Wszyscy eksperci, którzy wieścili rychły upadek gier skupiających się wyłącznie na rozgrywce dla jednego gracza, muszą teraz cierpieć na niemały ból głowy. Z liczbami nie sposób się kłócić, a i sam Antoni Macierewicz miałby spory problem z logicznym wyjaśnieniem, dlaczego produkcja należąca do zdawałoby się wymierającego gatunku, sprzedała się tak dobrze, iż można zagwizdnąć z podziwu.
Fakty sprzedażowe są jednak niezaprzeczalne – 3.5 miliona pudełek w ciągu 48 godzin, 7 milionów kopii w przeciągu tygodnia, 20 milionów egzemplarzy przez ponad dwa lata. O "Skyrim" można napisać wiele, również negatywów, lecz taki wynik budzi uzasadniony szacunek i zmusza do uniesienia kapeluszy w geście uznania. Tym bardziej, że to jeszcze nie koniec, bo choć na oficjalne dodatki nie powinniśmy już raczej liczyć, to utalentowani gracze nie śpią, codziennie zasypując nas mnóstwem świetnych modyfikacji. Dobrym przykładem jest "Skywind", który spokojnie może się przyczynić do sprzedania kolejnych kilkunastu tysięcy kopii.
Pytanie tylko, na ile (i czy w ogóle) tak olbrzymia popularność piątej części serii przełoży się na sukces "The Elder Scrolls Online"?