class="lbox">
Lubię powieści sensacyjne i kryminalne. Znakomicie spełniają funkcję rozrywkową, mogą także być przetarciem przed podejściem do innych typów literatury. No bo kiedy po raz setny okazuje się, że zabił ten, którego najmniej podejrzewano, zapewne zapragniemy nieco zmienić konwencję. A poza tym wśród przedstawicieli tych gatunków również zdarzają się prawdziwie rewelacyjne, niepodrabialne pozycje, na przykład „I nie było już nikogo” Agathy Christie”, „Sześć grobów do Monachium” Mario Puzo czy „Ostatnia granica” Alistaira Macleana.
„Golem z Limehouse” to właśnie kryminalna historia z wątkami ezoterycznymi w tle. Londyn ma już swojego najsłynniejszego mordercę – renoma Kuby Rozpruwacza nie podlega dyskusji – niemniej rzeczony Golem może spokojnie starać się o drugą lokatę. Dziewiętnastowiecznym miastem wstrząsa fala brutalnych, krwawych morderstw. Nieznany sprawca wybiera na ofiary przeważnie tanie prostytutki, dokonując zbrodni w niespotykany dotąd sposób.