Lubicie postapokalipsę? Dobrze się czujecie w towarzystwie zmutowanych zwierząt? W takim razie Dziedzictwo przodków to coś dla was! Najnowsza książka z serii Metro autorstwa Surena Cormudiana! Jesteście ciekawi? Zapraszam do przeczytania mojej recenzji.
„Dziedzictwo przodków” Surena Cormudiana to kolejna część wchodząca w skład międzynarodowego projektu „Metro 2033”, zapoczątkowanego przez Dmitrija Glukhovsky’ego. Wszystkie książki z tej serii łączy wspólny czynnik – świat po wybuchu bomby atomowej czy innej apokalipsie. Zazwyczaj jest to całkowite zniszczenie. A co znajdziemy w tej powieści? Czy jest podobna do poprzedniczek? Przekonajcie się.
Autor swoją powieść rozpoczyna lekką i przyjemną retrospekcją, dzięki której poznajemy kilka ciekawych postaci. Odsłania nam ona ostatnie godziny przed eksplozją, co ułatwia dalsze poznawanie losów Kőnisbergu, czyli miejscowości, w której rozgrywa się akcja. To miejsce, dziś nazywane Kaliningradem, wciąż skrywa wiele nieodkrytych tajemnic, zostawionych przez inżynierów III Rzeszy. Cóż więcej można napisać o fabule? Postapokalipsa w pełnym tego słowa znaczeniu. Nieliczna garstka ludzi przetrwała i podzieliła się. Dwaj przywódcy – obaj charyzmatyczni, ale tylko jeden z nich prawy, toczą ze sobą wojnę, która może jeszcze bardziej zdziesiątkować i tak małą ludność zniszczonej Ziemi.