Światowa Organizacja Zdrowia nie ma ostatnio najlepszej passy. Po katastrofalnym błędzie niedoszacowania wielkości ryzyka związanego z koronawirusem i różnorakich innych niedopatrzeniach, dalej desperacko strzela sobie w stopę. Choćby ostatnio instytucja uruchomiła kampanię, która razi taką hipokryzją, że aż pękają oczy.
class="lbox">W założeniach #PlayApartTogether ma zrzeszać największych potentatów w branży elektronicznej rozrywki, którzy promują spędzanie czasu przy grach komputerowych jako jednym z istotnych elementów walki z pandemią. Produkcje dla pojedynczego gracza pozwalają powstrzymać nudę podczas kwarantanny oraz skutecznie odganiać od pomysłów wychodzenia z domu, natomiast te dla wielu – utrzymywać kontakty międzyludzkie lub budować nowe znajomości w oparciu o wspólne pasje. Nic nowego dla nas, a na papierze jeszcze mocniej brzmi jak coś słusznego. Tym bardziej, że gracze bawiący się przy grach Riot Games czy Zyngi, otrzymują szereg darmowych bonusów dedykowanych programowi.
Problem w tym, że WHO na przestrzeni ostatnich lat bezkompromisowo krytykowało jedną z naszych ulubionych rozrywek.
Przykłady? Proszę bardzo. W 2018 roku organizacja zaliczyła uzależnienie od gier komputerowych jako chorobę psychiczną, a później zostało ono wpisane na oficjalną listę chorób. Przedstawiciele WHO uzasadniali wtedy, że siedzenie przed monitorem może powodować poważne problemy i dłuższe obcowanie z grami może doprowadzić do uzależnienia. Cytując do “wzoru zachowań charakteryzującego się upośledzoną kontrolą nad grami wideo, poświęcaniem im większego priorytetu niż innym czynnościom, zainteresowaniom oraz zwykłym aktywnościom”.
class="lbox">I jasne. Coś takiego jak uzależnienie od gier istnieje. Problem w tym, że od wszystkiego można się uzależnić. Czytania książek, zbierania znaczków czy nawet biegana. Każda aktywność wykonywana bez zdrowego rozsądku może doprowadzić do poważnych następstw. Gracze szybko zaczęli punktować organizacje za brak konsekwencji i wprowadzanie dziwnych standardów. Skoro granie w gry jest takie wspaniałe, to dlaczego jeszcze w zeszłym roku było takie złe?
Przez lata gry były łatwym celem dla wszelakiej maści polityków i ekspertów. Typowym kozłem ofiarnym, którym można uzasadnić każdą przemoc, patologię czy dysfunkcję. Teraz, w obliczu globalnego kryzysu, nagle są po tej dobrej stronie. Niby miło, ale niesmak pozostaje, bo wiecie co? Kilka miesięcy po wygaszeniu pandemii, wszyscy ci eksperci, którzy tak otwarcie zachwalają spędzanie czasu przy grach, z łatwością zmienią front i znowu z lubością będą nakręcali spiralę propagandy przeciwko elektronicznej rozrywce. Ludzie łatwo zapominają. To nigdy, nigdy się nie zmienia...