Wilkołak [runda 15]

RUNDA 15

Zasady gry

Główne zasady:

- Istnieje kilka klas, do których możecie zostać podporządkowani - wszystko jest dziełem przypadku, jesteście wybierani losowo do poszczególnych ról.
- Każdego dnia musisz zagłosować w temacie gry, aby zlinczować kogoś publicznie (głosowanie na siebie jest niedozwolone). Głos umieszczajcie pogrubiony i na czerwono, aby nie było wątpliwości na kogo głosujecie. Jeśli głos nie będzie sformatowany odpowiednio, nie będzie liczony.
- Trzy dni niegłosowania równoznaczne są ze śmiercią gracza.
- Pierwszego dnia można zdecydować się na NIEGŁOSOWANIE. Należy w tym celu wpisać w temacie po prostu PAS. UWAGA: jeśli wszyscy spasują, to w tym dniu Czuwający/Doktor/Sędzia/Wyrocznia (rola zostanie wybrana losowo) nie będzie mógł skorzystać ze swych mocy!
- Masz prawo zmienić swój głos ile tylko razy chcesz, po prostu pamiętaj o utrzymaniu odpowiedniego formatowania tak, aby tylko Twój finalny głos był zaznaczony na czerwono.
- W razie remisu, ofiara zostanie wybrana losowo spomiędzy linczowanych graczy.
- Dzień w grze kończy się o 22.00
- Podsumowanie dnia odbywa się w następującej kolejności: 1. Zabici przez nieaktywność, 2. Uratowani przez Kaznodzieję, 3. Zlinczowani + osądzeni przez Sędziego, 4. Uratowani przez Doktora, 5. Zabici przez Wilkołaka 6. Zabici przez Czuwającego
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, nie masz prawa pisać w temacie gry.
- Jeśli nie jesteś graczem lub już umarłeś/aś, proszę powstrzymaj się od wygłaszania swoich przemyśleń publicznie. Pozwól graczom na własną rękę dowiedzieć się kto jest kim.
- Nie umieszczaj nigdzie screenshotów z PMek, jakie dostaniesz w czasie gry.
- W podsumowaniach kolejnych dni mogą (lecz nie muszą) znajdować się wskazówki i podpowiedzi dla graczy.



Bracia
- Bracia jako jedyni wśród ludzi wiedzą o swoim istnieniu, a co za tym idzie - o niewinności. Niby niewielka pomoc, ale zawsze.

Czuwający
- Czuwający może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, którym poda nicka osoby, którą chce zabić. Ważne, aby był pewien swego wyboru - lepiej nie zabijać niewinnych ludzi.

Doktor
- Doktor może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poda nicka osoby, którą chce dziś uratować. Jeśli dana osoba tej nocy jest celem ataku Wilkołaków, nie zginie.

Incognito
- Incognito, przynajmniej początkowo, nie różni się niczym od zwykłego Człowieka. Jednak z czasem, zależnie od podejmowanych decyzji, ich trafności oraz zbieżności z decyzjami pozostałych postaci, przybiera formę jednej z nich, jako dodatkowa z wyżej wymienionych.

Kaznodzieja
- Kaznodzieja może modlić się za osobę, która zostanie wyznaczona do zlinczowania, jeśli jest święcie przekonany, że głosujący pomylili się i zamierzają stracić niewinnego człowieka. Jeśli to zrobi, wysyłając prowadzącemu PW z nickiem tej osoby, nie zostanie ona zlinczowana niezależnie od ilości głosów, a przez cały następny dzień NIKT nie będzie mógł na nią głosować. Dlatego należy baaaardzo uważnie prosić Niebiosa o wstawiennictwo - marnie by było ratować Wilkołaka i dawać mu immunitet

Sędzia
- Sędzia może raz dziennie wysłać prowadzącemu PW, w którym poda nicka osoby, na którą oddaje drugi głos (pierwszy w oficjalnym głosowaniu, drugi na PW). Jeśli jego głos przeważy, osoba na którą głosował podwójnie, zostanie zlinczowana.

Widziadło
- Właściwie nie różni się niczym od zwykłego człowieka, z jednym wyjątkiem: jeśli zginie z łap Wilkołaków, to wskazuje dwie osoby, z których jedna będzie nocnym zabójcą.

Wilkołaki:
- Wilkołaki muszą zgodzić się co do osoby, którą mają zamiar zabić danej nocy. Śmierć będzie miała miejsce, jeśli cel dostanie przynajmniej (n-1) głosów*. Jeśli w grze zostanie tylko jeden Wilkołak, jego jeden głos wystarczy do zabicia.
*: Jeśli Wilkołaków jest więcej niż 2, to
n = liczba Wilkołaków
lub
jeśli Wilkołaków zostaje 2, to
n = 3
w innym przypadku
n = 2;

Wyrocznia
- Wyrocznia może raz dziennie napisać do prowadzącego PW, w której poprosi o prawdziwą tożsamość jednego, wybranego gracza.



___________________________
Aktualnie grający:
- Dalej...
- Eni
- Ielenia
- Jezid
- Kota
- Magggus
- manfret
- Tamc.
- Vitanee
- Von Majden
- Wiktul
___________________________

Za sterem stoję sam, w oddali znika ląd,
Za rufą został gdzieś starych portowych panien czar.


Ryży kapitan przegonił sternika, dając mu chwilę wytchnienia i przejmując tym samym kierownicę swego statku. Łajba, jak "pieszczotliwie" nazywał swój środek lokomocji i źródło niezbyt czystych zarobków była cudem. Duże ładownie, zdolne pomieścić spore ilości łupu i... szybkość, a jakże! Kapitan uwielbiał chełpić się tym, że nie istnieje na tych wodach żaden statek, który by potrafił dorównać jego ślicznotce. Opcjonalnie miał gigantycznego farta. A jak wiadomo – Fortuna kołem się toczy. I nawet listy kaperskie od wszystkich krajów razem wziętych, włącznie z ich wparciem magicznym, nie pomogą na wyroki Losu.



Kilka godzin wcześniej

Znów bijatyka, znów bijatyka,
Bijatyka cały dzień!
I porąbany dzień, i porąbany łeb,
Razem bracia, aż po zmierzch!


Abordaż na kupiecki statek zakończył się powodzeniem. Trochę siniaków, trochę nowych blizn do kolekcji, kilka dusz oddanych morzu. Załoga i ochrona statku wprawdzie dzielnie stanęła do boju, ale starcie zakończyło się podejrzanie szybko. Któż jednak by się tym przejmował? Łupy są? Są. Zdobyczny rum jest? Jest. I to najwyższej jakości, jak to stwierdzono po otwarciu pierwszej butelki z brzegu.

Po prostu... żyć, nie umierać. Oraz świętować. Ale najpierw zawinąć do pewnej zatoczki, w której naprawi się kilka uszkodzeń. I wyprawić wielką ucztę przed rejsem do jednego z portów, by upłynnić zdobycz. Nie muszę chyba dodawać, że rum miał się lać strumieniami?

Gdyby tylko ręce kilku członków załogi nie były tak lepkie...!

Wieczór - rano, zatoka

Piętnastu chłopa na "Umrzyka Skrzyni"
Jo ho ho! I butelka rumu.
Piją na umór! Resztę czart uczyni!
Jo ho ho! I butelka rumu.


Ognie strzelały wysoko, krzesząc setki iskier, ulatujących do nieba i gasnących zbyt szybko, by osiągnąć swój cel. Rubaszne przyśpiewki, lejący się strugami trunek, soczyste mięsiwo (a co, to, że piraci, to nie znaczy, że nie znajdzie się kilku osobników, co będą potrafili skorzystać z dobrodziejstwa fauny!), słowem – beztroska. Sen po TAKIM pijaństwie musiał być mocny. Tak mocny, że obok mogłaby przemaszerować cała armia, z setką doboszy i trębaczy, a i tak nikt by się nie wybudził.

Jednakże – o zgrozo! – nie wszyscy udali się na spoczynek. Znalazły się jednostki, do których sen nie przyszedł. W przeciwieństwie do czegoś znacznie potężniejszego. Groźniejszego. Gotującego krew w żyłach. Och, po cóż sięgali po butelki, oznaczone do tego specyficznym symbolem...? Głupcy.



Poranek był bolesny i tak skutecznie trzeźwiący, że nie było mowy o żadnym kacu.
- Kapitanie! Załoga! Wstawaaaać! – bosman biegał po całym obozie, starając się obudzić swych kompanów. Nic dziwnego, że mężczyzna panikował, ostatecznie tajemnicze zniknięcie jednego z ludzi nie zdarzało się często. Choć patrząc na krwawe szczątki, walające się po całym obozowisku, rzeczone zniknięcie nie było znowu tak bardzo "tajemnicze"...
- A niech to dunder świśnie! – wykrzyknął jeden ze zgromadzonych, o wyraźnie pozieleniałej twarzy – Tylko raz w swym życiu widziałem coś takiego... bracia, mamy problem! Wilkołaki są wśród nas...


___________________________

Dzień pierwszy.
Ppasowałoby coś zagrać. Jakiś żałobny rapsod, albo coś... Upprzedzam lojalnie, na graniu ani centima do tej pory nie zarobiłem. Ppłacili żebym nie grał. Raczej. No chyba, że nie ppłacili...
Kucharz zwabiony okrzykami bosmana wyleciał ze swojego przybytku rozkoszy, zwanego kuchnią, gdzie oddawał się kolejnym eksperymentom. Część załogi mówiła że prowadzi on badania na członkach załogi, poprzez zmuszanie marynarzy do jedzenia tego co szumnie nazywał 'jedzeniem'. On zas protestował, mówiąc że jedynie eksperymentuje z różnego rodzaju potrawami, chcąc wymyslec coś co sprawi że załoga będzie zachwycona, chociaż nie można zlekceważyć paniki załogi gdy ta dostawała swój przydział kalorii. Grubiutki kuchcik biegł w miejsce do którego wołał bosman, co jakiś czas poprawiając 'czosnkowy naszyjnik', amulet, który miał go chronić przed wampirami. Jak się wkrótce okazało, nie przed wampirami miał go chroni a przed czym innym, przed czym czym co czosnek zjada aby mieć świeży oddech.
- Co się do cholely stało? - zapytał gdy przybiegł na miejsce. Po chwili zauważył zmasakrowane zwłoki jednego z marynarzy - O fleeee.... - jęknął na widok trupa - Co tu się stało? Czy to wampily? - zapytał zlękniony o czym rzucił w pobliże truchła jeden ze swoich czosnków - Niech ten czosnek plepędzi te skaladne istoty! A kysz wampily! - po chwili jednak usłyszał słowo: Wilkołak - Wilkołak? Ale to plecież niemożliwe....O nienienienienie, na to czosnek nie pomoże...chociaż splóbuję - i rzucił kolejny czosnek, gdzies przed siebie - Kysz pleblydłe kleatuly! - po czym wręczył dla stojącego obok niego członka załogi czosnek - Może Cię to ulatuje - dodał. Po policzkach grubaska zaczęły spływac łzy - Co teraz będzie? - zapytał gdy nagle dopadł do atak kaszlu - *Coughcoughcoughcough* Paskudny kaszel- wyszeptał.
Głośne krzyki zainteresowały i ściągnęły uwagę pokładowego maga, który wyczłapał się ze swojego prowizorycznego namiotu koślawymi nogami w pluszowych kapciach, różowej szacie, ozdobionej całą gamą różnych ości i seledynowym, zagiętym u góry, szpiczastym kapeluszu. Mężczyzna przeklinał pod nosem, bo od dłuższego czasu wpatrywał się w znalezione wczoraj końskie odchody, starając się zrozumieć i przewidzieć, jaką pogodę wróży ich układ. Kapitan znów będzie niezadowolony.

Gdy dotarł do celu, nad głową świsnął mu czosnek, więc od razu domyślił się, że znów znajomy kuchcik jest przerażony. Tylko co mogło go zaniepokoić?

- Na brodawkę Merlina! Cóż tu się stało?! - zapytał wyjątkowo wysokim głosem, którym przemawiał od chwili, w której stracił oba jądra. Mag pochylił się nad zwłokami, a jego długa, siwa broda i mieszkające w niej stworzonka wesoło huśtały się na wietrze.

- Już kiedyś odebrano mi skarb! - pisnął. - Nie pozwolę, by powtórzyło się to i tym razem! - żachnął się, wspominając chwilę, która na zawsze zmieniła jego paskudny wokal. - Wyczuwam tu mroczne siły, drodzy towarzysze! Obszedł trupa trzy razy dookoła i zaczął skakać na jednej nodze.

- Jestem wielką żabą, małym krabem i letnim ptakiem, zaraz się dowiem, kto tu jest wilkołakiem! - rzucił zaklęcie i zaczął czekać na objawienie.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Pokładowy cyrulik weszła na pokład. Jak zwykle, na jej ramieniu siedział niewielki, paskudny szczur, który popiskiwał węsząc za kawałkiem sera. Kobieta wyciągnęła z kieszeni kilka okruszków i podała zwierzakowi.

- Wilkołaki? Chyba sobie żartujecie. Nie ma na to cholerstwo szczepionki. - powiedziała wyciągając z jednej z sakiewek mleko sojowe w kartoniku. Wypiła słodki napój, po czym rzekła: - W sumie jest na to sposób. Mniej surowego mięsa w kuchni a więcej soi! Może im przejdzie głód krwi. Zawsze powtarzam, mleko sojowe jest dobre na wszystkie dolegliwości! Słyszy pan, panie Kucharz? Tak właśnie do pana mówię! Podać załodze po szklance mleka sojowego trzeba!
Wśród zbiegowiska stała również prześliczna piratka w bikini. Choć może piratka to złe określenie, gdyż kobieta po prostu... bała się wody. Nogi jak z waty, pot na twarzy tiki nerwowe... No kto ją wpuścił na ten pokład? Przypominała pewnego pirata z pewnej gry o wdzięcznej nazwie Risen, który też nie potrafił pływać.
- No świetnie, wilkołaki! Nie dość, że przeżyliśmy już atak krakena i nawoływania syren, to jeszcze to nas spotkało... Wolę nie wiedzieć co jeszcze nas czeka.
Kobieta rozglądnęła się po towarzyszach podróży. Komu zaufać? Tamten dziwak układa pasjansa z odchodów, ta ze szczurem mówi o mleku sojowym , a jeszcze inny o czosnku. - Dlaczego nikt nie wspomina o... rumie?! - to powiedziawszy zatopiła swe smutki w odwagodajnym napoju, licząc, że jest on lekarstwem na wszystko.
- Nie, nie moje dziecko. - powiedziała spokojnym tonem pani Cyrulik. - To mleko sojowe jest odpowiedzią na wszystko. Ma w sobie dużo wapnia i witamin i wspomoże Twój organizm dając Ci dużo siły i zdrowia! - to mówiąc wepchnęła Piratce kartonik mleka do ręki i rzekła - Spróbuj! Jest naprawdę dobre i ma smak waniliowy. Nawet Teodor lubi od czasu do czasu wypić odrobinkę. Prawda malutki? - Pogłaskała szczura pod brodą, na co ten odpowiedział szczerzeniem zębów i głośnym prychnięciem. Najwyraźniej nie podzielał jej poglądów odnośnie Boskiej Ambrozji.
Kucharz wytarł twarz, przecież trzeba wyglądac na poważnego w tej pirackiej bandzie i spojrzał na panią Cyrulik - Mleko sojowe? - zapytał - Oj oj oj..... chyba się skończyło ono. Tcleba będzie pójsc po to do sklepu...albo gdzies je uklyłem tutaj na statku? Poszukam je zaraz i postalam się dostalcyc. - dodał. Po chwili jednak zaczął jesc główkę czosnku. - Smacne - wymlaskał z usmiechem na twarzy - i doble na wampily.
Czekam aż Jezid się zamieni w wilkołaka, strzelę go wtedy moją bronią.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Wysoki pirat z brzuszyskiem słusznych rozmiarów przechadzał się po pokładzie odbijając to od jednej, to od drugiej burty. Jego drewniana noga stukała w deski tworząc charakterystyczny dzwięk.
- Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej, ha! Kielichy wznieśmy! To zrobi doskonale Morskim opowieściom - nucił pod nosem po czym przystanął i odkręcił swoją drewnianą nogę.
Rozejrzał się dookoła i zauważył za swymi plecami pospolitego majtka. Nie zastanawiając się nawet chwili sprawił że sztuczna noga i głowa biedaka zetknęły się wydając głośny łoskot.
- Na oślizgłe łuski lewiatana poszedł stąd gadzino jedna - wybełkotał, gdy tamten wziął nogi za pas. Następnie wyciągnął ze sztucznej nogi flaszkę rumu i pociągnął głeboki łyk.
- Gdyby kapitan dowiedział się że podkradam rum z magazynu z pewności wyrwałby mi nog... nogę z dupy - pomyślał.
Upewniając się , że nie ma nikogo w pobliżu schował butelkę i przykręcił nogę.
- Hej, ha! Kolejkę nalej ! Hej, ha! Morskie ptaki ! Gdzie się poukrywały paskunde wilkołaki ! - nucił kontynuując swoją przechadzkę.
Łajba to jest morski statek Sztorm to wiatr co dmucha z gestem Cierpi kraj na niedostatek Morskich opowieści! - Zaśpiewał karzeł na etacie pokładowego błazna słysząc znajomą melodie. - No to mamy my Trubadura który będzie nam umilał przybój nie śpiewając przeboju (ha, ha, ha) i kogoś z kim można pośpiewać porządne marynarskie pieśni. - powiedział poprawiając pas trzymający mu różnobarwne spodnie pod pachami. - Dalej pan panie Kuternogo dawaj pan kolejny refren, a ja będę śpiewał kolejne zwrotki. A pan panie Trubadur też się dołącz, wilkołaki mają ponoć czuły słuch, kto wie może od słuchania pana zejdą na zawał uszu (ha, ha, ha). - krzyknął i nie czekając na odpowiedź zaczął śpiewać próbując jednocześnie żonglować wyciągniętymi za pazuchy piłeczkami. Oczywiście potknął się a piłki uderzył go w głowę ale nie przestał śpiewać, za to w tle znowu rozległ się ten dziwny śmiech (ha, ha, ha).
„Powiedziane jest: Światem włada zła siła. Chcąc jej okazać posłuszeństwo, winniśmy być równie niszczycielscy jak ona. Aby mówić o »cnocie« albo »występku«, trzeba dysponować jakąś skalą wartości. A jaką skalą wartości, jakim porównaniem w sensie dobra i zła dysponuje człowiek? Jeśli coś uważam za dobro, czyż istotnie jest to dobrem w oczach Boga? Jeśli coś uważam za zło, czy jest ono nim w istocie? Jeśli Bóg niszczy wszelkie więzi między ludźmi, to czyż nie należy Go naśladować?”

"Achaja"
Mnie dwa razy prosić nie trzeba - ruszył energicznie w stronę Daleja, aż koraliki wplecione w brodę zaklekotały - ale to on zapłaci żebym przestał. Tego jeszcze nikt długo nie zdzierżył.
Bezgłośny Lary toczył nieprzytomnie jednym wzrokiem po pokładzie, drugim po obecnych. Koordynacja jednego z drugim po wczorajszej nocy wciąż nie należała do najlepszych i tylko dwadzieścia trzy lata doświadczeń w utrzymywaniu równowagi pomimo niesprzyjających okoliczności przyrody pozwalały mu odegnać widmo bliskiego spotkania z pokładem. Mimo przyćmionych zmysłów, Bezgłośny Lary rozumiał, że dzieje się dodupnie, i że to bardzo nie dobrze. Bardzo chętnie skomentowałby ten stan rzeczy, ale zamiast niego zrobiła to jego nieodłączna papuga:
- Pa! Pa! Pa-pa-pa-PAS! - zakrakało ptaszysko, co nie mogło zdziwić nikogo, kto pływał wcześniej z Bezgłośnym Larym. On sam skinął jedynie głową na znak, że dokładnie to miał na myśli.
Koniec dnia pierwszego.

[Dodano po 2 godzinach]

Podsumowanie

Dzień 1:

Zlinczowani: Jezid

Osądzeni przez Sędziego: brak

Uratowani przez Kaznodzieję: brak

Uratowani przez Doktora: brak

Zabici przez Wilkołaki: Wiktul

Zabici przez Czuwającego: brak

Nie głosowali i nie pasowali: Eni, Kota

___________________________

Od dziś nie można już pasować
___________________________

Aktualnie grający:
- Dalej...
- Eni
- Ielenia
- Jezid
- Kota
- Magggus
- manfret
- Tamc.
- Vitanee
- Von Majden
- Wiktul

___________________________

Jeśli będziesz na morzu i sztorm nagle Cię otoczy,
Możesz być pewny tylko jednego - u mamy i taty nie znajdziesz pomocy.
Sam sobie musisz poradzić, sam uciszyć możesz wrzawę,
Nie płakać, krzyczeć, nie lamentować, bo to tylko pogarsza sprawę.


Wprawdzie wesoła i [nie]skacowana gromadka chwilowo na samym morzu nie była, lecz obok niego, co nie zmieniało faktu, że faktycznie znalazła się w środku sztormu. Metaforycznego, rzecz jasna. Wprawdzie jeden z członków załogi wybitnie upierał się, że tak naprawdę to im wampira przywiało, ale reszta jednomyślnie orzekła, że kuk to głąb kapuściany i się nie zna. W końcu wampiry zostawiają po sobie tylko dziury na szyi. Opowieści nie mogą kłamać, prawda? Prawda?!

W każdym razie, żadna mamusia ani tatusiek pomóc nie mogli. Kompania sama musiała zmierzyć się z tym problemem, który był znacznie groźniejszy niż największy sztorm. Z tym drugim przynajmniej wiedzieli, jak sobie poradzić.

Nie wiadomo, czy komuś w końcu nerwy puściły, bo uszy miały dość kiepskiego rzępolenia, nie wspominając już o jeszcze gorszym fałszowaniu. Być może ktoś dopatrywał się w lubującym koraliki "bardzie" wilkołaka, wychodząc z założenia, że jak na facjacie futro to i na reszcie ciała też. A może to był po prostu przypadek, wyrok losu w postaci wyliczanki lub czegoś podobnego. Dość rzec, że Jezid zginął. Utopiony został. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby po prostu trafił za burtę, ale... przecież w zatoce się znajdowali. Okręt mieli reperować. Ląd suchy...

Cóż, winowajca był powszechnie znany i niewiele brakowało, a niemalże od razu zostałby rozniesiony na strzępy, gdyby nie wtrącił się kapitan. Ot, mylić się – rzecz ludzka. Zaś kontynuacja wzajemnego wybijania się nie była wskazaną, starczy, że i tak mieli równo przechlapane.

Tik-tak, tik-tak, zegarek sobie tyka, a futrzaki mogą coraz śmielej poczynać.

Księżyca jasny krąg, za grotem chowa się
- Dobranoc, pora spać - wszak jutro też jest dzień.

Dzień upłynął nie tylko na snuciu domysłów i szukaniu rzeczywistego winnego (a może winnych?) pierwszej masakry, lecz i ciężkiej pracy. Łajba sama się nie naprawi, a na czymś trzeba pływać, jeśli chce się mieć co wypić i – ewentualnie – wykarmić rozsiane po całym świecie dziatki. Oj, podbija się w portach kobiece serduszka, podbija... a portów przecież sto.

Nic dziwnego więc, że na sam koniec dnia udano się na spoczynek, wystawiając warty. Ognisk nie zgaszono, same powoli dogasały, żarząc się i jeszcze dając jako takie ciepło. Wszechobecna cisza, pomijając szum morza, nie mogła wróżyć niczego dobrego. I nie wróżyła.

Tak się jakoś złożyło, że jeden z załogantów, zanim trafił na statek, był całkiem niezłym łowcą. Potwory małe i duże, łuskowate i pierzaste – sporo ich na swym koncie miał. Wilkołaki zresztą też. Owszem, rozpoznał jednego pieska za dnia. Jakimże to sposobem? Nie wiadomo. Przemilczał sprawę. Nie ujawnił nikomu tożsamości delikwenta, nie zdradził też swych planów. Wziął pierwszą wachtę i... słuch po nim zaginął.

Jego zniknięcie odkryto o świcie. Strażnik nie mógł przecież nikogo obudzić, więc wszyscy smacznie spali. No, kogoś tknęło złe przeczucie, które go zbudziło. Ruszył zad, odkrył brak wspomnianej osoby i podążył za śladami. Widok, jaki ukazał się jego oczom był nie do pozazdroszczenia – wszędzie pióra, pióra, pióra, potłuczone flaszki i... krwawe szczątki Wiktula, który mocno przecenił siły swoje i papugi.

Znów od alarmu zaczął się kolejny dzień...
___________________________
... będącym drugim w tej [nie]morskiej historii.
To była pomyłka. Osobiscie typowałbym (zanim mnie zlinczujecie) Tamca, albo Manfreta. I tak już po mnie, idę się zastrzelić moim pistoletem na wodę.
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
- Nie, nie, nie. - jęczał pod nosem sękaty mężczyzna. - Kolejna noc na marne. - Nieustannie wpatrywał się w konstelację końskiego łajna na ziemi i w momencie, w którym prawie dowiedział się, jaka będzie pogoda, przerażone krzyki rozproszyły go i szansa na prognozę pogody przepadła. - Niech to Merlin ściśnie.

- Pomyłka to chyba masz na imię, drogi kolego, który nie raczyłeś powiedzieć o sobie słowa. - pisnął, stukając palcem w klatkę piersiową towarzysza. - Wydarzenia z poprzedniej nocy stawiają Cię w ciemnym świetle, paskudo. Jeśli chcesz mieć szansę się wytłumaczyć, to na pewno nie uda Ci się przekonać mnie do twej niewinności kolejnym bezpodstawnym oskarżeniem, zdechnięty świetliku. - żachnął się, a broda zafalowała na wietrze.

Mag zrobił fikołka, usiadł na ziemi i zaczął się kręcić na tyłku.

- Dużo kurzu, burza, wir, kim jest Dalej, powiedz mi! - rzucił zaklęcie, wzbudzając tabuny kurzu.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

Jak to kim?!- powiedział podnosząc szczurzy ogon- Wilkołakiem oczywiście!
Urwę ci leb i zrobie sobie z niego pacynkę! - Powiedzial błagającym głosem Jacek Mistrz Broni.
Dalej do ich gardel wyrznac ich! - Pokojowo oznajmiła Dalejdoich Mniszka.

Dzie syngatrura daleja? No wziol i znik (...tradycyjnie wziął i znikł...), muwie wam to zprawka szatanskih mocuw.
Że jesteś już martwy to my wiemy, ty się nie tłumacz. Wiem też czemu podejrzany jest pan Kopromanta. Ale czego ty od pana Kuka chcesz? Poza tym ja bym radził zwrócić uwagę na pana Kuternogę, tę potłuczone butelki przy trupie skądś się musiały wźąść.
„Powiedziane jest: Światem włada zła siła. Chcąc jej okazać posłuszeństwo, winniśmy być równie niszczycielscy jak ona. Aby mówić o »cnocie« albo »występku«, trzeba dysponować jakąś skalą wartości. A jaką skalą wartości, jakim porównaniem w sensie dobra i zła dysponuje człowiek? Jeśli coś uważam za dobro, czyż istotnie jest to dobrem w oczach Boga? Jeśli coś uważam za zło, czy jest ono nim w istocie? Jeśli Bóg niszczy wszelkie więzi między ludźmi, to czyż nie należy Go naśladować?”

"Achaja"
- Wypraszam sobie, podstępny karle. - mag żachnął się kolejny raz. - Jestem strasznie ciekaw, czemuż miałbym być podejrzanym? Z racji tego, że - w przeciwieństwie do biednego Jezida - staram się porozmawiać na temat bezpodstawnych oskarżeń Daleja? Jezid nie oponował i skończył jak skończył. - mężczyzna podrapał się po głowie. - Zaczynam doceniać Wasz plan, mili panowie. Nad Dalejem zawisły czarne chmury (szkoda, że nie zabił Doktora, co?), więc przychodzisz ze wsparciem i chcąc odciągnąć od niego uwagę, zwalasz winę - za jego sugestią - na mnie, sprytne. - Sękaty mężczyzna zaczął skakać na jednej nodze dookoła Magggusa. - Najgorsze jest to, karle, że nie mam pewności, żeś kłak. Jedyne, czym możesz do mnie przemówić, jest twa postawa i zachowanie, a swą nieuzasadnioną agresją w obliczu mej niewinności wystawiasz sobie marne świadectwo.

- Poskaczę, poczekam, popatrzę, pomyślę.
Czy 643 artykuły na GE nie mówią same za siebie?


Najładniejsza laurka, jaką kiedykolwiek dostałem. Dzięki. (;

- Cholera. Kto by pomyślał, że tak cięzżko będzie znaleźć dobre struny do gitary. Niech tego cholerbego łajdaka, co to postanowił przed gitarą bronić się mieczem, piekło pochłonie. Tfu - piratka splunęła ze wstrętem i poprawiła czerawoną chustkę na głowie.
- Witajcie, kamraci. Cosś mnie ominęło? - zapytała, podchodząc bliżej braci piratów. Zmarszczyła brwi, widząc, że nie wszyscy siedzą w obozowisku.
- A reszta co, baluje gdzieś bez nas? Co to, kurwa, że ja baba to mi się rum nie należy? Pokażę wam, kurwa, że się należy! No, który chętny? - piratka zaczęła bojowo wymachiwać swoją śmiercionośną gitarą.

(Wybaczcie, że w takiej formie, ale mam utrudniony dostęp do neta. Jeśli nie uda mi się już napisać, głosuję na Daleja.)
← Wilkołak
Wczytywanie...