Powoli nastało południe. Teraz wioska w pełni tętniła życiem. Z twojego warsztatu dało się słyszeć bawiące się dzieci, szczekanie psów, oraz rozmowy starszych. We wiosce na pewno ktoś wie gdzie możesz znaleźć tego jegomościa.
- Sotti? Sotti! Sotti, tak znam go, zwykle przesiaduje w gospodzie, ale można go też znaleźć w swoim domu, na zachodzie wioski - Takie zwykle padały odpowiedzi.
W pierwszej kolejności skierowałem swe kroki do gospody. Wszedłem do środka i rozglądając się spytałem barmana: Nie wiesz może, szanowny panie, który z klientów to Sotti?
- Tak, dosyć czasu straciłem na czekanie na ciebie - Jednooki wstał po czym dodał - Spotkamy się na wschodnim gościńcu, tuż za wjazdem do wioski. Nie spóźnij się! Spakuj wszystko i heja.
Jednooki czekał na ciebie. Już z daleka wypatrywał cię swym okiem. Siedział na czarnym koniu, a obok stał szary osioł, z ładunkiem na grzbiecie.
- Jest pan mości krasnoludzie. Ma pan jakiegoś konia? muła? - Spojrzał na ciebie bacznie po czym dodał - Ostatecznie może pan jechać na Uim.
Mężczyzna wskazał na muła.
- Niestety, nie posiadam żadnego wierzchowca - odrzekłem. - Mogę jednak jechać na Uim, tylko załaduję na niego mój bagaż.
Jak powiedziałem, tak zrobiłem. Położyłem ekwipunek na mule i dosiadłem go.
- Prowadź! - dodałem.
- No to ruszamy - Powiedział jednooki, po czym popędził konia.
Droga przez trakt była dosyć nużąca. Cały czas w około były same łąki. Co jakiś czas mijaliście wóz z sianem, beczkami czy też innymi rzeczami. Po kilkugodzinnej jeździe, na horyzoncie pojawił się las.
Zatrzymałem wierzchowca i powiedziałem do Sottiego:
- Las... To wygląda niebezpiecznie. Na wszelki wypadek mam topór, ale nie wiem jak ty. Wolałbym być jak najszybciej w Velof.
Jednooki poklepał się po pochwie oraz znajdującej się w niej mieczem. - Jestem przygotowany. Być przygotowanym to moje drugie imię. - Zaśmiał się jegomość - Nie spodziewałbym się w tych lasach jakichkolwiek oprychów. - Dodał
Tym samym, niezmiennym tempem dotarliście na skraj lasu. Dało się słyszeć śpiew leśnych ptaków. Do waszych nozdrzy wdarł się zapach próchna, liści.
Drzewa były na ogół liściaste, lecz gdzieniegdzie rosły także świerki i sosny. Dzięki drzewom, słońce nie docierało tutaj w całości, las pokryty był półcieniem. - Nareszcie las - Szepnął jednooki.
[Nie dość że odpowiadasz po takiej przerwie, to jeszcze tak krótko. Byś się bardziej postarał]
Posuwaliście się powoli przed siebie, las powoli zaczął gęstnieć, a docierające do was światło słabnąć. Po jakimś czasie zbliżyliście się do niewysokiego kanionu, porośniętym karłowatymi drzewami.
Jednooki zaczął się dyskretnie rozglądać po bokach.
[Wybacz, jakoś zapomniałem... ; ( A z tym postaraniem - chodzi po prostu o to, że nie mam za dużo do napisanie. W mniej ważnych sprawach, po prostu kontroluj moją postać. Wiadome jest, że idziemy dalej.]
Coś wydawało mi się podejrzane.
Zsiadłem z wierzchowca, popatrzyłem na Sottiego, a następnie rozejrzałem się dookoła. Zacząłem chodzić w kółko i zaglądać pod każdy krzaczek, kamyczek oraz inne mniej ważne elementy.
W końcu jednak dałem sobie spokój i wróciłem na muła. Ruszyliśmy dalej. Nadal jednak byłem zdziwiony, że wszystko jest w porządku.