Theoden - Początek - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!

Podgląd ostatnich postów

Gość_Theoden*,
Odwróciłem głowę i dostrzegłem pędzącego przyjaciela. Jednak nie miałem najmniejszej ochoty na wspólną jazdę z tym osłem, toteż galopem wyrwalem się do przodu
Ven'Diego,
[LUdzie ile razy mam ci mówić żebyś nie opisywał rzeczy których tam nie umieściłem. A może miałem plan że tgo konia tam nie było?!]

[Dodano po chwili]

Podróż bez siodła szła ci dość źle. Co chwila spadałeś z grzbietu konia. Kiedy wyjechałeś z miasta usłyszałeś znajomy głos
-Czekaj Mendel, jadę z tobą.
Theoden,
Poszedłem do stajni Starego, i zobaczyłem w środku brązowego konia gotowego do drogi.
-Ten morze być dobry .- powiedziałem.
Podszedłem do konia i pogłaskałem go po szyi.
-Ale ty jesteś spokojny.
Nagle czworonóg odszedł i położył się na sianie.
-I leniwy. -Dodałem.
Lecz na ziemi w kącie dostrzegłem wiadro z wodą. Podniosłem ją.
-Pij. Do dna.
Położyłem ją na ziemi obok konia. Zwierzę instynktownie zanurzyło mordę w wodzie. Po wypiciu koń wydał szczęśliwy dźwięk i podszedł do mnie.
Ponownie pogłaskałem go po szyi i pochwaliłem.
-No, to w drogę!
Wsiadłem na niego i udałem się na południe, do Graena.
Ven'Diego,
[Proszę cię nie opisuj czegoś co sam byś nie zrobił, nie możesz pisać że znalazłeś monety, skoro ich tam nie "umieściłem". Ja jestem GM'em i ja ustalam czy znajdujesz monety, wchodzisz w krowi placek, czy wpadasz do rzeki ; ]]

- Czekaj, mam trochę złota - Stary pogrzebał w sakiewce przymocowanej do pasa. - Chwytaj.
Coś błyszczącego zaświeciło w powietrzu.
- Powinno wystarczyć. Weź mojego konie który został w stajni, i jedz na południe, tą drogą. Dotrzesz do wioski. Tam pytaj o kołodzieja Graena. Od niego kup te koło. Śpiesz się, nie będę tutaj stał cały dzień!
Theoden,
Nie mogłem oprzeć się jego wzrokowi, a w ogóle to jest mi najbliższą osobą.
-Zgadzam się. Ale niczego nie obiecuję.
-I będzie lepiej jak wezmę Twoją sakiewkę! -powiedziałem w myślach, bo miałem nadzieje, że Staruszek mi ją da. Obserwowałem go i czekałem kiedy ją otrzymam.
-No już, daj mi ją! Ostatnie pieniądze wydałem w karczmie. -mówiłem w myślach.
-No dobra, niech stracę. - Powiedziałem już na głos.
-Udam się do swojej chaty i spróbuję poszukać pieniędzy.
Lecz nagle coś zabłyszczało na trawniku. Pochyliłem się i podniosłem.
Znalazłem sześć złotych monet! -krzyknąłem w myślach.
Wesołym krokiem udałem się do wioski.
Ven'Diego,
Koło wyglądało na całkowicie zniszczone. Praktycznie pękło na pół. Możliwe że stało się to podczas najechania na jakąś dziurę, lub kamień.
- Nic z tego - Powiedział Stalodo - Całkowicie zniszczone. Trzeba będzie pojechać po nowe.
Stary spojrzał na koło, po czym na ciebie
- Znam w sąsiedniej wiosce człowieka który sprzeda mi takie samo. Podskoczysz do niego? Co Mendel?
Stary patrzył na ciebie błagalnie, jego zmarszczki zrobiły się nagle bardo głębokie, a włosy jakby bardziej siwże.
Theoden,
-O rety!- pomyślałem, gdy tylko zobaczyłem Staloda i jego zepsuty wóz.
-Stalod! Pomogę Ci! Wyciągnę te kłody z rowu. -Krzyknąłem do Staloda.
Podszedłem do rowu i zacząłem próbować dźwigać kłody.
-Są bardzo ciężkie, ale dam radę! -próbowałem podtrzymać się na duchu.
-Uff! - zdychałem. Udało się.
Spróbowałem poturlać pierwszą kłodę do Starego Staloda. Zrobiłem to samo z innymi. Teraz zostało mi tylko naprawić zepsute koło i poczekać na podziękowania.
Ven'Diego,
Po chwili biegu, dobiegliście na gościniec. Już z daleka było widzieć starego i jego uszkodzony wóz. Kłody, które wiózł poturlały się do rowu. Stary majstrował coś przy uszkodzonym kole, kopiąc wóz co chwila.

- Widzisz! Tam jest! Nieźle się wtopił, nie ma co - Zażartował Fjoring



[Zdania kursywą, będą oznaczały dialog, staraj się opisywać swoje zachowania, słowa, oraz myśli ; ] ]
Theoden,
OK. Ale o co chodzi z tym Idziesz to?
Ven'Diego,
To może wytłumaczę ci o co chodzi.

Piszesz tylko co ty mówisz, i co ty robisz. resztę opisuję ja.
Theoden,
-Gdzie on jest? -odparł zdenerwowany Mendel.
-Właśnie przejeżdżał koło chaty Jorda. Pośpiesz się! - odpowiedział Fjoring.
-Już pędzę!
Mendel wziął swój pasek z mieczem i biegł ile sił do Staloda. Mieszkańcy, których spotykał byli zdziwieni, że Donether pędzi jak strzała. Ludzie żartowali za nim:
-Pewnie goni go demon!
-Albo smok!

Mendel dobiegł już na miejsce wypadku.
Ven'Diego,
Gattild. Mała uboga wioska, na wybrzeżu. Ludzie tutaj żyjący woleli raczej te skarby ukryte we wnętrzu człowieka niżeli na zewnątrz. Zawsze uczynni, koleżeńscy.
Tam też żyłeś. Nie miałeś rodziny, zostałeś znaleziony w łódce dryfującej na morzu. Prawdopodobnie ocalałeś po zatonięciu jakiegoś statku. Twoją rodziną byli twoi przyjaciele.
Tym najlepszym był Fjoring. Człowiek średniego wzrostu. Jego ruda czupryna zawsze wzbudzała u ciebie śmiech. Lubiliście się pojedynkować. Ludzie z całej wioski się gromadzili, żeby to zobaczyć.

Mimo iż wioska ta znajdowała się na wybrzeżu, jej mieszkańcy uprawiali rolę. Co dzień wyruszali w pole, czy to skwar, czy mróz.


Był dość zimny letni dzień. Właśnie ostrzyłeś swój miecz kiedy usłyszałeś:
Mendel, Mendel chodź szybko, Staremu Stalodowi odpadło koło z wozu, trzeba mu pomóc!
Był to głos twojego przyjaciela, stał przed twoją chata i nawoływał cię.

Stalod, był dla ciebie jak ojciec. To on uczył cię podstaw sztuki walki mieczem, to on pomógł ci wybudować chatę. Teraz posunął się w latach, stał się chorowity, słaby.


Idziesz to? Wiezie kilka drzew do wioski, a samemu nie damy rady naprawić wozu
Wczytywanie...