrza, nauczyciela i Rycerza Jedi?
Odpowiedz
Z uśmiechem na twarzy odwzajemniłem uśmiech 'droidowi'. Może i był tylko maszyną ale nie miałem pojęcia co on mówi mistrzom. Może zdaje raporty z zachowania poszczególnych uczniów, informuje kto jak się zachowuje? lepiej być przezornym. Po paru chwilach drzwi do Sali Obrad ponownie się otworzyły i droid dał znak, że mogę już wejść, Rada na mnie czeka.

Sala jak zawsze wyglądała na skromną ale czuło się powagę miejsca. Przy stole siedzieli wszyscy Mistrzowie więc trzeba było zachować powagę, nie mogłem sobie pozwolić na jakiekolwiek śmieszne odzywki jak to ma miejsce przy prywatnych rozmowach z Mistrzem Freyem. W naszym wypadku jest to czasem relacja ojciec-syn z lekką domieszką dobrych przyjaciół. Wiem jednak kiedy się zachować. Ukłoniłem się przed Radą.
- Dzień dobry - odpowiedziałem na przywitanie - Poinformowano, że Rada mnie oczekuje więc przybyłem od razu - dodałem po czym słuchałem dalszych słów. Mimo, że miałem kamienną twarz to w duchu byłem szczęśliwy z tego co mówili na mój temat. Ale, że już wysyłają mnie na jakąś poważną misję? Trochę mnie to zaskoczyło zwłaszcza, że jestem w Zakonie od trzech lat. Czy naprawdę jestem na tyle dobry?
- Bardzo się cieszę, że Rada wysyła mnie na taką misję. Cieszę się, że moje umiejętności, według Was, są na tyle rozwinięte, że dajecie mi taką szansę - powiedziałem po czym dodałem - A co do mistrza Freya.....cóż....jest dla mnie jak ojciec. Zawsze służy radą i pomocą. Cierpliwy, lubi czasem podowcipkować - zastanowiłem się co jeszcze mogę powiedzieć o Freyu - Zawsze wierny naukom Zakonu, pomaga innym. Gdybym miał go tak opisać w dwóch słowach to byłoby to: prawdziwy Jedi. Tak uważam - zakończyłem wypowiedź czekając na odpowiedź Rady.
Odpowiedz
← Sesja SW 4

Sesja manfreta - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...