Dzisiaj przedstawiam wyłącznie polskie teksty (a u mnie to nowość
). Zabierzemy się za niezwykle oryginalnego twórcę jakim jest Kazik. Twórczość jego, którą tu zaprezentuję, jest mi szczególnie bliska. Na pierwszy ogień idą "
Sowieci" - z kawałków raczej mało znanych. Tekst ostry, ale prawdziwy do bólu ostatecznego... Dalej mamy wiekopomną "
Celinę" (znaną mi z widzenia
) - obraz półświatka i klimatów, które swego czasu się dostrzegało... A na koniec "
Inżynierowie z Petrobudowy" - utwór autorstwa ojca Kazika, z którym w tym jakże szlachetnym przedsiębiorstwie, pracował i mój ojciec...
Sowieci
Hej dziewczyno, hej niebogo jakieś wojsko idzie drogą!
Schowaj pieniądze, schowaj zegarek! Kryj się, kryj!
A ja myślałem, że to Oni, że to banda bandę goni
A to Czerwoni, Czerwoni! Kryj się, kryj!
A ten gruby, co na przedzie, na kradzionym koniu jedzie
To Rokossowski, marszałek polski! Kryj się, kryj!
A ja myślałem, że to śmieci, że to gówno z nieba leci
A to Sowieci, Sowieci! Kryj się, kryj!
Przyjdą nocą, eja, zgwałcą srodze na kradzionej gdzieś podłodze
Zostawią z dzieckiem, dzieckiem radzieckiem! Kryj się, kryj!
A ja myślałem, że to trzewik, że to kryty słomą chlewik
A to bolszewik, bolszewik! Kryj się, kryj!
A ja myślałem, że to Oni, że to banda bandę goni
A to Czerwoni, Czerwoni! Eja! Kryj się, kryj!
A ja myślałem, że to śmieci, że to gówno z nieba leci
A to Sowieci, Sowieci! Kryj się, kryj!
Celina
Tę burzę włosów każdy zna, przy ustach dłoni chwiejny gest,
Tak Celina, Celina, Celina jest.
Jak hejnał brzmi jej śmiech, gdy całe miasto śpi,
Nie wytrzeźwiała od soboty, balet trwa już cztery dni,
I w twiście wozi się
W piorunach klipsów, na potłuczonym szkle.
La-la-la! Zaśpiewał w barze ktoś,
To czarny Ziutek pije gin, Celiny koleś, twardy gość.
Pije cztery dni, wychylił setną ćwierć,
Powietrze zaraz wyszło z niego w kliniczną popadł śmierć,
Liczko pobladło mu jak wosk
Ziutek pozbył się swych o Celinę trosk.
Zapamiętajcie sobie radę, którą dziś wam wszystkim dam:
Możecie liczyć na przyjaciół, pomogą wam.
Ziutkowi minął kac, kolesie w kocioł wzięli go,
Szukaj Celiny, lamusie, gdzie adapter, chata, szkło.
Ziutek nie płakał, twardy jest
Godzinę ze wściekłości wył jak pies.
Tak, tak, tak! Celina już na złom,
To czarny Ziutek z kilerami pod Celiny idzie dom.
Oświetlił błysk ich kos w rynku bramy brzeg,
Sikory złote pod mankietem odmierzają sekund bieg.
I stoi pikiet sak
Pod oknem, w sieni i u drzwi - dać tylko znak.
Zasłony w oknach leją blask - na mecie jasno jakby w dzień,
To Celiny, Celiny, Celiny cień.
Dłonie kołyszą się, egzotyczne kwiaty dwa,
Celina naga na balecie, pośród żądz i szkła.
Wtem nagle jakiś ruch
W progu staje rudy Mundek, Ziutka druh.
Dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzyń, dzyń - to prysło w oknie szkło,
Celina naga w noc ucieka, jakie dno! Jakie dno!
Już tylko chce się jej do piekła skryć,
Och Ziutek, Ziutek, gdzieś ty był, kiedy ja zaczynałam pić?
Dlaczegoś nie bił w pysk?
Lecz milczy noc i tylko kosy świeci błysk.
Dlaczego taki ostry był Ziutkowej kosy szpic?
Przecież znacie te balety, wszak w nich złego nie ma nic.
Ale Celiny głos, Celiny włosów woń,
Czerwoną mgłą zasnuwa oczy, w kamień zwiera dłoń,
Ziutek tylko podniósł brew,
Błysnęło, na białą pierś trysnęła krew!
Słuchaj - to jęknął świat, jak chory pies u pana stóp,
Tak to Celinie, Celinie, Celinie kopią grób.
W rynku syren jęk, na jezdni żółty kurz,
Niebieska szklanka miga, blacharnia Ziutka zwija już.
I odtąd spoza krat
Ziutek i Mundek bez Celiny widzą świat.
Lecz czasem, gdy jest noc, Ziutek wytęża słuch,
Tak to Celiny, Celiny, Celiny duch.
Wiecie więc, że ja was bawiłem śpiewem swym
Tylko dla zwykłej draki - w ogóle prawdy nie ma w tym.
To zwykły kawał jest,
Darujcie - to już ballady kres!
Inżynierowie z Petrobudowy
Nie pękaj koleś, nie łam się, przecie
To o nas wczoraj stało w gazecie:
Pisała sama "Trybuna Ludu",
Że nas ogarnia romantyzm budów.
W takim pisaniu nie ma usterek...
Postaw literek, niech brzękną szkła!
Przed nami naród odkrywa głowy:
Inżynierowie z Petrobudowy!
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Pić życia rozkosz, a cóż nam to szkodzi?
Nawet PKS do nas dochodzi,
A w zeszłe święto miałem kobitę,
Co miała obie nogi umyte.
W Warszawie Ptaszyn niech zdziera płuca,
Niech tańczy Gruca, Holoubek gra.
My tutaj mamy program gotowy,
Inżynierowie z Petrobudowy.
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Ciężko się żyje o suchym chlebie,
Za to nikt grobów nam nie rozgrzebie.
Szatkuj dwie zmiany zimą i latem,
Wyśpisz się w piachu pod kombinatem.
Rąk trzeba wiele, pomników mało,
Kogoś złamało, lecz życie trwa.
Więc niechaj zabrzmi slogan bojowy:
Inżynierowie z Petrobudowy!
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Choć nie ma w kabzie srebra ni złota
Przyda się przecież nasza robota.
Dopchamy wreszcie, w którymś tam roku,
Do wojny, co to ma być o pokój.
Co oszczędzimy, to ktoś ukradnie,
Idzie składnie, jakoś się pcha.
Więc wykonajmy plan narodowy,
Inżynierowie z Petrobudowy,
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Ech, to były czasy...