Gattild. Mała uboga wioska, na wybrzeżu. Ludzie tutaj żyjący woleli raczej te skarby ukryte we wnętrzu człowieka niżeli na zewnątrz. Zawsze uczynni, koleżeńscy.
Tam też żyłeś. Nie miałeś rodziny, zostałeś znaleziony w łódce dryfującej na morzu. Prawdopodobnie ocalałeś po zatonięciu jakiegoś statku. Twoją rodziną byli twoi przyjaciele.
Tym najlepszym był Fjoring. Człowiek średniego wzrostu. Jego ruda czupryna zawsze wzbudzała u ciebie śmiech. Lubiliście się pojedynkować. Ludzie z całej wioski się gromadzili, żeby to zobaczyć.
Mimo iż wioska ta znajdowała się na wybrzeżu, jej mieszkańcy uprawiali rolę. Co dzień wyruszali w pole, czy to skwar, czy mróz.
Był dość zimny letni dzień. Właśnie ostrzyłeś swój miecz kiedy usłyszałeś: Mendel, Mendel chodź szybko, Staremu Stalodowi odpadło koło z wozu, trzeba mu pomóc!
Był to głos twojego przyjaciela, stał przed twoją chata i nawoływał cię.
Stalod, był dla ciebie jak ojciec. To on uczył cię podstaw sztuki walki mieczem, to on pomógł ci wybudować chatę. Teraz posunął się w latach, stał się chorowity, słaby.
Idziesz to? Wiezie kilka drzew do wioski, a samemu nie damy rady naprawić wozu
-Gdzie on jest? -odparł zdenerwowany Mendel.
-Właśnie przejeżdżał koło chaty Jorda. Pośpiesz się! - odpowiedział Fjoring.
-Już pędzę!
Mendel wziął swój pasek z mieczem i biegł ile sił do Staloda. Mieszkańcy, których spotykał byli zdziwieni, że Donether pędzi jak strzała. Ludzie żartowali za nim:
-Pewnie goni go demon!
-Albo smok!
Po chwili biegu, dobiegliście na gościniec. Już z daleka było widzieć starego i jego uszkodzony wóz. Kłody, które wiózł poturlały się do rowu. Stary majstrował coś przy uszkodzonym kole, kopiąc wóz co chwila.
- Widzisz! Tam jest! Nieźle się wtopił, nie ma co - Zażartował Fjoring
[Zdania kursywą, będą oznaczały dialog, staraj się opisywać swoje zachowania, słowa, oraz myśli ; ] ]
-O rety!- pomyślałem, gdy tylko zobaczyłem Staloda i jego zepsuty wóz.
-Stalod! Pomogę Ci! Wyciągnę te kłody z rowu. -Krzyknąłem do Staloda.
Podszedłem do rowu i zacząłem próbować dźwigać kłody.
-Są bardzo ciężkie, ale dam radę! -próbowałem podtrzymać się na duchu.
-Uff! - zdychałem. Udało się.
Spróbowałem poturlać pierwszą kłodę do Starego Staloda. Zrobiłem to samo z innymi. Teraz zostało mi tylko naprawić zepsute koło i poczekać na podziękowania.
Koło wyglądało na całkowicie zniszczone. Praktycznie pękło na pół. Możliwe że stało się to podczas najechania na jakąś dziurę, lub kamień.
- Nic z tego - Powiedział Stalodo - Całkowicie zniszczone. Trzeba będzie pojechać po nowe.
Stary spojrzał na koło, po czym na ciebie - Znam w sąsiedniej wiosce człowieka który sprzeda mi takie samo. Podskoczysz do niego? Co Mendel?
Stary patrzył na ciebie błagalnie, jego zmarszczki zrobiły się nagle bardo głębokie, a włosy jakby bardziej siwże.
Nie mogłem oprzeć się jego wzrokowi, a w ogóle to jest mi najbliższą osobą.
-Zgadzam się. Ale niczego nie obiecuję.
-I będzie lepiej jak wezmę Twoją sakiewkę! -powiedziałem w myślach, bo miałem nadzieje, że Staruszek mi ją da. Obserwowałem go i czekałem kiedy ją otrzymam.
-No już, daj mi ją! Ostatnie pieniądze wydałem w karczmie. -mówiłem w myślach.
-No dobra, niech stracę. - Powiedziałem już na głos.
-Udam się do swojej chaty i spróbuję poszukać pieniędzy.
Lecz nagle coś zabłyszczało na trawniku. Pochyliłem się i podniosłem. Znalazłem sześć złotych monet! -krzyknąłem w myślach.
Wesołym krokiem udałem się do wioski.
[Proszę cię nie opisuj czegoś co sam byś nie zrobił, nie możesz pisać że znalazłeś monety, skoro ich tam nie "umieściłem". Ja jestem GM'em i ja ustalam czy znajdujesz monety, wchodzisz w krowi placek, czy wpadasz do rzeki ; ]]
- Czekaj, mam trochę złota - Stary pogrzebał w sakiewce przymocowanej do pasa. - Chwytaj.
Coś błyszczącego zaświeciło w powietrzu.
- Powinno wystarczyć. Weź mojego konie który został w stajni, i jedz na południe, tą drogą. Dotrzesz do wioski. Tam pytaj o kołodzieja Graena. Od niego kup te koło. Śpiesz się, nie będę tutaj stał cały dzień!
Poszedłem do stajni Starego, i zobaczyłem w środku brązowego konia gotowego do drogi.
-Ten morze być dobry .- powiedziałem.
Podszedłem do konia i pogłaskałem go po szyi.
-Ale ty jesteś spokojny.
Nagle czworonóg odszedł i położył się na sianie.
-I leniwy. -Dodałem.
Lecz na ziemi w kącie dostrzegłem wiadro z wodą. Podniosłem ją.
-Pij. Do dna.
Położyłem ją na ziemi obok konia. Zwierzę instynktownie zanurzyło mordę w wodzie. Po wypiciu koń wydał szczęśliwy dźwięk i podszedł do mnie.
Ponownie pogłaskałem go po szyi i pochwaliłem.
-No, to w drogę!
Wsiadłem na niego i udałem się na południe, do Graena.
[LUdzie ile razy mam ci mówić żebyś nie opisywał rzeczy których tam nie umieściłem. A może miałem plan że tgo konia tam nie było?!]
[Dodano po chwili]
Podróż bez siodła szła ci dość źle. Co chwila spadałeś z grzbietu konia. Kiedy wyjechałeś z miasta usłyszałeś znajomy głos
-Czekaj Mendel, jadę z tobą.
Odwróciłem głowę i dostrzegłem pędzącego przyjaciela. Jednak nie miałem najmniejszej ochoty na wspólną jazdę z tym osłem, toteż galopem wyrwalem się do przodu