Nie ma lipy, totalna pompa. Robert jest usatysfakcjonowany.
Najwidoczniej Marvel nie jest głuchy – doskonale słyszy głośne narzekania fanów na ograniczenia oraz niski poziom "Agents of S.H.I.E.L.D.", więc postanowił w końcu coś z tym zrobić.
Postawienie na Netflix jest wprost bajecznym wyborem, gdyż to stacja, która w ostatnich miesiącach dała się poznać z nieszablonowości, specyficznego stylu opowiadania historii oraz wysokiej jakości swoich autorskich serii. Jej włodarze nie boją się eksperymentować, w inteligentny sposób poruszać dorosłej tematyki i balansować na granicy kontrowersji, co potem mocno procentuje. "House of Cards", a także "Orange is the New Black" zostały bardzo ciepło przyjęte przez krytykę, jak i telewidzów, błyskawicznie stając się niedoścignionym wzorem dla innych produkcji. Czy tak samo będzie z serialami spod szyldu Marvela? Trzymam za to kciuki.
Choć umowa jest zaczątkiem wieloletniego mariażu wspomnianych firm, to Netflix nie zamierza zasypywać gruszek w popiele i otwarcie rozprawia o swoich planach rozwoju uniwersum Marvela. Ekranizacji swoich przygód doczekają się czterej herosi – Daredevil, Jessica Jones, Luke Cage oraz Iron Fist. Każda z serii będzie liczyć równo 13 odcinków, które kompleksowo zaprezentują historię oraz motywacje bohaterów, aby na koniec złączyć całość spójną klamrą w mini-serialu – "The Defenders". Analogia do konceptu "The Avengers" jest więcej niż widoczna, a to zdecydowanie dobry model do naśladowania.
Jako pierwsza zostanie opowiedziana historia Daredevila, która trafi na szklany ekran w 2015 roku. Następni bohaterowie i ich przygody zostaną przedstawione w kolejnych latach.