Odkąd świat istnieje, pojawiają się książki, których akcja jest spisana (tudzież przepisana) z filmu bądź gry, osadzona w realiach świata któregoś z popularnych settingów. No dobrze, może przesadziłam z tym zaraniem świata, niemniej, nie da się zaprzeczyć, że takie zjawisko istnieje. Hm, chyba już wolę, jak pierwowzorem danego produktu jest słowo pisane, a nie odwrotnie. Ale, każdy lubi co innego. W każdym bądź razie, jak ma się sprawa z "Diablo III: Nawałnica światła"? Wyszedł z tego gniot, którego nie warto tknąć nawet kijem czy coś, czym jednak można się zainteresować? Na to pytanie odpowiada Wiktul, nasz portalowy znawca tego uniwersum.
Pisanie powieści pod dyktando potężnych "franczyzodawców", jak roboczo możemy nazwać potentata pokroju Blizzarda, to bez wątpienia ciężki kawałek chleba. Każdy akapit poddawany jest konsultacji pod kątem zgodności z pierwowzorem, rozwijany tak, by całość jak najlepiej służyła nadrzędnemu względem książki produktowi, w końcu zaś cenzurowany w sposób chroniący ów przed zdemaskowaniem najcenniejszych tajemnic.