Piątek z eRPeGiem #8


Dziś będzie dość krótko. Taki mały felieton: trzy powody, dla których warto grać w i prowadzić gotowe przygody. Może w którymś kolejnym "Piątku z eRPeGiem" poruszę odwrotny temat, ale ostatnio coś mnie korci, aby utrzeć nosa "domowym Spielbergom".

belka, piątek, rpg, erpegiem

Zainteresowanych zagadnieniem zapraszam do rozszerzonej części "Piątku".

1. Oszczędność czasu

Szczególnie ważne dla Mistrza Gry. Większość z nas ma jakieś tam życie i związane z nim obowiązki, co ogranicza nam czas, który możemy poświecić na dobre przygotowanie się do sesji. Zarówno pod względem doszlifowania fabuły, jak i mechanicznym (opracowanie NPCów, wyważenie spotkań bojowych, generacja skarbów itp.). Gotowy scenariusz jest prostszy – ktoś już to zrobił za nas, wystarczy wybrać tylko fajną przygodę, poświęcić wieczór przed sesją na zapoznanie się z jej treścią i następnego dnia grać, nie padając ze zmęczenia po którejś tam z rzędu godzinie sesji.

2. Gotowe przygody są testowane

Tak, ktoś już rozegrał wcześniej taki scenariusz – sprawdził reakcje graczy na dane posunięcia fabularne, połatał dziury logiczne, zaproponował trzy różne drogi wiodące do rozwikłania zagadki przewodniej przygody (w stylu: "hmm, gdzie znajduje się ta przeklęta siedziba tej złowrogiej sekty!"). Czyli połatał te wszystkie wady, które tak dobrze znamy i niekoniecznie kochamy w przygodach naszych MG.

3. Zakupiony scenariusz jest jakby bardziej... intensywny?

Często odnoszę takie wrażenie – gotowa przygoda jest lepiej skonstruowana i przemyślana niż twór kolegi-MG. Twórcy zakładają, (patrz punkt drugi) potem testują, czy w zaproponowanym przez nich czasie potrzebnym na rozegranie jednej sesji da radę zamknąć przygodę oferowaną przez scenariusz. Prościej: w trakcie jednej sesji możesz rozgrywać jedną przygodę. Ktoś powie – ale to chyba normalne? Z doświadczenia wiem, że jednak nie do końca. Domowej roboty przygody wleką się niemiłosiernie, namnażają się drugorzędne wątki – innymi słowy: "gra muli". Zadanie, które MG stawia przed graczami w założeniu na jedną sesję, nie wiedzieć czemu, rozwleka mu się już na czwarty z rzędu scenariusz. A główny wątek w kampanii tkwi sobie już drugi miesiąc w miejscu...

Odpowiedz
Zdecydowanie zgodzę się z trzecim punktem. Jeszcze kilka lat temu uwielbiałem skomplikowane, długie, paromiesięczne przygody, ale z czasem zaczęły być męczące i nużące. Później rzucałem nienawistne spojrzenia na każdego gracza, który próbował nawiązać kolejny wątek, który ciągnął się niemiłosiernie. Nie mówię, że jest to złe, ale musi pasować to wszystkim uczestnikom sesji. A od MG wymagam czasami, by po prostu skwitował dane rozwiązanie za niemożliwe albo zagroził graczowi permanentną śmiercią, by ten zbytnio nie robił z przygody epopei.
Odpowiedz
Najpierw tytułem "Trolololo"

Cytat

1. Oszczędność czasu


W myśl powyższej argumentacji, lepiej kupować mrożonki na proszoną kolację - ktoś ugotował to już za nas, nie ma powodu tracić dodatkowego czasu na przygotowanie spotkania, na które zapraszamy znajomych, wystarczy wrzucić do mikrofali lub na patelnię i odgrzać

Cytat

2. Gotowe przygody są testowane


Faktycznie, komuś na pewno to gdzieś smakowało. Z całą pewnością o walorach smakowych i odżywczych odgrzanej potrawy kwieciście opowie nam jej producent, który ten smak testował, skoro sam go tworzył. Na co komu zabawa z improwizacją w kuchni? Kto wie, co by z tego wyszło...

Cytat

3. Zakupiony scenariusz jest jakby bardziej... intensywny?


Odgrzane potrawy wolniej stygną? Są dłużej smaczne? Bardziej ostre? Szybciej się je zjada?
A może są dokładnie takie same, co robione osobiście, jedyny problem leży w apetycie i kulturze stołu ludzi siadających do wieczerzy? Scenariusz zrobiony przez kogoś nie różni się niczym od zrobionego przeze mnie oprócz tego, że nie został zrobiony przeze mnie. Tak samo ktoś go zaplanował. Tak samo spędził nad nim czas, testował, mitrężył, spierał się, kłócił, potrzebował zebrać grupę ludzi takich samych, jak moi. Na początku wszystkiego nie było jaja (lub kury) w postaci Pierwotnego Gotowego Scenariusza, gotowce serwowane nam nie powstają zawsze w oparciu o inne gotowce, a te w oparciu o wcześniejsze i tak dalej. Też lubię zupki instant, ich specyficzny, chemiczny smak. Nie będę twierdził przy tym, że są one lepsze - w smaku czy innych wartościach energetycznych - od czegoś, co przygotowałbym sam, poświęcając na to X razy więcej czasu, warzyw, ryzykując, że dla kogoś będzie to nie tak smaczne, jakbym sobie życzył.

A teraz bez "trolololo" - faktycznie wszystko zależy od środków, chęci i możliwości przedłożenia gotowania nad odgrzewanie. Nie zawsze mamy czas na siedzenie w kuchni od świtu do nocy oraz ucztowanie godzinami, niekiedy spotkanie przy kupionej pizzy bywa równie, jeśli nie bardziej, przyjemne i satysfakcjonujące. Oszczędność czasu, gdy wiemy, że nie mamy go w ilościach nieograniczonych, a jednak chcemy pobawić się z przyjaciółmi w coś, co wszyscy przecież lubimy, to faktycznie spora zaleta takich scenariuszy. Ich sprawdzenie, przewidzenie potencjalnych rozwiązań, a nawet ograniczenie dowolności ich współtworzenia przez graczy, pozwala uniknąć utraty cennego czasu i równie cennych nerwów przy sytuacji spornej. Taka sytuacja, wymagająca improwizowanego rozstrzygnięcia, może przynieść sporo zabawy przy systemie oferującym zdroworozsądkowe, intuicyjne rozwiązania. Ale zaawansowana mechanicznie, nieprzewidziana w podręczniku ani narracji MG sytuacja sporna w Neuroshimie? Oj, to nie smakowałoby chyba nikomu.
Z dwóch powyższych faktycznie wynika trzecie - zgadaliśmy się na wieczór przy piwie i pizzy, nie mamy czasu na dłuższą posiadówę i coś ambitniejszego, umawiamy się więc, że od wejścia siadamy do naszego "Chińczyka" czy "Twistera" i gramy bez przeciągania, gadania, nudzenia itp. Maksymalna efektywność, tyle zabawy, ile mieści się w ograniczonym czasie. A że identyczna mobilizacja nie jest zależna od formy przygotowanego wieczoru oraz serwowanego poczęstunku - to już inna rzecz, zgoła indywidualna
Odpowiedz
To nie jest do końca dobre porównanie z odgrzanym daniem, tak przynajmniej myślę. Z gotowymi przygodami jest raczej jak z daniami na wynos. Jak są przyżądzone smacznie i w dobrej restauracji, samakują lepiej nioż to, co sam jesteś w stanie wysmażyć. Bywa też odwrotnie. Z punktu widzenia gracza - dobra przygoda się broni, niezależnie od tego czy ktoś ją zakupił czy przygotował samemu. Zauważyłem jednak pewne przywary, które powtarzają się przy przygodach domowej roboty i które, wbrew mitom, nie świadczą za wyższością autorskiego przedstawienia. Przepraszam ale Twoja, moja, sztuka nie musi być lepsza od tej znanego scenarzysty. I vice versa.

Na pewno korzystanie z gotowców bywa kształcące, bo pokazuje Ci czyiś inny warsztat i siłą rzeczy zmusza do konfrontacji Twoich wyrobionych schematów z nowymi rozwiązaniami.
Odpowiedz
Zgodzę się z Wiktulem, przynajmniej mogę mieć satysfakcję z własnego scenariusza, szczególnie, że gramy co klika miesięcy, ale intensywnie, przez kilka miesięcy pomysł wpadnie do głowy na pewno. Poza tym nie raz prowadziłem sesję mechaniczną (czyli taką z mechaniką ) bez żadnego przygotowania. Z resztą na takie coś trzeba wydawać, może nie dużo, ale fakt wydania pieniązków humoru nie poprawi raczej .
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Odpowiedz
← Nowości

Piątek z eRPeGiem #8 - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...