rozbicie banku w boxoffice nie dziwi wcale biorąc pod uwagę wartość tytułu oraz sumkę wydaną na promocję. Co jak co, ale hajs się musi zgadzać
Co do samej recenzji filmu to po pierwsze w żadnym wypadku nie mogę przystać na to, i bezczynnie słuchać, że Giacchino godnie zastąpił Williamsa- nawet nie dlatego, że nie wymyślił sposobu na zaistnienie w tej serii z czymś całkiem od siebie, ale dlatego, że oddtwórcza kompozycja na modłę Williamsa brzmi właśnie jak "coś na modłę Williamsa"... Pomysł na film - cóż tutaj od samego początku twórcy konfundują stary, hermetyczny fandom, ponieważ kolejna część jurajska po raz pierwszy jest sensu strickto monster movie i już na tym etapie pojawia się smród.
Z jednej strony jest to naturalna droga ewolucji tej serii, jak zostało to powiedziane w pierwszej części filmu, same dinozaury już dzisiaj nie wystarczą aby zaciekawić widownię. Z drugiej zaś strony w tym miejscu każdy fan parku, który kojarzy serię ze swoim dzieciństwem/młodością/najlepszymi czasami kina familijnego staje w pół kroku by powiedzieć: "nie, dość!" ponieważ tutaj zauważa poważne ryzyko pojawienia się dubstepów i nachalnych lens flar z postprodukcji, gwałcące miłością od tyłu od kilku lat wszystkie filmy które większość z nas zna i kocha ze złotego okresu kina familijnego.
Wiąże się z tym fakt taki, że ta konserwatywna grupa mogła pójść na seans z dość konkretnym, niezbyt przychylnym nastawieniem... Tak, odgadłeś Tokarze, jestem jednym z wyżej opisanych. Mimo to, również uważam, że film ten zasłużył na taką właśnie ocenę, jednak nie za muzykę, nie za Chrissa Pratta, który owszem, emanuje w filmie humorem jak zawsze i wszędzie, ale nie podnosi jakości całości. Nie dam filmowi sześciu gwiazdek również w ramach kary za źle obsadzoną postać kobiecą, ponieważ moim zdaniem była ona całkiem zgrabnym łącznikiem między akcją a feelerami, w filmie dającymi nam chwile wytchnienia. Nie zepsuł mi seansu nawet tytułowy potwór o kretyńskiej nazwie i umiejętnościach, których miał tyle, że nawet naukowcy, którzy go stworzyli, nie byli w stanie przewidzieć, iż go takowymi obdarzyli. Naprawdę jedynie delfiny byłyby od niego groźniejsze(krypto-spoiler). Seansu nie zepsuło mi nawet irracjonalne rozwiązanie sceny finałowej. Serio, ja wiem, że rozmawiamy tu o żywych dinozaurach, ale nawet w ramach takiego uniwersum mam prawo oczekiwać jakiejkolwiek logiki wydarzeń... Film, pomimo wszystkich swoich wad oraz zalet, po prostu pozostał tym, czym był od początku - pełnym akcji kinem familijnym o nieskomplikowanym przekazie z dinozaurami w roli głównej. Zamierzony cel, został osiągnięty.