Dotychczasowe doniesienia odnośnie ekranizacji jednego z najlepszych komiksów w historii budziły więcej obaw niż nadziei. Sam Neil Gaiman również zdawał się być nastawiony do projektu w najlepszym razie sceptycznie, okazuje się jednak, że kobieta i artysta zmiennymi są. Podczas festiwalu filmowego w San Jose, podczas którego autor odbierał nagrodę The Maveric Spirit Award, okazało się, że prace nad filmem oraz scenariuszem przebiegają w znacznie bliższym kontakcie z pisarzem, niż można było sądzić, zaś on sam wyraża się o jego głównych postaciach nad wyraz pozytywnie.
Choć osoby reżysera oraz odtwórcy głównej roli wciąż budzą zastrzeżenia wśród fanów historii Władcy Snów, Gaiman, który spędził wczorajszy wieczór z Josephem Gordonem-Levittem (bez skojarzeń, zboczeńcy...), nie szczędził mu ciepłych słów:
"Joseph Gordon-Levitt, to ogromny fan 'Sandmana'. On i David Goyer przyszli do mnie po wspólnej rozmowie i przedstawili to, co, jak sądzę, stanowi ich projekt historii zawartej w pierwszym filmie. Obecnie rozmawiają z niesamowitym pisarzem, którego przypadkiem poznałem, ponieważ przygotowywał scenariusz adaptacji 'Oceanu na końcu drogi', miałem więc okazję spotkać się z nim i naprawdę zakochałem się w jego sposobie obchodzenia się z moimi pracami."
Z powyższej wypowiedzi wynika dla nas kilka istotnych informacji. Po pierwsze, za prace nad scenariuszem zabrał się Jack Thorne, autor scenariuszy do seriali takich jak "Skins", "Shameless" czy "This is England 88" oraz "The Fades", które zapewniły mu dwie nagrody BAFTA. Po drugie, nadchodząca adaptacja nie będzie jedyną tworzoną na kanwie historii Morfeusza, co bez wątpienia cieszy każdego fana tej serii. Po trzecie i najważniejsze, możemy pozbyć się obaw o ignorancką profanację opowieści odkupionej od autora, który z ostatecznym, kinowym obrazem miałby niewiele wspólnego. Jeśli projekt rozwinie się tak dobrze, jak twierdzi sam Gaiman, nasz sen o filmowym "Sandmanie" jakości godnej oryginału ma szanse się spełnić.