Matthias - Początek
[Hmm, chyba źle to opisałem ostatnim razem. Zbyt szybko napisałem co robię? Pozostaje mi wkleić to, co napisałem ostatnim razem. Lekko zmodyfikowane.]
Udało mu się jako tako uspokoić oddech, miał nadzieję, że wystarczyło to. Gdy był już pewien, że przeciwnik jest w odpowiedniej odległości uniósł się niczym sprężyna i posłał w jego stronę oba noże - oba celowane w to samo miejsce, krtań. Przy odrobinie szczęścia zabije wroga, jeśli będzie miał pecha, przynajmniej uszkodzi mu może twarz. Zaniepokoiło go trochę, że nie widzi ani jego szyi, ani oblicza, jednak nie było już czasu na głębsze przemyślenia.
Udało mu się jako tako uspokoić oddech, miał nadzieję, że wystarczyło to. Gdy był już pewien, że przeciwnik jest w odpowiedniej odległości uniósł się niczym sprężyna i posłał w jego stronę oba noże - oba celowane w to samo miejsce, krtań. Przy odrobinie szczęścia zabije wroga, jeśli będzie miał pecha, przynajmniej uszkodzi mu może twarz. Zaniepokoiło go trochę, że nie widzi ani jego szyi, ani oblicza, jednak nie było już czasu na głębsze przemyślenia.
Sztylety świsty w powietrzu. Dało się zauważyć tylko małą metaliczna smużkę w powietrzu. Na nieszczęście pierwszy sztylet przeleciał nad głową strażnika, drugi zaś smagnął go w policzek. Prawdopodobnie zmęczenie i przemoknięty ubiór zrobiły swoje.
- Arrrrhrhg! - Krzyknął po czym upuścił miecze i chwycił się za ranę - Hori do diabła!
- Arrrrhrhg! - Krzyknął po czym upuścił miecze i chwycił się za ranę - Hori do diabła!
Domyślił się, że ów Hori to jest towarzysz, który pobiegł dalej. Nie łudził się nawet, że tamten nie usłyszy jego wołania - miał tylko kilka chwil, zanim tamten usłyszy wołanie i zawróci. Wyjął miecz z pochwy wiszącej na plecach i ruszył szybkim krokiem w stronę napastnika. `Muszę go dobić, nie poradzę sobie z dwoma na raz.` - ta myśl bębniła mu w głowie raz po raz. Będąc tuż przy napastniku zaakcentował krok lewą nogą, okręcił tułów w prawą stronę, po czym sieknął mieczem, a raczej końcówką ostrza, celując w stronę twarzy wroga.
Klinga Kiavela osunęła się po mieczu atakowanego. Może i jego słowa dały by mu do myślenia więcej, gdyby nie to, że nadal było ich dwóch. Zawsze mógł przepytać drugiego. Cofnął się o pół kroku, inaczej ustawiając stopę - tak, by umożliwić sobie cięcie od dołu, znów przez twarz. Starał się zrobić wszystko najzwinniej jak w tej chwili mógł.
W swoim pancerzu czułeś się jak w zbroi płytowej. Cały mokry, czułeś zimne dreszcze przechodzące po plecach.
Mimo rany, napastnik walczył dobrze, widać miał oświadczenie w tym fachu. Człowiek wyprowadził szybki atak w okolicy twojej piersi, po czym lewą ręka wyciągnął zza pasa długi sztylet.
Mimo rany, napastnik walczył dobrze, widać miał oświadczenie w tym fachu. Człowiek wyprowadził szybki atak w okolicy twojej piersi, po czym lewą ręka wyciągnął zza pasa długi sztylet.
Powoli ogarniała go złość. On czuł się coraz wolniejszy, przeciwnik zaś walczył jak świeży. Kiavel ledwie zdołał uniknąć ciosu , gdy zobaczył wyjmowany sztylet. Sytuacja robiła się coraz mniej ciekawa. Ocenił odległość i wyprowadził kopniaka w twarz wojownika, licząc na to, że skutecznie zniechęci go to do walki.
Przeklinając i sycząc starał się przetrzeć oczy, jednak nie miał zamiaru rezygnować z ataku. Lata szkoleń nauczyły go, że wzrok to nie wszystko. Wróg upadł gdzieś pod jego stopami, a takiej pozycji, leżąc w kałuży trudno jest sprawnie atakować. Kiavel ciął mieczem na oślep.
Nie było czasu i sensu próbować dobijać wroga. Nie było nawet czasu, by odwrócić się w stronę niepokojących dźwięków i ocenić sytuację. Długo się nie zastanawiając Kiavel rozbił o ziemię drugą z buteleczek, chcąc dać sobie możliwość ucieczki z uliczki. Miał mniej więcej pojęcie gdzie się znajduje i o ile dobrze pamiętał, niedaleko znajdowało się dobre miejsce, by się ukryć. Gdy tylko czarny dym spowił wszystko dookoła człowiek zanurkował w stronę wyjścia z uliczki.
Szkło rozbiło cicho na bruku, Czarny dym okrył twoją postać. Postanowiłeś uskoczyć w bok nim przeciwnicy nie wiedzą co jest grane. Już wystawiłeś nogę do skoku, kiedy niespodziewany cios jakimś tępym narzędziem w głowę, posłał twoją świadomość do krainy snu. Powoli osunąłeś się na kolana, po czym runąłeś na ziemię.
- W końcu - Zdołałeś jeszcze usłyszeć.
- W końcu - Zdołałeś jeszcze usłyszeć.
Powędrował do krainy omamów i koszmarów, wzlatując gdzieś wysoko ponad całe miejsce zdarzenia, et cetera, et cetera. Jego duch zastanawiał się co czeka go dalej. ()
- Mhhmmrr..
Wyrwało mu się z ust.
- Kurwa...
Dodał po chwili, próbując przezwyciężyć natrętny ból pulsujący z tyłu czaszki. Nie pomagało mu to w skoncentrowaniu się na sytuacji, w której się znalazł. Próbował rozejrzeć się na tyle, o ile pozwalało mu jego położenie... na ziemi. Czekał na to, co stanie się dalej.
Wyrwało mu się z ust.
- Kurwa...
Dodał po chwili, próbując przezwyciężyć natrętny ból pulsujący z tyłu czaszki. Nie pomagało mu to w skoncentrowaniu się na sytuacji, w której się znalazł. Próbował rozejrzeć się na tyle, o ile pozwalało mu jego położenie... na ziemi. Czekał na to, co stanie się dalej.
Zdałeś sobie sprawę że znajdujesz się w dość ciasnej komnacie. Była całkowicie pusta, jedyny przedmiot to kupka siana, na której leżałeś.
- Siadaj - jedna z postaci dała ci krzesło, na którym wcześniej siedziała. Był to ton, któremu się nie odmawia, głośny i stanowczy. - Siadaj, i mów Dodała.
- Siadaj - jedna z postaci dała ci krzesło, na którym wcześniej siedziała. Był to ton, któremu się nie odmawia, głośny i stanowczy. - Siadaj, i mów Dodała.
Postanowił posłusznie usiąść, by nie narażać się zbyt szybko na razy, których spodziewał się w tym miejscu doświadczyć. Nie było sensu się oszukiwać. Przez chwilę gramolił się niezręcznie na krześle, pochrząkiwał, kątem oka zerkając na zebranych, ciasne pomieszczenie, oceniając całą sytuację. Patrząc gdzieś przed siebie odparł.
- A o czym chcecie rozmawiać?
Był świadomy tego, że mogą to przyjąć ze złością, ale, o ironio, naprawdę nie wiedział o co im chodzi. Przypomniało mu się jedynie zaszlachtowane ciało swojego mentora.
- A o czym chcecie rozmawiać?
Był świadomy tego, że mogą to przyjąć ze złością, ale, o ironio, naprawdę nie wiedział o co im chodzi. Przypomniało mu się jedynie zaszlachtowane ciało swojego mentora.
Odezwała się kolejna z postaci. Jej głos był niski i spokojny.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Jedno jest pewne, nie dożyjesz końca tego dnia. Zabicie wysoko postawionego urzędnika królewskiego, to przestępstwo za które nie idzie się do pierdla. To od ciebie zależy jaką śmierć będzie ci pisane 'zaliczyć' - Ostatnie słowo wypowiedział dość wyraźnie.
- Z Tego grubasa był kawał świni, brał łapówki, mścił się, lecz dalej był to urzędnik, dodatkowo zraniłeś jednego z ochroniarzy, to tylko przybija gwoźdź do twojej trumny - Dodała ina postać, prawdopodobnie kobieta.
Ich głosy były jakieś dziwne. Jakby zniekształcone.
- Wyjaśnijmy sobie coś. Jedno jest pewne, nie dożyjesz końca tego dnia. Zabicie wysoko postawionego urzędnika królewskiego, to przestępstwo za które nie idzie się do pierdla. To od ciebie zależy jaką śmierć będzie ci pisane 'zaliczyć' - Ostatnie słowo wypowiedział dość wyraźnie.
- Z Tego grubasa był kawał świni, brał łapówki, mścił się, lecz dalej był to urzędnik, dodatkowo zraniłeś jednego z ochroniarzy, to tylko przybija gwoźdź do twojej trumny - Dodała ina postać, prawdopodobnie kobieta.
Ich głosy były jakieś dziwne. Jakby zniekształcone.
Z jego płuc i gardła wydobyło się coś na kształt śmiechu. Zatrząsł się na krześle, lecz po chwili uspokoił się.
- To wliczone ryzyko związane w wykonywaniem mojego zawodu. Spodziewaliście się, że mnie tym przestraszycie?
Teraz na jego twarz wypełzł grymas obrzydzenia i złości. Splunął w stronę postaci, w sumie specjalnie w nikogo nie celując.
- Oszczędźcie sobie czasu i gróźb.
- To wliczone ryzyko związane w wykonywaniem mojego zawodu. Spodziewaliście się, że mnie tym przestraszycie?
Teraz na jego twarz wypełzł grymas obrzydzenia i złości. Splunął w stronę postaci, w sumie specjalnie w nikogo nie celując.
- Oszczędźcie sobie czasu i gróźb.