Wznowiona produkcja "Archiwum X", po prawie 15 latach przerwy, otrzymała mieszane recenzje. Początkowy entuzjazm i nostalgia utrzymały się do połowy sezonu, by potem z każdym kolejnym odcinkiem obniżać loty. Najwidoczniej sprawdza się teza, że przeszłości nie należy ruszać, pozostawiając ją w świecie podkolorowanych, niewyraźnych wspomnień.
Dobrze o tym wie nasza Redaktor Naczelna Ati, która w ramach nostalgicznego chycu śledzi dawne dzieje Muldera i Scully, tym razem recenzując 2. sezon.
Wątek mitologiczny nadal nie przynosi wielu odpowiedzi. Jest jednak poprowadzony dużo odważniej. Nie sposób mimo tego nie zauważyć wyraźnej różnicy w dynamice między obydwoma „typami” odcinków. W tych zwykłych po prostu mamy dwójkę agentów, którzy chodzą trochę jak dzieci we mgle, starając się połączyć wszystkie, teoretycznie niepowiązane fakty. Jednak kiedy zbliżamy się do głównej osi fabularnej, wszystko zaczyna się sypać. Dosłownie. Już po kilku minutach na ekranie zaczyna panować absurdalny chaos. Dziwaczny, ale kompetentny uprzednio Mulder zaczyna zachowywać się całkowicie irracjonalnie. W dodatku kiedy myślicie, że więcej upchnąć się już nie da, pojawiają się… nazistowscy naukowcy!