Mamy nadzieję, że zdążyliście polubić nasz środowy cykl filmowy, bo mamy dla was mega wieść. Naszą misją na miesiąc lipiec jest zapewnienie wam cotygodniowej dawki filmowych recenzji, a nie jak wcześniej w odstępach dwutygodniowych. Mamy nadzieję, że plan się powiedzie, a i wasz entuzjazm wobec projektu nie zmaleje.
Co więcej, mamy dla was kolejną niespodziankę. Tym razem Fantastyka w Kadrze zaprezentuje wam tekst nie mojego autorstwa, lecz Riżko! Nowy nabytek cyklu od razu wysunął ostrą artylerię, prezentując coś zupełnie wcześniej niespotykanego dla tego projektu – recenzję filmu animowanego. I to jeszcze jakiego! Nie typowej bajki, czy azjatyckiego anime, a ekranizacji zatrważającej, lecz pouczającej powieści Neila Gaimana "Koralina".
(...) Film świetnie bazuje na wywołanym tak efekcie delikatnego niepokoju, nie szczędząc nam elementów horroru i groteski. Już pierwsza scena, w której upiorna dłoń niewidocznego dla nas lalkarza rozpruwa i wybebesza szmacianą laleczkę, odcina ten film od reszty wesołych, wizualnych smakołyków dla dzieci. Nie oznacza to jednak, że jest to film tylko dla caroline, koralina i tajemnicze drzwi dorosłych widzów. "Koralina…", jak na nowoczesną baśń przystało, miesza elementy mroczne z weselszymi, zamiast bazować jedynie na kontrowersyjnym szokowaniu. Tak Gaiman, jak twórcy filmu nie zapomnieli jeszcze, że nic nie przywiązuje tak uwagi do bajkowych historii, jak szczypta grozy i ciekawość powiązana z niepokojem.