[MUZYKA] Jakiej muzy sluchacie??
Od kilku już lat jestem wielką fanką zespołu U2. Aktualnie może słucham już ich muzyki z mniejszą namiętnością, ale dzięki nowej płycie - kto wie, może wszystko odżyje na nowo? Ubóstwiam płyty: "Pop", "Joshua Tree", "Achtung Baby" i "Zooropa". Pomijając U2, moim nowym odkryciem jest japoński zespół L'arc - en - ciel. Nazwa trudna, ale ich muzyka jest fajnym połączniem wszystkiego co lubię. Jeśli ktoś miał kiedyś kontakt z anime jak np. "Fullmetal alchemist", "Blood+" czy "Seirei no Moribito" to istnieje duże prawdopodobieństwo natknięcia się na ich muzykę. A tak to słucham niestety co popadnie, ale jest to zazwyczaj muzyka rockowa, zwykły pop czy muzyka filmowa, a czasami poważna.
A ja zwykle polskich zespołów, np maanam, lady pank, elektryczne gitary, perfect, budka suflera
Też wielu innych artystów pojedyncze piosenki, ale zwykle te starsze
stare złote przeboje najlepsze
Też wielu innych artystów pojedyncze piosenki, ale zwykle te starsze
stare złote przeboje najlepsze
Aktualnie Led Zeppelin i kilka piosenek Nirvany.
Po za tym, na mojej playliście występują przeróżne utwory, poczynając na ACDC, kończąc na Cranberries.
Po za tym, na mojej playliście występują przeróżne utwory, poczynając na ACDC, kończąc na Cranberries.
Ja niestety nie miałam rodziców, którzy katowaliby mnie muzyką typu Pink Floyd, Led Zeppelin, Depeche Mode, Queen, Michael Jackson, Beatlesi czy jakąś ostrą muzyką poważną. Do wszystkiego trzeba było dochodzić i dorastać samemu. Pamiętam te kilka kaset VHS przechwyconych z niemiec, nagrane na nich były teledyski do kilku szlagierów, które do dzisiaj kojarzę dość pozytywnie.
Chociażby takie 2 Unlimited - No limit , którego do dzisiaj słucham z sentymentem, jeeeezzzusie, jak ja chciałam mieć taką kiecę, jak ta gibająca się pani. Oprócz tego Haddaway - What is Love?, Ace Of Base - All That She Wants, kilka szlagierów Modern Talking czy mocno zboczony [wg. mnie w tamtym wieku] teledysk do "Dirty Diany" Jacksona. Do dzisiaj nie mogę znieść żadnego z nowoczesnych remiksów tych piosenek, chyba ogólnie niebardzo lubię tego typu przedsięwzięcia.
Potem nadszedł okres podczas którego namiętnie oglądałam program pt. Disco Relax, ale to raczej z uwagi na ograniczony dostęp do muzyki niż rzeczywiste zainteresowanie muzyką disco polo. Szybko jednak pokochałam idolki milionów: Britney Spears, Madonnę, Melanie C i tym podobne artystki, wszystko to urozmaicałam sobie różnymi składankami z prowincjonalnych imprez techno (ale tego takiego fest). W porównaniu z tym, co działo się potem, to ten okres nie był aż taki kompromitujący.
Postanowiłam zostać metalem, w późniejszym czasie gotką, bo uznałam, że gotki są ładne. Ja jednak nie byłam ładna. Wyglądałam jak niedomyte, wiecznie smutne dziecko, ubierające się na modłę staroangielskiego domu pogrzebowego. Czarna kredka, ciemne, pofarbowane włosy, dużo tuszu, gęba wysmarowana czymś jasnym i czarne - w moim odczuciu bardzo gotyckie - ubrania. Pamiętam też z jaką ekscytacją malowałam paznokcie na czarno. Miało być o muzycę, ale myślę, że image jest w tym przypadku bardzo ważny. Ogólnie to załapuję fejspalma, gdy sobie przypominam tamten okres, szczególnie że najcięższymi kapelami, jakich słuchałam, był Rammstein, Metallica i Linkin Park.
Nie wiem, kiedy mi się odwidziało. W każdym bądź razie uznałam, że w czarnych ciuchach wyglądam prędzej jak ten chłopak z rodziny Adamsów, niż eteryczna, bladolica metalowa piękność. Zapewne pomógł internet, który otworzył przed człowiekiem nieograniczony niemal dostęp do muzyki. Ale takiej najróżniejszej. No i nie można bagatelizować roli kanałów muzycznych, na których kiedyś RZECZYWIŚCIE można było usłyszeć jakąś muzykę, a nie zobaczyć kolejny odcinek reality show.
Najpierw niemal całkowicie przestawiłam się na elektronikę. Taką różną, począwszy od banalnego Benny Bennassiego, na Aphex Twinie kończąc. Potem stwierdziłam, że to hip hop jest mi bliższy. Ale głównie ten undergroundowy, bo ostry fifty nigdy do mnie nie przemawiał. Jakiś czas jarałam się O.S.T.R.ym, który ma to do siebie, że jego płytki różnią się od siebie tylko kilkoma dźwiękami i słowami. Jednocześnie przeżywałam wielką fascynację stoner rockiem w postaci Kyuss, młodych Queens of the Stone Age i Mondo Generatorem. Potem stwierdziłam, że rokendrolowa ze mnie dziewczyna i przeżyłam wielką miłość do Eagles of Death Metal (trzymałam Jessy'ego za rękę przez całe trzy i pół sekundy!) oprócz tego przewinęła mi się przez winampa cała masa zespołów w klimatach rockabilly, psychobilly etc. Gdy normalna muzyka już nie wystarczyła, sięgnęłam ostre darcie mordy pokroju grindcore'u, mathcore'u i temu pochnych. Miałam nawet krótką, bo krótką, ale jednak - przygodę z pornogrindem, który w większości składał się z krótkich sampli z filmów porno.
Dobrą rzeczą w tych wszystkich przygodach było i jest to, że nigdy nie porzucałam całkowicie gatunku, który podobał mi się wcześniej. Tak właśnie zbudowałam swój dość dziwny gust, który akceptuje niemal wszystko. Raz mam ochotę na coś bardziej, raz mniej, ale nigdy nie gniewam się na jakiś rodzaj muzyki i nie zamykam furtek. Jest trochę problem, by się ubrać, bo ponoć ubiór ma nieco odzwierciedlać to, czego się słucha. To już ogólnie nie dla mnie zabawa. Ponoć jestem para-dresem.
Chociażby takie 2 Unlimited - No limit , którego do dzisiaj słucham z sentymentem, jeeeezzzusie, jak ja chciałam mieć taką kiecę, jak ta gibająca się pani. Oprócz tego Haddaway - What is Love?, Ace Of Base - All That She Wants, kilka szlagierów Modern Talking czy mocno zboczony [wg. mnie w tamtym wieku] teledysk do "Dirty Diany" Jacksona. Do dzisiaj nie mogę znieść żadnego z nowoczesnych remiksów tych piosenek, chyba ogólnie niebardzo lubię tego typu przedsięwzięcia.
Potem nadszedł okres podczas którego namiętnie oglądałam program pt. Disco Relax, ale to raczej z uwagi na ograniczony dostęp do muzyki niż rzeczywiste zainteresowanie muzyką disco polo. Szybko jednak pokochałam idolki milionów: Britney Spears, Madonnę, Melanie C i tym podobne artystki, wszystko to urozmaicałam sobie różnymi składankami z prowincjonalnych imprez techno (ale tego takiego fest). W porównaniu z tym, co działo się potem, to ten okres nie był aż taki kompromitujący.
Postanowiłam zostać metalem, w późniejszym czasie gotką, bo uznałam, że gotki są ładne. Ja jednak nie byłam ładna. Wyglądałam jak niedomyte, wiecznie smutne dziecko, ubierające się na modłę staroangielskiego domu pogrzebowego. Czarna kredka, ciemne, pofarbowane włosy, dużo tuszu, gęba wysmarowana czymś jasnym i czarne - w moim odczuciu bardzo gotyckie - ubrania. Pamiętam też z jaką ekscytacją malowałam paznokcie na czarno. Miało być o muzycę, ale myślę, że image jest w tym przypadku bardzo ważny. Ogólnie to załapuję fejspalma, gdy sobie przypominam tamten okres, szczególnie że najcięższymi kapelami, jakich słuchałam, był Rammstein, Metallica i Linkin Park.
Nie wiem, kiedy mi się odwidziało. W każdym bądź razie uznałam, że w czarnych ciuchach wyglądam prędzej jak ten chłopak z rodziny Adamsów, niż eteryczna, bladolica metalowa piękność. Zapewne pomógł internet, który otworzył przed człowiekiem nieograniczony niemal dostęp do muzyki. Ale takiej najróżniejszej. No i nie można bagatelizować roli kanałów muzycznych, na których kiedyś RZECZYWIŚCIE można było usłyszeć jakąś muzykę, a nie zobaczyć kolejny odcinek reality show.
Najpierw niemal całkowicie przestawiłam się na elektronikę. Taką różną, począwszy od banalnego Benny Bennassiego, na Aphex Twinie kończąc. Potem stwierdziłam, że to hip hop jest mi bliższy. Ale głównie ten undergroundowy, bo ostry fifty nigdy do mnie nie przemawiał. Jakiś czas jarałam się O.S.T.R.ym, który ma to do siebie, że jego płytki różnią się od siebie tylko kilkoma dźwiękami i słowami. Jednocześnie przeżywałam wielką fascynację stoner rockiem w postaci Kyuss, młodych Queens of the Stone Age i Mondo Generatorem. Potem stwierdziłam, że rokendrolowa ze mnie dziewczyna i przeżyłam wielką miłość do Eagles of Death Metal (trzymałam Jessy'ego za rękę przez całe trzy i pół sekundy!) oprócz tego przewinęła mi się przez winampa cała masa zespołów w klimatach rockabilly, psychobilly etc. Gdy normalna muzyka już nie wystarczyła, sięgnęłam ostre darcie mordy pokroju grindcore'u, mathcore'u i temu pochnych. Miałam nawet krótką, bo krótką, ale jednak - przygodę z pornogrindem, który w większości składał się z krótkich sampli z filmów porno.
Dobrą rzeczą w tych wszystkich przygodach było i jest to, że nigdy nie porzucałam całkowicie gatunku, który podobał mi się wcześniej. Tak właśnie zbudowałam swój dość dziwny gust, który akceptuje niemal wszystko. Raz mam ochotę na coś bardziej, raz mniej, ale nigdy nie gniewam się na jakiś rodzaj muzyki i nie zamykam furtek. Jest trochę problem, by się ubrać, bo ponoć ubiór ma nieco odzwierciedlać to, czego się słucha. To już ogólnie nie dla mnie zabawa. Ponoć jestem para-dresem.
Led Zeppelin. I nie przerzucaj się na rock. Przerzucaj się na starannie wyselekcjonowane odmiany rocka
Użytkownik Kresselack dnia poniedziałek, 20 września 2010, 17:58 napisał
Led Zeppelin. I nie przerzucaj się na rock. Przerzucaj się na starannie wyselekcjonowane odmiany rocka
Dzięki za porade. To ja słucham hard rocka, rocka alternatywnego i psycho rapu.
PS: Poprawione.
PS2:Nie lubie muzyki elektronicznej. Jest jak dla mnie poprostu nudna.