class="lbox">
Ilekroć patrzę na okładki niektórych książek, w głowie pojawia mi się fragment jednego z moich ulubionych wierszy, który opisuje powtarzalność. I wcale nie mam tu na myśli strony graficznej. Kiedy widzę same pozytywne recenzje, przedstawiające pozycję w superlatywach, mam pewność, że 80% z nich się nie sprawdzi. W przeciwnym razie polski rynek zalewałyby same bestsellery i arcydzieła. A tak nie jest, prawda?
Dokładnie tak samo zaczęła się moja przygoda z „Czasem Żniw”. Czytając opinie, nie tylko blogerów, ale także Jakuba Ćwieka, Łukasza Orbitowskiego czy Jerzego Rzymowskiego, miałem przed sobą wspaniały debiut jeszcze wspanialszej autorki. Niestety, pierwszy z siedmiu tomów, ponad pięćsetstronicowa książka, nie spełniła do końca oczekiwań w niej pokładanych.