Matthias - Początek

Wstąpienie do tej zasmarkanej gildii było wielkim błędem, zawsze o tym wiedziałeś.
Gdyby nie to że płacili regularnie, już dawno zostawiłbyś ich w cholerę.
Co oni tam nie obiecywali „Gidia skrytobójców, człowieku to jest to, będziesz miał protektorat, pieniądze i poważanie”
Nic praktycznie z tego nie było prawdą.
Protektorat, wysłali by cię na samobójcza misję gdyby tylko mogli. A jednak trzymają się jakiś zasad.

Dołączyłeś go Gildii Skrytobójców jakiś czas temu, trudno określić datę.
Zostałeś przydzielony pod opiekę starego Sygjla. To on nauczył się podstaw, a później szlifował cię jak niczym nieoszlifowany diament. Wysyłał cie na rozmaite zadania w miecie Halrol
Wszystko było dobrze, do czasu aż zmieniło się dowództwo. To był początek końca.
Hierarchia przestała obowiązywać. Zasady zastąpiono nowymi.
Sygjla próbował temu zapobiec i dlatego został wmieszany w jakąś aferę, a później zarżnięty w lesie niczym dzik.

Swój dom miałeś w dzielnicy targowej, mały ale przytulny domek, jak zresztą reszta domów w tej dzielnicy.

Rozkazy były wyraźne, zaczaić się na gościa, po czym szybko, bez świadków zlikwidować.
Z listu gończego jaki ci dali wynikało, że to gruby niski jegomość. Nosi bogate szaty, w kolorze czerwieni.
Miał dziś w nocy (ok 4)robić jakieś oględziny w pewnym domu. Masz czekać przy bramie między dzielnicą rzemieślniczą a kupiecką aż grubas przejdzie i zakończyć sprawę.
Gildia nie zniesie porażki. Po wykonaniu zadania, będzie na ciebie czekał człowiek w pobliżu twojego domu. Jemu złożysz raport, a także dostarczysz wszystko co znajdziesz przy jegomościu.

Do 4 pozostało ci niecała godzina. Masz czas na przygotowania.
Na dworze słyszysz grzmienie piorunów.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Kiavel wkładając na siebie `robocze` ubranie rozmyślał nad wydarzeniami, które ostatnimi czasy zmąciły jego.. spokój. Tak, spokój. Lubił swoją profesję, dawała mu satysfakcję i wewnętrzne opanowanie. Ostatnio zaś zaczęło robić się zdecydowanie za gorąco. `Sygijl, stary durniu`, przemknęło mu przez myśl, gdy w pamięci pojawiła się twarz jego nauczyciela. Nie, żeby czuł jakiś wielki sentyment, jednak nie sądził, by staruszek zasłużył na los, jaki go spotkał.
Człowiek mocował się właśnie z ostatnimi zapięciami skórzanej zbroi. Dobrze wykonana, twarda, jednak nie ograniczająca ruchów. A co najważniejsze - bezszelestna. Założył na dłonie ciemne, wzmacniane rękawice i ruszył w stronę stołu, na którym rozłożone były narzędzia jego pracy. Włożył za pas trzy noże do rzucania, w cholewie buta umieścił długi sztylet i przewiesił przez plecy krótki miecz, schowany w pochwie zrobionej z garbowanej skóry, w środku wyłożonej miękkim materiałem pozwalającym na szybkie i ciche dobywanie broni. Zgarnął jeszcze ręką dwie buteleczki z ciemną cieczą w środku i uśmiechnął się sam do siebie w duchu. Był gotów.
Spojrzał raz jeszcze na stół, na rzeczy, których zdecydował się nie brać. Światło księżyca wpadające do pokoju przez brudną szybę pozwalało zobaczyć jedynie kontury lekkiej kuszy i kołczanu bełtów. Jakieś nieokreślone uczucie, nagła myśl, impuls, zdecydowały, że Zabójca sięgnął po z pozoru nieprzydatną w dzisiejszej misji broń. Przezorny zawsze ubezpieczony.
- Łatwa robota, niech ich piekło pochłonie.
Sarknął pod nosem, przypominając sobie doniesienia o ostatnich likwidacjach niektórych członków Gildii. Ruszył w stronę okna i otworzył je, a twarz jego mile połechtało świeże, zimne powietrze. Zawsze najpierw badał teren, na którym miał wykonać robotę, by znaleźć najdogodniejsze miejsce do ataku. Naciągnął na głowę materiałową maskę i po chwili nie było go już w mieszkaniu.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Droga to miejsca przeznaczenia dłużyła się niezwykle. A żeby było tego mało zaczął padać deszcz.
Ulice w mig zrobiły się mokre a po chwili w rantach płynęły już małe strumyczki deszczówki.
Dotarcie na miejsce przeznaczenia zajęło ci kilkanaście minut. Brama był całkowicie pokryta cieniem które rzucały sąsiednie domy. Na blankach muru zakraczał kruk, jakby wiedział że za chwilę poleje się krew.
Ulica była zwykła, tak jak w innych częściach miasta. Po lewej i prawej stronie proste kamienice, z pozamykanymi okiennicami. P prawej stronie jednak była luka. Znajdowało się w niej kilkadziesiąt beczek, pewnie z jakiejś karczmy. Tworzyły pewnego rodzaju piramidę.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Nie zastanawiał się długo. Jedynym dobrym miejscem, w którym mógł się ukryć i poczekać na ofiarę była wnęka z beczkami. W zasadzie nie przeszkadzało mu to, że zaczęło padać. Jedyną niedogodnością był przejmujący chłód, który w krótkim czasie powinien zacząć przenikać przez jego ciało i wywoływać niezbyt miłe odczucia. Jednak w ciągu lat swojej pracy przyzwyczaił się i do ciężkich warunków.
Wsunął się we wnękę i przykucnął. Oparł załadowaną kuszę o jedną z beczek i począł rozgrzewać sobie dłonie, pocierając jedną o drugą. Obserwował ze spokojem bramę, nasłuchiwał. Dwa chłodne punkciki, którymi były jego oczy, zdawały się nie widzieć nic poza bramą. Jednak odbierał też sygnały z innych stron, w każdej chwili gotów na reakcję.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Każda minuta czekania dłużyła się, jakby była godziną. Zdążyłeś całkowicie przemoknąć. Krople wody powoli spływały ci po licu.
Czekanie jakby przytępiło twoje zmysły. Regularne chlupanie deszczu było jakby kołysanką. Nie słyszałeś żadnego innego dźwięku prócz cichego "kap"
Twoje powieki powoli się zamykały. Wpadłeś w pewnego rodzaju półsen.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Otrząsnął się, wstał i spojrzał w ciemne niebo. Krople spadały na jego twarz, teraz już orzeźwiając, a nie usypiając. Ubranie pod skórzaną zbroją całkowicie przyległo do ciała, co nie było zbyt miłym uczuciem. Starał się nie poddać nużącej sytuacji, przecież był profesjonalistą. Czekał.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Myślałeś że będziesz tak czekał do rana, w rzeczywistości minęło kilkanaście minut.
Po chwili usłyszałeś kroki, ciche, lecz wyraźne kroki. Ktoś szybko szedł od strony bramy. Był coraz bliżej, Usłyszałeś nawet ciche kaszlnięcie. Prawdopodobnie był to niski gruby głos.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Wszystkie mięśnie Kiavela napięły się, gotowe do akcji. Całe znużenie i uczucie chłodu zniknęły jak za dotknięciem zaczarowanej różdżki. Człowiek, wciąż pozostając w kuckach, sięgnął po kuszę i odbezpieczył ją. W głowie miał kilka różnych scenariuszy wykonania roboty, jednak wiedział już, który wprowadzi w życie. Miał zamiar wypuścić w stronę celu bełt z kuszy, w chwili, gdy tylko będzie pewien, że kroki należą właśnie do człowieka, którego ma zabić. Jeśli coś pójdzie źle.. wtedy o tym pomyśli.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Kroki po woli się zbliżały. Słyszałeś coraz głośniej. Kiedy już myślałeś że jegomość pojawi się zza bramy, kroki ustały.
- Czekaj szefie - Usłyszałeś, po czym dało się słyszeć kroki innej osoby, a może nawet osób.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Zaklął w duchu, przeklinając całą sytuację. Nadal trwał w bezruchu, nasłuchując, starając się określić w jakiś sposób czy do potencjalnego celu dołączyła jedna, czy więcej osób. Kusza cały czas była gotowa do użycia, dodatkowo człowiek przesunął pas tak, by mieć swobodny dostęp do umieszczonych tam noży. Nie na wiele w tej chwili zdało by mu się ruszanie z ukrycia i głupia szarża. Postanowił poczekać na rozwój sytuacji.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- Szefie, szefie poczekaj - Zdołałeś usłyszeć - Jak dobrze że cię dogoniliśmy, podobno w tym domu mogą być kłopoty. Tośmy przyszli pomóc.
Zza bramy wyszli trzej mężczyźni. Po środku szedł dość gruby, odziany w szarłat mężczyzna. zaś ci dwoje byli opatuleni w płaszcze koloru ziemi, prawdopodobnie pod płaszczami mieli kolczugi. Każdy z przybocznych, nosił u pasa dwa krótkie miecze. Gruby, trzymał w ręce kostur. Byli oddaleni od ciebie jakieś 7 metrów.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Twarz Kiavela skurczyła się nieładnie pod wpływem złości. Jego mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach, próbując znaleźć najrozsądniejsze wyjście z tej sytuacji. Nie miał szans w walce z trzema przeciwnikami, na dodatek sam grubas wydawał się dość podejrzany. Jednak jego porywczy charakter próbował wziąć górę, podszeptując mu najprostsze dla niego rozwiązanie - szybki atak. Człowiek zacisnął pięści i zdusił w sobie ten pomysł. Cofnął się odrobinę tak, by cień, oraz w miarę możliwości beczki zasłoniły go. Poczeka, aż przejdą. Wtedy spróbuje załatwić grubasa.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Mężczyźni poruszali się dość szybko. Prawdopodobnie nie chcieli zostać długo w jednym miejscu. Szybkim krokiem przeszli przez bramę, po czym przeszli obok twojej kryjówki.
- Podobno przy głównej bramie schwytali jakiegoś mrocznego maga - Powiedział jeden z ochroniarzy - Podobno Elf. No teraz to ja bym nie chciał być na jego miejscu, po tych cyrkach z magią, władca chce mieć głowę każdego kto para się choćby cieniem czarnej magii.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Gdy zobaczył, że go minęli, poczekał jeszcze parę sekund, po czym starając się nie wydać żadnego głosu wychylił się w kryjówki. Ocenił odległość, nadal byli w zasięgu kuszy. Uniósł ją i spokojnie wycelował. `Raz...dwa...trzy.` Odliczył w myślach, dostosowując oddech tak, by strzał był jak najlepszy. Celował tuż pod obojczyk, mając nadzieję, że cel nie ma na sobie żadnego mocnego pancerza. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na takiego. Uwolnił bełt, w ułamku sekundy ustawiając swoje ciało w pozycji, która umożliwiłaby mu dalsze manewry.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
- Aaaaaaa! - wykrzyczał grubas, po czym chwycił się za bełt i runął na ziemię. Strażnicy, nic nie mówiąc spostrzegli skąd przyleciał pocisk. Szybko wyciągnęli miecze. i ruszyli szybko w kierunku beczek. Wyglądali, jakby się spodziewali ataku. Ich miecze, lekko błyszczały w świetle, woda zaś, kapała z ich kapturów. Nawet nie spojrzeli w stronę konającego człowieka. Tak jakby ich nie obchodził.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Tylko krzywy uśmiech ozdobił twarz człowieka, gdy uzmysłowił sobie, że tej nocy to nie grubas był celem, lecz on sam. Nie miał zamiaru walczyć z dwoma wojownikami na raz, toteż w ułamku sekundy obrócił się i ruszył biegiem w stronę bramy, z której przyszli. `Czekają na mnie?`, przemknęło mu przez myśl, gdy dobiegał do bramy. Nie mógł pozwolić sobie na błąd. Znał dobrze te tereny. Chwycił jedną z buteleczek z ciemną cieczą i rzucił ją przed siebie - tak, by ewentualni napastnicy czekający z drugiej strony nie mieli ułatwionego zadania. Nie chciał skończyć jak Syglja. Nie biegł środkiem, a bliżej prawej ściany. Miał zamiar skręcić w jedną z uliczek za rogiem, a potem jeśli cały manewr się uda, kluczyć uliczkami miasta, aż zgubi prześladowców. Wiedział jedno - nie mógł już wrócić do domu.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Ochroniarze biegli za tobą jak biesy. Widać byli wyszkoleni w biegu.
Poco chwilą zdawało ci się że ich zgubiłeś, jednak nie dawali za wygraną. Cały czas słyszałeś ich kroki. Zdawało się jakby w ogóle się nie męczyli.
Postanowiłeś postawić wszystko na jedną kartę i skręciłeś w uliczkę. Nieprzenikniony mrok ogarnął okolicę. Nie zdołałeś zobaczyć nic, nic prócz ścian oraz poustawianych to tu to tam skrzyń. Wyczułeś pod nogami głębsza kałużę. Zimna woda wdarła się, do i tak już mokrego buta.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Ucieczka stawała się powoli uciążliwa. Deszcz zaczynał przeszkadzać coraz bardziej. Kiavel starał się uspokoić oddech i przy okazji pomyśleć nad tym, jak zwiększyć swoje szanse przeżycia. Schował się za jedną ze skrzyń stojących pod ścianą i wyjął z pasa dwa noże do rzucania. Wychylił się na kilka centymetrów, jedynie tyle, by móc zobaczyć sylwetki prześladowców, jeśli wejdą i w tą uliczkę za nim. Jeśli udało by się zabić chociaż jednego, było by potem o wiele łatwiej... Rzut w okolice krtani, ewentualna poprawka. A jeśli ich w końcu zgubił? Cóż, okaże się za parę chwil.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
Usłyszałeś kroki swych prześladowców. Były coraz głośniejsze. W końcu pościg przebiegł koło twojego schronienia. Zdołałeś zauważyć dwóch strażników przebiegających obok. Widać też mieli już dość, lekko zgarbieni, zasapani, brnęli w ciemności ulicy. Kiedy myślałeś że już po wszystkim, usłyszałeś
- Ty biegnij dalej, ja sprawdzę w tej alejce.
"Hi ho hi, it's off to war we go..."


Hedon, Rinsed in post-human shadows A monument scorned by the teeth of time
Odpowiedz
Sam nie wiedział, przeklinać, czy dziękować swojemu...szczęściu? Plan się nie zmienił. Będąc pewnym, że jeden z wrogów podąża w jego stronę nie wychylał się już zza skrzyni. Ukucnął i czekał, nasłuchując kroków. Udało mu się jako tako uspokoić oddech, miał nadzieję, że wystarczyło to, by oprawca go nie usłyszał. Gdy był już pewien, że przeciwnik jest w odpowiedniej odległości uniósł się niczym sprężyna i posłał w jego stronę oba noże - oba celowane w to samo miejsce, krtań. Przy odrobinie szczęścia zabije wroga, jeśli będzie miał pecha, przynajmniej uszkodzi mu może twarz.
- Tak, tak. Ja za każdym razem mówię co innego. - Aha. I?

- I nic. Uważam to za cnotę. (...) Dziennikarka pyta mnie, czemu ciągle zmieniam zdanie, a ja jej odpowiadam: "Żeby się uwiarygodnić". - "Uwiarygodnić"?

- Oczywiście. Bo zawsze mówię to, co w danej chwili czuję. Nie kalkuluję, nie kombinuję. Uwiarygodniam się przez to, że sobie zaprzeczam. - Przewrotne.

- Tak. I jutro temu zaprzeczę.
Odpowiedz
← 1.5

Matthias - Początek - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...