Królewski skrytobójca

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją książki "Królewski skrytobójca"!

Zastanawialiście się kiedyś, jaki wpływ na czytelnika wywiera książka? Oczywiście w Internecie roi się od doniesień, że wzbogaca jego słownictwo, rozwija myślenie oraz wyobraźnię, ale ciekawsze wydaje się pytanie, czy kształtuje osobowość. Niektórzy rzekomi specjaliści zdają się potwierdzać to przypuszczenie. Podobno możemy przejmować od głównego bohatera niektóre zachowania, poglądy i opinie, choć żeby do tego doszło, musimy się z nim identyfikować. Nie tylko rozumieć jego postępowanie, nie tylko je popierać – ale brać za własne. Wtedy tożsamość czytelnika nie ma znaczenia, bo na czas lektury staje się kimś innym – Bastardem albo Harrym Potterem dla przykładu. Nie jest łatwo jednak uzyskać opisany efekt, ponieważ skutecznie potrafi go zepsuć nawet najmniejszy drobiazg. Niech bohater lubi placki – pozornie nic złego w tym nie ma, lecz jeśli czytający z kolei nie będzie ich znosił, może to destrukcyjnie wpłynąć na identyfikację z główną postacią. „Uczeń skrytobójcy” okazał się jedną z niewielu powieści, którym udaje się oddziaływać na odbiorców. Bawiła się moimi emocjami i sprawiała, że czułem się prowadzącym narrację, Bastardem Rycerskim. Nie dziwota więc, iż po „Królewskiego skrytobójcę” sięgnąłem z największą ochotą, żądny kolejnych przygód umiejscowionych w świecie stworzonym przez Robin Hobb.... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Odpowiedz
Czy zastanawiałem się jak książka może oddziaływać na człowieka? Ja i trylogia Skrytobójca jesteśmy żywym przykładem tego, że może to być wpływ przeogromny.
Tytułem wstępu: cieszę się bardzo, że MAG wznowił Skrytobójcę i Złotoskórego, bo to moja ulubiona "saga", czekam też na Kupców i ich Żywostatki, bo tylko tych do tej pory nie przeczytałem i tylko ze względu na to, że niezwykle trudno je dostać. Liczę też, że pójdą za ciosem i wprowadzą na polski rynek więcej książek przewspaniałej Robin Hobb - Soldier Son czy ostatnio wydany Fools assassin.
A teraz do rzeczy - wyobraźcie sobie prostego gimnazjalistę, który lubi po szkole pograć w piłkę i gry komputerowe. W jednej z gazet (nieistniejący już Click) czyta o nadchodzącej wielkimi krokami polskiej grze Wiedźmin i łapie za prozę Sapkowskiego. Fantastyka zaczyna mu się podobać, więcej, jest nią oczarowany. Chce więcej. W bibliotece znajduje, gdzieś w rogu półki niebieską okładkę z napisem "Andrzej Sapkowski poleca". Wypożycza trylogię fantasy. Robin Hobb "Skrytobójca". Możecie mi nie wierzyć ale przez okres około dwóch tygodni nic się dla mnie nie liczyło. Wracałem ze szkoły i czytałem do późnego wieczora, coraz bardziej zanurzając się w Królestwie Sześciu Księstw i coraz więcej myśli FitzChivarly'ego (czyli polskiego Bastarda) uznając za swoje. To ja później wręcz wymusiłem na paniach bibliotekarkach, by zakupiły Złotoskórego. I mija tak z grubsza siedem lat, mam na koncie liczne przeczytane książki, nieustające zamiłowanie do fantastyki, wybrany kierunek studiów - filologia polska (bez zbędnych, ironicznych uśmieszków i swoje własne pomysły na epickie historie. Dzięki jednej sadze.
Więc jeśli nadal macie wątpliwości, a jeszcze nie czytaliście książek Margaret Astrid Lindholm Ogden, to na co jeszcze czekacie?! Biegiem do biblioteki/księgarni/cioci Zosi. Może i wy przeżyjecie taką przygodę jak ja.
Odpowiedz
Nie ukrywam, że podejrzewałem autora entuzjastycznej recenzji o przesadę. Wypada sprawdzić.
Odpowiedz
← Artykuły

Królewski skrytobójca - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...