[Hobbit: Bitwa Pięciu Armii] Recenzja

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu "Hobbit: Bitwa Pięciu Armii"!

Nocne Maratony Filmowe to zawsze spore wyzwanie dla widza. Osobiście nie miewam raczej problemów z powstrzymaniem snu, lecz w zamian za to, dopada mnie inna przypadłość – za sprawą niebotycznych ilości kofeiny, przyjmowanych w postaci płynnej, zmuszony jestem nader często wybierać się do toalety, denerwując tym innych widzów. Niemniej przed „Bitwą Pięciu Armii” odmówiłem sobie wszelakich napojów, solennie przyrzekając, iż nie wyjdę ani razu, aby w całości obejrzeć najbardziej wyczekiwany film fantasy roku 2014. I oczywiście rzetelnie go zrecenzować.... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Odpowiedz
Z tego, co czytam, wynika, że chciałbyś ocenić ten film przynajmniej o 1 punkt niżej, ale coś (litość? Przyzwoitość? Sentyment?) nie pozwala Ci tego zrobić

Z wieloma wnioskami się zgadzam, wielu rzeczy (dotyczących choćby Lovelasa) nie widziałem, ale już sobie wyobrażam. Na film oczywiście pójdę tak jak i na poprzednie części, które bardzo mocno różniły się między sobą poziomem i charakterem (ze znaczną przewagą jakości w wypadku części pierwszej).

Co zaś tyczy się jeszcze pana Blooma, polecam przypominajkę naszego newsa sprzed 3,5 roku, dotyczącego pierwszych (podówczas) wieści o powstającym 'Hobbicie". Znajdziecie tam min. wszystkie możliwe wyrazy twarzy Orlando

http://gexe.pl/filmy/...miu#hl=orlando
Odpowiedz

Cytat

Z tego, co czytam, wynika, że chciałbyś ocenić ten film przynajmniej o 1 punkt niżej, ale coś (litość? Przyzwoitość? Sentyment?) nie pozwala Ci tego zrobić


Z jednej strony masz rację, Wiciu, bo ja po ekranizacji (wszystkich części, nie tylko ostatniej) obiecywałem sobie sporo więcej . Z drugiej zaś - Bitwa Pięciu Armii to właśnie taki film 7/10. W mikroskopijnym, wulgarnym skrócie - piękny i głupi

Oczywiście żartuję, tak trywializując to dziełko Jacksona . Bardziej rozpisałem się w recenzji

Zły? Być może
Dobry? A czemu?
Nie tak wiele znów pychy we mnie
Dajcie żyć po swojemu, grzesznemu, a i świętym żyć będzie przyjemniej!


Odpowiedz
Nie oglądałam 2 części, bo drżałam na myśl o wątku elfów, Legolasa i romansu między krasnoludem a wymyślona elfką...i szczerze mówiąc boję się także tej części.
Jeśli w końcu się przemogę i zobaczę i Pustkowie i Bitwę, to chyba tylko po to, by mieć to z głowy i popatrzeć na grafikę, bo już po pierwszej części stwierdziłam, że nie kupuję Hobbita w tym wydaniu. O ile Władca Pierścieni to naprawdę, naprawdę cudna trylogia i za nią panu J. należy się wiele pochwał, tak tutaj...
Jesus promised the end of all wicked people.
Odin promised the end of all Ice Giants.
I don't see many Ice Giants around.



- You don't like me, do you?
- I like you.
- No you don't.
- I'm crazy about you. I love you. Now why don't you go play in the blender?
Odpowiedz
O ile "Niezwykłą podróżą" byłem oczarowany, o tyle "Pustkowiem Smauga" już nie. Pierwsza część miała to COŚ, klimat fantasy budowany przez kolejne ekscytujące epizody, sympatyczne postacie, humor... Druga część poszła w stronę sztucznej, choć efektownej walki i szybkiej akcji, ponadto nie czułem już tego nastroju przygody. Wszystko wskazuje na to, że "Bitwa Pięciu Armii" nie będzie dla mnie satysfakcjonującym seansem, bo idzie w ślady "Pustkowia Smauga". Obejrzę, ale bez większych oczekiwań.

Ten wątek miłosny to rzeczywiście najbardziej denny pomysł w historii całej ekranizacji filmów o Śródziemiu Ale no nie, nie spodziewałem się, że przystojny krasnolud i powabna elfka będą jeszcze wykrzykiwali swoje imiona w trakcie sieczki. Przecież to musi być okropnie wręcz żenujące.

Ciekawe, co dalej. Kolejne filmy osadzone w Śródziemiu?
Odpowiedz
"Niezwykła podróż" była momentami nudna jak flaki z olejem. Idą, idą, idą i dojść nie mogą. "Pustkowie Smauga" było tym, czego oczekiwałem - sporo akcji, wyraziste postacie. "Bitwa pięciu armii" była dla mnie zawodem pod każdym względem, choć i tak koniec końców oceniam ją na 7/10. Nie będzie zbyt wielkim spoilerem, jeżeli powiem, że Smaug ginie po 5 minutach. Po prostu tragedia, uśmiercając tak szybko tę postać, już na samym początku zabrali mi najciekawszą rzecz, dla której przyszedłem na seans...

W ogóle po filmie mam wrażenie, że Orły to najpotężniejsza rasa Śródziemia. Zupełnie nie rozumiem, czemu nie zaniosły Froda na Górę Przeznaczenia i krasnoludów do Ereboru.

SPOILER
W końcówce filmu, jak przylatują Orły, zrzucają na pole bitwy niedźwiedzia - pomyślałem: "spoko, Radagast zwołał zwierzęta na pomoc"... Dopiero godzinę po filmie, przypomniawszy sobie mgliście książkę, zorientowałem się, że to był Beorn... Zmasakrowali ten wątek okrutnie..."


Wątek Tauriel - Fili to największy koszmar tej produkcji. Zaraz za nim jest jednoosobowe komando eksterminacyjne "Legolas". Cieszy za to oglądanie na ekranie Martina Freemana w roli Bilba - spisał się jako hobbit sto tysięcy razy bardziej niż onegdaj Elijah Wood.

Generalnie ogląda się to nieźle, ale nie ma co nastawiać się na jakieś wielkie kino. Niestety.


Tonari no Totoro!
Odpowiedz
Saga o Śródziemiu to takie nowe "Gwiezdne Wojny". Jest jedna wspaniała trylogia, którą koniecznie powinien obejrzeć każdy kinoman, natomiast druga... meh...

Film raczej przeciętny. Paskudnie zmontowany, chaotyczny, totalnie efekciarski i kompletnie niedorzeczny (nawet w fantastyce istnieją pewne prawa, których zasad należy przestrzegać). Tylko Freeman daje radę i każdą scenę z jego udziałem ogląda się z prawdziwą przyjemnością.
Odpowiedz
Wreszcie miałem okazję "Bitwę Pięciu Armii" iii, no nie wiem, może to wpływ tego, że to bądź co bądź Śródziemie, ale naprawdę nie rozumiem przesadnego hejtu względem filmu. Pewnie, Legolas lekce sobie ważył prawa fizyki i bawił się w Mario, ale podobne rzeczy robił przecież i ostatnio, ale wtedy jakoś generalnie ludziom to nie przeszkadzało (albo sobie nie przypominam?)

Wątek "zmierzchowy" faktycznie tragiczny. Ja wiem, że chcieli więcej nastolatek do kin ściągnąć, ale litości, ileż można! I dlatego całe szczęście, że tym razem zakochana para dostała stosunkowo mało czasu antenowego.

Połowa filmu to sceny walki i to znów nie jest czymś strasznie się różniącym od oryginalnej trylogii, nawet miałem wrażenie, że tym razem Jackson wziął sobie do serca krytykę o przesadzone CGI i trochę z tym przystopował (z wyjątkiem trolli, które wyglądały głupkowato).

Koniec końców dla paru scen (pojedynek Azoga z Thorinem, Thranduil będący sobą, Dain szarżujący na dzikiej świni, Bard zabijający Smauga) zdecydowanie warto było to zobaczyć. No i ostatnie pożegnanie Bilba z Thorinem - generalnie nie zdarza mi się wzruszać na filmach, a tutaj, no jakoś tak, polubiłem Thorina, strasznie fajna postać, dobry aktor, genialne wykonanie. No i jak już wspomnieliście, Freeman. Rozwalił tą rolę mistrzowsko. W zasadzie największy zarzut jaki mam do filmu to za mało Bilba (zresztą z tego samego powodu cierpiała dwójka).

Tak więc, film był świetny, jedynka oczywiście najlepsza, ale nie czuję absolutnie, żeby Jackson jakoś straszliwie wypaczył Hobbita i, że w ogóle powinien się wstydzić. Zamiast tego jakbym miał okazję z chęcią bym mu podziękował za tą trwającą już z 15 lat magiczną przygodę! No iii, czekamy na Silmarilion! (nigdy się nie wydarzy, ale pomarzyć zawsze można!)
Odpowiedz
Obejrzałem. Załamałem - się i ręce.

Czego jak czego, ale realizacyjnego niechlujstwa po Jacksonie się nie spodziewałem. Oto stanął przede mną kolejny "Władca Pierścieni", ale z marnymi zdjęciami, słabym, męczącym montażem, pełen dłużyzn, pozbawiony sztandarowego atutu charakteryzacji, z monotonnym tempem i nieistniejącą narracją. Nie oczekiwałem od tego filmu niczego. Część druga była dostatecznie marna, bym miał ryzykować pokaleczenie się własnymi wymogami czy nadziejami. Szedłem na kino familijne z dobrym widowiskiem i niestety, nie wyszło.

Za produkcją stało chyba McDonald's Entertainment, przy kilku scenach byłem pewny, że opracowano je z myślą o moim bezrefleksyjnym pochłanianiu popcornu. Żaden film wojenny nie wytrzymałby trwającej godzinę sekwencji batalistycznej, zwłaszcza tak schematycznej, nieciekawej, stanowiącej popłuczynę po wcześniejszych odsłonach. Bardzo marne i znowuż - schematyczne, powtarzalne choreografie walk, grafika komputerowa niekiedy łupiąca w zęby, momentami irracjonalny scenariusz i fabuła (absolutnie nie mówię o żadnych odniesieniach do książki - nie ma sensu poruszać tego tematu). Po mniej więcej połowie filmu zacząłem patrzeć na niego jako na "jakiś tam film fantasy", spróbowałem wymazać sobie ze świadomości jego nazwę, numer seryjny, nazwisko reżysera czy głównych aktorów. Nawet wówczas było to co najwyżej średnie, momentami wręcz tandetne widowisko. Całą naszą trzyosobową gromadą wyszliśmy z kina znudzeni, zmęczeni, z bólem głów i oczu. "Hobbit: Batman i Robin". Tyle ogólnie.

Szczególnie zaś:

SPOILER


Teatr jednego aktora - Martin Freeman naprawdę ratuje jakiekolwiek aktorstwo w tym filmie. Wykastrowany z charyzmy Thorin, nijaki, nieobecny, pretensjonalny. Pozostali - o ile w ogóle byli - stanowili kolejny zbędny element tła, na którym rozgrywała się główna bijatyka.

Kabaret skeczów męczących
- Alfred. Naprawdę aż tak bardzo stępiło się poczucie humoru Jacksona i ekipy? Nawet Monthy Python, przy całej swej zamierzonej absurdalności, nie przeciągał pojedynczych gagów tak straszliwie. W czasie zmarnowanym na tę postać można było zmieścić coś znacznie ciekawszego.

Most stares ever
- kojarzycie ekipę "Honest Trailers"? Jako żywo rozbrzmiewała mi raz po raz muzyka z recenzji "Zmierzchu". [Link]
Niekończące się ujęcie, zrobione podczas śmierci Kiliego, było piorunującą wręcz dawką żenady, jaka dotąd w najśmielszych wyobrażeniach nie łączyła mi się z nazwiskiem Jackson.

Epic fail - na tym polu Jackson nie mógł odnieść porażki, dlatego też wybrałem się na film. A jednak. Wydawało mi się, że ukazanie potęgi Eldarów w osobie Galadrieli w starciu z Sauronem zasługuje na coś bardziej spektakularnego, niż zmienne sekwencje tęczy RGB nałożonej na twarz Cate Blanchett versus pięcioklatkowy gif z okiem Saurona, powtórzony z resztą z części poprzedniej. Niestety, jedyne pozytywne emocje wzbudził u mnie Christopher Lee. Tak wywijać kosturem i operować głosem w wieku 93 lat - to dopiero epika! Najwyższe słowa uznania.

Nieszczęsny Orlando
- serio, w sumie żal mi pana Blooma. Nolens-volens stal się kukłą rzucaną po zielonym tle w przypływie niepohamowanego kretynizmu twórców filmu. Nadal nie rozumiem, co ci okrutni ludzie usiłowali zrobić z jego twarzą (zwłaszcza oczami) w kilku początkowych ujęciach. Dobrze, że przynajmniej później dali temu spokój i pozostali jedynie przy tragikomicznym face-liftingu. Poza wszystkimi wygibasami z jarmarku i godną pozwu sądowego za obrazę uczuć religijnych oraz inteligencji widza sceny Legolas vs. Bolg o totalne zażenowanie przyprawiały mnie sekwencje zerżnięte żywcem z God of War. Widać panowie od marketingu wytwórni zabrali nożyczki montażyście, pióro scenarzyście i wykopnęli krzesło spod pana Jacksona, przynajmniej w kilku momentach.

Świnki!
- fajne, pocieszne, zwłaszcza bojowy knur i walenie orków z bańki. To będzie jakieś 0,5 mojej końcowej oceny, ale gatunkowo to ten sam ciężar argumentu, co wymienione wyżej komando Legolas, więc - niestety - nie robi różnicy.

Molier zmartwychwstały
- i jego pojawiające się znikąd postacie, kluczowe w danej scenie dla odwrócenia biegu fabuły. U niego jednak była to konwencja uzasadniona wymogami sceny, technicznym przebiegiem spektaklu i ogólną, zwyczajowo komediową konwencją. Tu poszczególne sceny były tak poszatkowane, że nikomu nie chciało się marnować kilku dodatkowych sekund na logiczne uzasadnienie, skąd bohater X znalazł się nagle w miejscu Y. Scenariusz robi się przez to jeszcze bardziej dziurawy.

Widzisz i nie grzmisz!
:
- "Te nietoperze zostały stworzone w jednym celu..."
DRAMATYCZNA PAUZA (O BOŻE, O CO ONA TERAZ ZAPYTA?!?!?!?!)
- "W jakim?"
(...)
DRAMATYCZNA PAUZA
- "Na wojnę!"

-_-

Brawa dla scenarzysty bejzbolem o czaszkę. Takich "dialogów" i scen było multum.


Specjalne efekty specjalne
- no cóż, nie znam się na tym, pewnie, co ja tam wiem. Wiem tylko tyle, że grupa orków wbiegająca do Dali to tak naprawdę dwóch orków, z których dziesięciu biegnie po ulicy, a ośmiu po chodniku w dokładnie tej samej sekwencji ruchów, z rozmazanymi plamami zamiast cieni, które bez problemów mogliby rzucać ucharakteryzowani aktorzy, gdyby tylko komuś chciało się ich charakteryzować i ustawić światło. Zachowania statystów w drugim i trzecim planie są niekiedy komiczne, gorzej jednak, że w efekcie produkcja tego pokroju sprawiała wrażenie zrobionej po taniości.

"Władca Pierścieni", tyle, że bez zdjęć, charakteryzacji, muzyki, montażu, jakichkolwiek dialogów godnych "You have my sword" czy "One does not simply walk into a Mordor", bez narracji. Wow.


3/10

Odpowiedz
Kolejne trzy filmy mam za sobą - pora wrażenia jakoś poukładać w łebku. Zacznę od rozprawienia się z zarzutem, który ciągnie się za Hobbitem od pierwszego filmu - po co rozpychać literacki oryginał do trzech części? Tu zwykle pada argument - książkowy hobbit liczy jakieś 8 - 10 razy (strzelam) mniej stron niż \"Władca\", z którego też zrobiono trzy filmy.

Czytaliście pewnie \"Hobbit. Tam i z powrotem\"? Pamiętacie styl w jakim była napisana ta książka? Trochę jak gawęda, jakby ktoś opowiadał niezwykłą historię swoim dzieciom. Wiele scen zostało zredukowanych do kilku zdań, przenoszenie tego na film dałoby raczej coś w rodzaju zbitki trailerów połączonych przegadanymi dłużyznami. Jeden film dwu czy trzygodzinny mógłby nie starczyć na opis wędrówki Bilba tam i z powrotem. Jackson jeszcze postanowił dołączyć wątek Białej Rady (czyli rozwinięcie motywu nagłego opuszczenia drużyny przez Gandalfa i jego późniejszego powrotu). Gdyby na tym skończył, byłoby ok.

Gorzej, że rozdęto historię o wątki, które mogłyby się bez niej obejść. Np. rozumiem rozbudowę relacji Azoga z Thorinem. Zakładałem, że w filmie Bolg się nie pojawi, a ten miał dość istotną rolę do odegrania w historii, zdawkowo potraktowaną przez Tolkiena. Tyle, że tu pojawia się również Bolg i... Czy ktoś tu nie tworzy bytów ponad miarę? Ze złych mamy jeszcze Smauga, jak i Nekromantę. Robi się dość tłoczno.


Dodać jeszcze należy wątek, który spokojnie można by odjąć. Tauriel. Nie będę rozwijał tej myśli, tutaj chyba wszyscy jesteśmy zgodni.

Legolas - myślę, że musiał pojawić się w tym filmie, w końcu spora część akcji ma miejsce, jakby nie patrzeć, w jego \"chacie\". Z tym, że mogłoby to być cameo, urywające się wraz z urywającymi się elfom krasnoludom. Większa rola skończyła się jak się skończyła, absurdalnie przegiętymi scenami, pokroju odstrzelenia olifanta z poprzedniej trylogii. Dobrze, że nie ubił Smauga z łuku. Już widzę przed oczyma tę scenę:

Bard strzela z łuku w odsłonięta pierś Samuga, niestety wiatr znosi jego strzałę, ale na szczęście obok pojawia się Legolas. wypuszcza własny szyp. Ten dolatuje do pierwszej strzały, lekko ją trąca, dokonuje korekty jej trajektorii i buuum.


W dużej mierze zgadzam się z podsumowaniem dokonanym przez Tokara: \"Film raczej przeciętny. Paskudnie zmontowany, chaotyczny, totalnie efekciarski i kompletnie niedorzeczny\". Ma jednak kilka scen, o których wspominał Shaveras, które mimo wszystko sprawiają, że warto obejrzeć \"Bitwę Pięciu Armii'. Gdybym musiał, to oceniłbym \"Bitwę\" na 5-6/10.
Odpowiedz
Czasami jak czytam Wasze komentarze mam wrażenie, że oglądałam zupełnie inny film niż Wy.

Cytat

Legolas prawdopodobnie zabił więcej przeciwników, niźli wypowiedział zdań – oczywiście w jak najbardziej widowiskowy, nierealistyczny sposób, machając mieczem

A od kiedy fantastyka jest realistyczna? Mnie te sceny po prostu rozbawiły, bo pasują do tego co robili z Legolasem we Władcy "ale wtedy jakoś generalnie ludziom to nie przeszkadzało". Wręcz było dobrze wyważone - podciągnięte do lekkiej satyry tego czym robi się z elfami, a jednak nie do przesady, żeby robią z tego parodię. Coś jakby "Hej! Przecież fantastyka jest o przygodzie i nieprawdopodobnym!".

I serio, marudzicie na ten przeciągający się wątek miłosny itd, a ja go niemal nie pamiętam z filmu (właściwie większości kiepskich scen, jakie przytaczacie nie pamiętam, bo chyba je zbyłam machnięciem ręki). Bardziej pamiętam rewię randomowych wierzchowców. No proszę Was: łoś bojowy, dzik bojowy i... bojowe kozice? Przecież to było cudowne! I druga najjaśniejsza strona filmu: Dain. Był przecudowny, a jego bojowa świnia tylko dodała mu tego krasnoludzkiego uroku. A dla Thranduila zapragnęłam stać się facetem, żeby móc zapałać do niego czystą homoseksualną miłością, bo chyba tylko taka będzie odpowiadać jego poziomowi bajeczności w każdym spojrzeniu.

SPOILER


Fakt, że film miał problemy z fabułą, tak jakby Jackson nie do końca wiedział, co chce w nim umieścić, a śmierć Smauga była największym ciosem z moje serce. Nie mówiąc o tym, że było też dość niedorzeczne, skoro przez pierwsze dwie części robili z niego największe zło, a w ostatniej części nagle stwierdzili, że ech, skończmy już z nim, bo chcę się zająć Sauronem. Tak samo, jak później to, że większość postaci po prostu rozpłynęła się w fabule - mówię tu o Dainie, Bardzie itp. Brakowało mi tej takiej biesiady na koniec, kiedy wiesz, że ten i ten żył później szczęśliwie, bo robił to i to.

Cytat

no cóż, nie znam się na tym, pewnie, co ja tam wiem.

No najwyraźniej się nie znasz, skoro potrafisz powiedzieć tylko o tym, całkowicie pomijając wiele innych WSPANIAŁYCH efektów. Chociażby Daina, którym już się zachwycałam, i naprawdę dziwię się, że nikt tego jeszcze nie poruszył - przecież on był całkowicie komputerowy i cudowny w każdym ruchu i szczególe. Nawet brwi Thranduila przyćmiewały ten chaos z ilością orków (też chyba były komputerowo podkręcone ) A Azog i Bolg? Nie powiesz mi, że to była charakteryzacja. Twarz Azoga była przecież dopracowana z każdym porem. Nawet scena Galadrieli i Suarona nie była tylko RGB i zapętlonym gifem, chociaż może to jest akurat kwestia imaxa, bo w 3d miała w sobie zaskakującą głębię - postać z oka była jakoś tak zrobiona, że wydawała się być jednocześnie blisko i daleko, a to zapętlenie było wspaniale psychodeliczne.

W zasadzie dla mnie to było po prostu dobre kino do popcornu, tak samo jak Strażnicy Galaktyki - było przyjemnie heroiczne, efektowne (serio, gadacie, jakbyśmy mieli teraz natłok fantasy w kinie realizowanego z takim przepychem), takie do obejrzenia i dobrej zabawy, ale nie jakoś specjalnie odkrywczy, czy robiący mindfucka swoją ciężką i dogłębną analizą psychologiczną postaci i możliwych wątków filozoficznych. I może dlatego, że tego właśnie oczekiwałam od niego nie jestem tak bardzo zawiedziona jak Wy. Dla mnie to takie fantastyka: jak masz dobre rzuty możesz nawet zeskoczyć z kilku metrów idealnie amortyzując się głową orka, ale jeżeli idzie Ci źle nie pokonasz nawet półtorametrowej dziury.

No i moja specjalna porcja obrazków, która czekała na ten moment:
SPOILER








Widziałam też gdzieś gify z planu przed obróbką, jak się do nich dorwę to dorzucę.

Znalazłam.
Odpowiedz
Czas na moje przemyślenia W większości zgadzam się z Wiktulem. Całość była strasznie chaotyczna i nieprzemyślana, a scenariusz nadaje się do wycierana kurzy (nie chcę tu być zbyt ostry, więc użyłem łagodnego określenia), absolutnie żaden dialog nie zapada w pamięć i nie rusza. Ponadto woła o pomstę do nieba przy tak dobrej interpretacji postaci przez aktorów, bo wypadają one bez wyrazu (oprócz Bilba i świetnego Freemana). Nawet Thorin to niezła porażka. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale w dwójce nagle stał się ponurakiem i nagle w trójce jest szaleńcem, dość sztucznym dodam. Jakoś nie pamiętam przejścia pomiędzy poszczególnymi stanami i chyba tylko dzięki aktorom sceny Bilbo-Thorin potrafią poruszyć, no i dzięki miłym wspomnieniom z jedynki.

Alfrid rzeczywiście zbędny, wątek miłosny ok (bez przesady, takiej tragedii to nie było, a w każdym razie Jackson popełnił większe błędy), bitwa źle zmontowana, lecz dla mnie wciąż emocjonująca, komputerowej grafiki już za dużo, a Legolas dodaje produkcji animuszu i także nie postawiłbym go wysoko (o ile) wśród błędów twórców. Koniec końców, gdyby nie moja miłość do fantasy oraz brak konkurencji w tym gatunku w filmach może bym źle się bawił.

A tak daję 6-7/10. Minimalnie lepiej od dwójki, ale to jedynka była najlepsza.
Odpowiedz

Cytat

Nawet Thorin to niezła porażka. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale w dwójce nagle stał się ponurakiem i nagle w trójce jest szaleńcem, dość sztucznym dodam.

Em... a czy to nie dlatego, że był pod wpływem przeklętego skarbu? Przynajmniej tak mi się wydawało, skoro trąbili o tym przez sporą część filmu.

Poza tym jak to nie było wyrazistych postaci?! Dain był bardzo wyrazisty!
Odpowiedz

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Ati dnia poniedziałek, 19 stycznia 2015, 22:48 napisał

Em... a czy to nie dlatego, że był pod wpływem przeklętego skarbu? Przynajmniej tak mi się wydawało, skoro trąbili o tym przez sporą część filmu.


Według wiki: "Thorin przybrał tytuł Króla pod Górą, lecz, ogarnięty żądzą złota i dumą, wdał się w spór z ludźmi z Esgaroth i elfami z Mrocznej Puszczy". Jeśli jednak ten przeklęty skarb jest winien to:

SPOILER
Na pewno lekiem na klątwę nie jest zobaczenie, nie powiem jak kiepskiej [za dużo CGI! - i mówi to ktoś, kto w pierwszej cześci ją chwalił], halucynacji, w której Thorin jest wciągany przez taflę ze złota. No i jego dziadek też zbzikował. Nazwali to "chorobą umysłu", nie żadną klątwą.


Do tego już w drugiej części - czyli przed zdobyciem owego skarbu - nagle stał się odpychającym ponurakiem.

Przejdź do cytowanego postu Użytkownik Ati dnia poniedziałek, 19 stycznia 2015, 22:48 napisał

Poza tym jak to nie było wyrazistych postaci?! Dain był bardzo wyrazisty!


Tak był wyrazisty, że zapomniałem, kto to Prezentował się fajnie, miał fajny młot, został fajnie odegrany, ale znów scenariusz dał ciała i oprócz fajnej prezentacji był kolejną przeciętną postacią - obok walecznego Barda, przerysowanego Alfreda, sztucznych elfów (mam tu na myśli Legolasa Poważna Mina oraz Tauriel Maślane Oczy) czy ekipy krasnoludów, która już znalazła się zupełnie na marginesie historii (oprócz Kiliego zajmującego więcej ekranowego czasu na rzecz wątku miłosnego).
Odpowiedz
Swoją drogą, jeżeli jedynym pośród głównych argumentów "za" wobec filmu Jacksona ma być dwudziestoplanowa humoreska złożona z paru gagów o waleniu po ryjach, to naprawdę słabo, a wspomniany przeze mnie "Batman i Robin" naprawdę staje się niezłym, śmiesznym filmem dzięki misiowym kapciom Arnolda Freeza i jego ekipie psychotycznych hokeistów-akrobatów z Reggae na lodzie
Odpowiedz
← Artykuły

[Hobbit: Bitwa Pięciu Armii] Recenzja - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...