Trochę odkopię temat z kurzu, bo i sporo się wydarzyło od 2008 roku Przede wszystkim - Czerwony Album. Początkowo byłem nastawiony do niego mocno sceptycznie (po średniej Hipertrofii, do której zaskakująco mój stosunek nie zmienił się od 5 lat, jak widzę, oraz Excess, kompletnie nieudanej próby zaistnienia na zagranicznym rynku), natomiast po koncercie na juwenaliach, pokochałem go. Jest to naprawdę mocna, rockowa płyta, którą przez długi czas katowałem na słuchawkach. Boskie "Los, cebula i krokodyle łzy", "Angela", "Rudy" czy moje ulubione "Woda leży pod powierzchnią" słyszałem niezliczoną ilość razy.
Jedyne co mnie boli, to fakt, że minęły już dwa lata od wydania nienazwanego albumu, a oni dalej grają na koncertach w 90% tylko ten materiał. Ileż bym dał, żeby znów na żywo usłyszeć "Sto tysięcy [...]" czy "Leszka [...]". Tymczasem oni grają "nową" płytę praktycznie od A do Z, jakiś shit z "Hipertrofii", natomiast z pierwszych dwóch albumów po jednej piosence (typu "Daleka droga do domu"). A ja tak marzę o "Listopadzie" i "Ostrości [...]"
[Dodano po 4 minutach]
Ach, no i cudowna solowa płyta Roguca - "Loki". Inny materiał niż Coma, a duszę i zaangażowanie Roguca czuć dalej tak samo.
Jedyne co mnie boli, to fakt, że minęły już dwa lata od wydania nienazwanego albumu, a oni dalej grają na koncertach w 90% tylko ten materiał. Ileż bym dał, żeby znów na żywo usłyszeć "Sto tysięcy [...]" czy "Leszka [...]". Tymczasem oni grają "nową" płytę praktycznie od A do Z, jakiś shit z "Hipertrofii", natomiast z pierwszych dwóch albumów po jednej piosence (typu "Daleka droga do domu"). A ja tak marzę o "Listopadzie" i "Ostrości [...]"
[Dodano po 4 minutach]
Ach, no i cudowna solowa płyta Roguca - "Loki". Inny materiał niż Coma, a duszę i zaangażowanie Roguca czuć dalej tak samo.