Czasami jak czytam Wasze komentarze mam wrażenie, że oglądałam zupełnie inny film niż Wy.
Cytat
Legolas prawdopodobnie zabił więcej przeciwników, niźli wypowiedział zdań – oczywiście w jak najbardziej widowiskowy, nierealistyczny sposób, machając mieczem
A od kiedy fantastyka jest realistyczna? Mnie te sceny po prostu rozbawiły, bo pasują do tego co robili z Legolasem we Władcy "ale wtedy jakoś generalnie ludziom to nie przeszkadzało". Wręcz było dobrze wyważone - podciągnięte do lekkiej satyry tego czym robi się z elfami, a jednak nie do przesady, żeby robią z tego parodię. Coś jakby "Hej! Przecież fantastyka jest o przygodzie i nieprawdopodobnym!".
I serio, marudzicie na ten przeciągający się wątek miłosny itd, a ja go niemal nie pamiętam z filmu (właściwie większości kiepskich scen, jakie przytaczacie nie pamiętam, bo chyba je zbyłam machnięciem ręki). Bardziej pamiętam rewię randomowych wierzchowców. No proszę Was: łoś bojowy, dzik bojowy i... bojowe kozice?
Przecież to było cudowne! I druga najjaśniejsza strona filmu: Dain. Był przecudowny, a jego bojowa świnia tylko dodała mu tego krasnoludzkiego uroku. A dla Thranduila zapragnęłam stać się facetem, żeby móc zapałać do niego czystą homoseksualną miłością, bo chyba tylko taka będzie odpowiadać jego poziomowi bajeczności w każdym spojrzeniu.
Fakt, że film miał problemy z fabułą, tak jakby Jackson nie do końca wiedział, co chce w nim umieścić, a śmierć Smauga była największym ciosem z moje serce.
Nie mówiąc o tym, że było też dość niedorzeczne, skoro przez pierwsze dwie części robili z niego największe zło, a w ostatniej części nagle stwierdzili, że ech, skończmy już z nim, bo chcę się zająć Sauronem. Tak samo, jak później to, że większość postaci po prostu rozpłynęła się w fabule - mówię tu o Dainie, Bardzie itp. Brakowało mi tej takiej biesiady na koniec, kiedy wiesz, że ten i ten żył później szczęśliwie, bo robił to i to.
Cytat
no cóż, nie znam się na tym, pewnie, co ja tam wiem.
No najwyraźniej się nie znasz, skoro potrafisz powiedzieć tylko o tym, całkowicie pomijając wiele innych WSPANIAŁYCH efektów. Chociażby Daina, którym już się zachwycałam, i naprawdę dziwię się, że nikt tego jeszcze nie poruszył - przecież on był całkowicie komputerowy i cudowny w każdym ruchu i szczególe.
Nawet brwi Thranduila przyćmiewały ten chaos z ilością orków (też chyba były komputerowo podkręcone
) A Azog i Bolg? Nie powiesz mi, że to była charakteryzacja. Twarz Azoga była przecież dopracowana z każdym porem. Nawet scena Galadrieli i Suarona nie była tylko RGB i zapętlonym gifem, chociaż może to jest akurat kwestia imaxa, bo w 3d miała w sobie zaskakującą głębię - postać z oka była jakoś tak zrobiona, że wydawała się być jednocześnie blisko i daleko, a to zapętlenie było wspaniale psychodeliczne.
W zasadzie dla mnie to było po prostu dobre kino do popcornu, tak samo jak Strażnicy Galaktyki - było przyjemnie heroiczne, efektowne (serio, gadacie, jakbyśmy mieli teraz natłok fantasy w kinie realizowanego z takim przepychem), takie do obejrzenia i dobrej zabawy, ale nie jakoś specjalnie odkrywczy, czy robiący mindfucka swoją ciężką i dogłębną analizą psychologiczną postaci i możliwych wątków filozoficznych. I może dlatego, że tego właśnie oczekiwałam od niego nie jestem tak bardzo zawiedziona jak Wy. Dla mnie to takie fantastyka: jak masz dobre rzuty możesz nawet zeskoczyć z kilku metrów idealnie amortyzując się głową orka, ale jeżeli idzie Ci źle nie pokonasz nawet półtorametrowej dziury.
No i moja specjalna porcja obrazków, która czekała na ten moment: