Złotousty
Ilość postów: 9877
Klasa: Bard
Wczoraj obejrzałem i muszę przyznać, że fabuła w stylu "giń, powtórz" nasuwała mi silne skojarzenia z "Dark Souls". Pomysł mi się podobał, a sam film nawet wciągnął. Przyznaję jednak, że początek był straszny. Chaotyczne urywki mające zarysować sytuację ludzkości były zupełnie pozbawione klimatu, wolałbym już na ich miejscu półgodzinny wstęp pokazujący początek całej inwazji obcych. Ale kiedy zaczyna się właściwa historia z Tomem Cruisem, to "Na skraju jutra" prezentuje bardzo dobre tempo, sceny akcji są dynamiczne i efektowne (kobieta-wojownik mieczem siekająca kosmitów z małymi działkami w swojej zbroi robiącymi niezłe bum-bum - to jest to!), a i zadawane przez scenarzystów pytania są na tyle ciekawe, że chce się dalej brnąć. Poza tym aktorsko jest świetnie - moją uwagę skupiała szczególnie Emily Blunt. Pewnie także dlatego, że pierwszy raz widziałem ją w filmie. Do tego wątek miłosny bez zbędnych czułości prezentował się nad wyraz ciekawie.
Z wad - nie podobały mi się odpowiedzi na kłębiące mi się w łepetynie pytania. Nie ma w nich innowacyjności, nie budzą zaskoczenia. Praktycznie całość opiera się na tym, że bohater dowiaduje się coś, czego wcześniej nie wiedział i robi coś, czego wcześniej nie robił. I tak idziemy do finału, który również przyjąłem bez zdumienia. Jak na mój gust to historia jest zbyt oklepana i standardowa - z idei "Na skraju jutra" można było wykrzesać znacznie więcej. W sumie więc to tylko dobry blockbuster. 7/10