Lukas
13 Lipiec 2230 Przylot
Minęły 4 lata po zajściu na Planecie LV-201 jednak koszmary zostały. Po odlocie z tej przeklętej planety, lecieliśmy dosyć długo nie pamiętam ile, byliśmy w stanie hibernacji, ale na szczęście autopilot nas nie zawiódł i po paru miesiącach dolecieliśmy do statku Matki. Przypominam, że byłem tam ja, Ripley i Marines przezwiskiem Harison albo Musashi, ja go nazywałem Musashi, ale nie byli w stanie zastąpić mi moich najlepszych przyjaciół Pawła i Bob’a którym nie udało się z stamtąd wydostać zostali tam…na zawsze. Byłem ciekawy, co pocznie sztab w takiej sytuacji, bomby atomowe? Zniszczenie planety? A może coś innego? Tego nie mogłem być pewien, na tej planecie był robak imieniem Killer, było by mi go trochę szkoda, ale to już nie mój biznes, ja się z stamtąd wydostałem, i nie miałem zamiaru tam wracać. Po przybyciu na statek było mnóstwo pytań na temat planety, obcych itp. Powiedziałem, co wiedziałem, chyba nie uznali tego jako bajki-Może i macie rację, ale na tej planecie znajduję się tlen i surowce potrzebne do przetrwania, na Ziemi niedługo już nic nie zostanie, musimy mieć tą planetę, teraz, kiedy wiemy, co tam jest i jakie czekają na nas niebezpieczeństwa wiemy, co trzeba zrobić, wysłać ciężki sprzęt, piechotę i zdobyć ta planetę-Tylko jest jeden problem generale-powiedziałem-Nie znamy dokładnej liczby robaków może ich tam być tyle, co nas na Ziemi, a wtedy sporo ludzi zapłaci za to życiem-Wiem, jednak, jeśli chcemy przetrwać MUSIMY mieć tą planetę-Dobrze tylko bez zemnie ja tam nie lecę-Oczywiście, że nie, możesz odpocząć lecimy na Ziemię i odpoczniesz, ty się tym nie przejmuj to już nasz problem-Dziękuję sir! Po długim czasie dolecieliśmy na Ziemię, niebieskie niebo i słońce przypomniało mi, że tu jest moje miejsce. Po przybyciu na Ziemię nie było tak kolorowo jak myślałem zaraz były problemy z biurami itp. Robiłem w jakiś pracach, dla osiłków, ale zaczęła mi doskwierać samotność, powoli popadałem w alkoholizm pracowałem ile tylko mogłem, ale noce dalej były koszmarem. Trudno było to znieść, miałem myśli samobójcze, a może po prostu się nudziłem? Brak adrenaliny, walki, krwi itp. Do tego się przyzwyczaiłem, więc trudno było mi być taki…spokojny. Sam nie wiedziałem, czego chciałem, czegoś mi brakowało, chodziłem nawet do burdelów żeby się odprężyć, dawało to chwilowe rezultaty. Byłem weteranem wojennym, który przetrwał masakrę, ale jego psychika dużo na tym ucierpiała, ale co mi z tego? I tak nikt o tym nie widział po za tym ludzie zaczęli trochę krzywo na mnie patrzeć, nie wiem, czemu, może byłem totalnym świrem? Sam już się w tym wszystkim gubiłem jednak pół roku później…