Czasem zmiana scenerii może dać wiele dobrego filmowi, zwłaszcza kontynuacji. Ale nie jest to regułą, bo może to właśnie ona tworzyła film, a bez niej jest to kolejna nudna produkcja. Tak też najwidoczniej jest z drugą częścią "Więźnia labiryntu", której pierwowzór trzymał w napięciu i intrygował, wciąż pozostawiając pytania skąd? dlaczego? kto? po co? Po prostu jedna wielka niewiadoma.
Jednak "wyzwolenie", jakie przyszło wraz z drugą częścią pozbawiło "Więźnia labiryntu" tego, co było w nim najciekawsze – właśnie tytułowego labiryntu. A co więcej jest nie tak z tą produkcją, a co jest zdecydowanie na tak – dowiecie się z recenzji Medivha.
(...) Początkowo nastolatkowie cieszą się z posiadania dachu nad głową, codziennych porcji jedzenia, a przede wszystkim czystych, miękkich, wygodnych łóżek. Thomas jednakże dość szybko dostrzega, że coś jest nie tak – głównie dlatego, iż jego wybawcy nie pozwalają mu zobaczyć się z Teresą. W słuszności jego podejrzeń upewnia go chłopak, który wydostał się z innego labiryntu (tak, było ich więcej!) – Aris. Codziennie parę osób zostaje zabranych w "bezpieczne miejsce", ale tak naprawdę podłączani są do maszynerii mającej wyekstrahować z ich mózgów lekarstwo na panującą wokół zarazę. Byli Strefowcy nie mają innego wyjścia, jak tylko ratować się ucieczką i odszukać konkurencyjną do DRESZCZu frakcję – Prawą Rękę, w której mają nadzieję odnaleźć upragniony azyl.