Podejrzana sprawa. Czytam książkę – wspomina się w niej o wirusie wampiryzmu. Odpalam film – o, znów wirus i kiełki. A teraz jeszcze gardło mnie boli! Czyżby dopadł mnie jakiś przebrzydły zarazek? Mam nadzieję, że nie, bo kto to widział, by chorować wakacyjną porą? Ale już pal licho mnie, bardziej martwię o Lionela, który zadzierzgnął z "Wirusem" znacznie bliższą znajomość...
Od dobrych kilku lat wampiry znów są w modzie, nie tylko w sferach typowo fantastycznych, gdzie zawsze odgrywały pewną znaczącą rolę, ale obecnie także w świecie popkultury. Dla literatury jest to jednocześnie dobry i zły omen. Ukazuje się więcej tytułów, w których dzieci nocy otrzymują coraz to dziwniejsze cechy i moce, co stanowi nie lada gratkę dla fanów sceny grozy, ale jednocześnie niegdyś dumna postać wampira, czy to w roli przystojnego nieśmiertelnika bądź szkaradnego monstrum, obecnie zaczęła być degradowana przez nie dość dobre książki czy filmy, próbujące wykorzystać ich komercyjny potencjał.