Strażnik. Ot, mięśniak pilnujący bram, by nikt nie wszedł (lub nie wyszedł) bez stosownego zezwolenia tudzież uprawnień. Ewentualnie pod to pojęcie można podpiąć psa, a jeszcze lepiej – całe stadko psów, swobodnie biegających po posesji. A może miast tylko czworonogów – po prostu Cerber? Lub... szop? I to nie byle jaki, bo gadający. Cóż, w odległych galaktykach najwyraźniej różne dziwa można spotkać. Czy warto obejrzeć "Strażników Galaktyki"? Przeczytajcie recenzję Couruna i przekonajcie się sami.
„Strażnicy Galaktyki” to pierwszy od dawna film, na którym bawiłem się świetnie i jednocześnie pozwolił zatrzeć dość przeciętne wrażenia z oglądanego w zeszłym tygodniu „Herkulesa”. Przyznam się jednak, że o tytule tym dowiedziałem się właśnie z reklam przed przygodami syna Zeusa i pomyślałem sobie – czemu by nie?