Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu "Mad Max"!
Koniec lat 70. XX wieku. Rozpoczyna się bratnia interwencja wojsk radzieckich w Afganistanie, zespół "Pink Floyd" ponownie wkracza na szczyty list przebojów swym albumem "The Wall", tryumfy w światowej kinematografii święci "Łowca jeleni" w reżyserii Michaela Cimino, a społeczeństwo ekscytuje się najnowszym osiągnięciem światowej techniki – walkmanem. W tych niewątpliwie interesujących czasach debiutujący w roli reżyserskiej George Miller na australijskich bezdrożach kręci film o tematyce motoryzacyjnej z domieszką klimatów futurystycznych. Przed sobą nie ma łatwego zadania. Kompletna zapaść kina australijskiego, bardzo skromny budżet (400 tysięcy dolarów australijskich, w dzisiejszych czasach większą gażę za jedną rolę inkasują trzecioplanowi aktorzy) i ostra jak na tamte czasy konkurencja związana z tym gatunkiem nie wróżyły projektowi jakiegoś wybitnie spektakularnego sukcesu. Jednak kolejny raz potwierdziła się stara prawda mówiąca, że brak pieniędzy czy inne przeciwności losu nie są ważne, gdy ma się dobry pomysł oraz odpowiednią pasję do jego skrystalizowania. Tak też się stało i w tym przypadku. Niejaki "Mad Max" przeszedł do legendy.... Czytaj dalej!
Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!