class="lbox">
Nie lubię bezsensownych porównań nowych książek do popularnych marek. Tymczasem opis "Kellera" wprost zachęca wielbicieli "Gwiezdnych wojen" do sięgnięcia po recenzowaną powieść. Tylko, co wspólnego – oprócz rzeczy oczywistej: gatunku – ma utwór Marcina Jamiołkowskiego z całą serią historii rozgrywających się "dawno, dawno temu, w odległej galaktyce"? Błędem byłoby jednak skreślanie już na starcie science fiction napisanej przez polskiego twórcę. Przecież "Keller" wciąż mógł okazać się przyjemną przygodą w kosmicznych przestworzach.
Trudniący się przemytem Ian Keller przyjmuje zlecenie od Układu Polonusa oraz przedstawicieli Nowego Watykanu. Chociaż "przyjmuje" wydaje się słowem nieco na wyrost, ponieważ alternatywą była zmiana miejsca zamieszkania. Z drugiej strony to nie groźba wpłynęła na podjęcie decyzji, lecz pragnienie zemsty na pewnym generale Caratu. Dlatego Ian decyduje się podjąć ryzykowną misję, mającą na celu zdobycie skradzionych przez Kościół Pontifexański cennych relikwii. Doskonałą do tego okazję stwarzają obchody Czwartego Tysiąclecia Męki Pańskiej. Czy Kellerowi z pomocą załogi uda się wykonać zadanie, a jednocześnie wziąć odwet na dawnym wrogu?