Dodam właściwie kontynuację czegoś, co wkleiłem tu wcześniej. Długo się do tego zbierałem, ale napisałem wtedy, kiedy trzeba - w nocy, gdy nawet zmęczenie ciała nie jest w stanie zatrzymać myśli. Kto zgadnie której pracy to kontynuacja?
"Woda wciąż nie ukrywa jej"
Nie wypatruje świtu. Wiem, że jest majestatyczny, ogrzewający serce, lecz odległy, nie pasujący do teraz. Trudno oczekiwać, by odbijał się w tafli zamkniętej szczelnie wody. Chociaż wiem, że nieco już wystygła, to zanurzam smukłe palce, rozkoszując się gładkością nóg. Trochę jeszcze szczypie, ale wiem, że On to uwielbia. Trochę się wstydzę tego, że odkryłam jego pragnienie, więc nie przyznam się nigdy, że sama za tym nie przepadam. Jako królowa tafli wiem, że traci to znacznie tak długo, jak woda pozostaje krystaliczna.
Siedzisz tuż obok. Miękka gąbka nie może się równać twojemu dotykowi, jednak wyglądasz dziś na smutnego. Widziałam setki razy tę twarz, za każdym razem czując zawiść wobec tych, którzy kradną ci radość i dają smutek. Czemu im na to pozwalasz? Weź chłodny nóż i zadaj cios, krew niech będzie wszędzie. Na Boga, przeżyję nawet nowiutki dywan hiszpański, który tak uwielbiasz zabierać z salonu i rozkładać na balkonie, rozkoszując się wiosennym słońcem. Wszystko traci wtedy znaczenie i możemy leżeć tam obok siebie.
Zupełnie jak teraz, jednak jest cicho. Każdą chwilę analizuję setki razy, tysiące uderzeń noża w umyśle dla tych, którzy skradli ci słowa. Nie wiem już co począć, więc pod kołdrą spokojnie gładzę smukłe uda, przywołując w pamięci te wszystkie słodkie kąśnięcia, gdy nie byliśmy do końca grzeczni.
Chciałabym, byś wybaczył mi, że zepsułam tak dobry dzień. Przytulić się i objąć stopami, by poczuć się bezpiecznie. Nie mogę. Patrzę w bok. Zostawię je i wrócę do ciebie. Kiedyś.
Mruknij chociaż, że mnie kochasz...
... może lepiej chodźmy spać.
Towarzyszą mi w drodze do chłodnej kuchni.
Nigdy nie znajdziesz śladów moich stóp na miękkim dywanie.
[Dodano po 4 latach]
Przejrzałem temat i trochę przemodelowałem, by lepiej się czytało. Niedługo też coś dodam
[Dodano po 3 latach i 6 miesiącach]
"początkujące"
Najmniej boimy się tego, co potrafimy nazwać. Imię daje otuchę, pozwala opisać jakimkolwiek językiem to, na co jeszcze nie mamy żadnej nazwy. Chociaż nam się wydaje, że potrafimy sklasyfikować wszystko, to jednak wciąż wiele pozostaje nieodkryte. Ta zupełnie niepotrzebna mądrość gryzie w oczy każdego wieczora, ale nie jest w tym momencie najważniejsza. Liczy się bowiem to, że znam własne słowa, by to nazwać.
Nazwę to błyskawicą, podróżującą po nocnym niebie bez tchu i sumienia. Niema, głucha lecz nie ślepa, doskonale wie, dokąd zmierza. Zna swój cel, zna imię i niemal każdy wie, kiedy należy się jej spodziewać. Ten swego rodzaju prezent nie jest jednak wymarzoną podróżą czy obietnicą choć kilku chwil zabawy. Jest stratą, poczuciem niesprawiedliwości, marną namiastką tego, co nastąpić musi. Stanowi o jedynym świetle w okolicy. Na tyle krótkim, by przez okno ujrzeć na ulicy samotną postać. Jeśli ktoś stoi tam przy szalejących błyskawicach musi być niewątpliwie wyrzutkiem, samotnikiem, samobójcą... lub królem wszystkiego poza tym jednym, co zmierza bez tchu i sumienia. Pojawia się tylko przez kilka sekund, ale to w zupełności wystarcza, by rozpoznać twarz. Skryta za kapturem, jest w istocie krzykliwie widoczna i znajoma. Ma imię, wyryte w każdym rzucanym spojrzeniu. Zdaje się, że wypychasz je z pamięci, ale ono tam jest... przez tych kilka sekund na pewno tam jest.
Nazwę to wpół uśpioną garścią niczego. Domem czegoś, co nic nie zmieni, ale chociaż raz spróbuję się położyć i przed snem zmówić modlitwę. Nie chcę się zastanawiać, czyją dziś twarz ma Bóg. Ważne, by pamiętał moje imię zwłaszcza wtedy, gdy pojawi się przez te kilka sekund. W kawalkadzie błyskawic, w krzyku upadających ścian i tańcu ognia.