class="lbox">
Książek fantasy opisujących równoległe światy zamieszkiwane przez mniej lub bardziej wymyślne istoty, przepełnione magią i rządzące się różnymi zasadami, jest właściwie nieprzebrana ilość. Motywów i schematów, które się w nich powtarzają, mamy do wyboru trochę mniej, skutkiem czego często przy lekturze towarzyszy mi wrażenie, że już gdzieś to czytałam, że wiem, do czego to zmierza. I wiecie co? Niespecjalnie mi to przeszkadza. Oczywiście nie znaczy to, że rzucam się z entuzjazmem na każdy nieporadnie napisany klon jakiegoś bestselleru, ale lubię od czasu do czasu poczytać na przykład o jeszcze jednym królu martwiącym się o przyszłość państwa, o smoku zagrażającym tej przyszłości i bohaterskiej drużynie, która postanawia ubić gada czyhającego na nieliczne pozostałe przy życiu dziewice. Kiedy więc usłyszałam o serii "Kroniki Dziwnego Królestwa" Oksany Pankiejewej, już po krótkim opisie wiedziałam, że mam prawo liczyć na kilka wieczorów z może mało ambitną, ale za to całkiem przyjemną lekturą.