Załamałem się. Doprawdy, ekranizacje książek to czyste zło! Mowa tu Stracharzu, filmowej adaptacji "Zemsty czarownicy", pierwszego tomu "Kronik Wardstone" stworzonego przez Josepha Delaneya.
Główny bohater, trzynastoletni Tom Ward, w którego wciela się TRZYDZIESTOJEDNOLETNI Ben Barnes, to siódmy syn siódmego syna. Nie wie, że przez to pisana mu jest przyszłość inna niż reszcie rodzeństwa. Zostaje oddany do terminu u stracharza (oficjalnie to rycerz, ale ja tego nie zamierzam powtarzać), Mistrza Gregory'ego (Jeff Bridges), walczącego z siłami ciemności. Chłopak musi nauczyć się więc poskramiania czarownic, duchów oraz więzienia boginów. Niestety, zanim zostaje do końca przeszkolony, z niewoli u stracharza ucieka Mateczka Malkin (Julianne Moore), najgorsza wiedźma w Hrabstwie. Ta, pałając pragnieniem zemsty za lata zniewolenia, zbiera swoich popleczników, aby sprowadzić uśpione piekło na świat. Na drodze staje jej jedynie Mistrz Gregory, który musi przygotować swojego MŁODEGO ucznia to stawienia czoła straszliwej magii.
Plik wideo nie jest już dostępny.
Mamy więc świetny dowód na to, że scenarzyści nie lubią czytać książek, na podstawie których tworzą potem fabułę filmu. Po obejrzeniu zwiastuna, muszę jednak przyznać, że "Stracharz" wcale taki zły nie jest. Jako produkcja fantasy rokuje dobrze, lecz jako ekranizacja "Zemsty czarownic" tragicznie.
I na koniec – czy w książce naprawdę było tyle walki? A Mistrz Gregory wyglądał tak:
Premiera Stracharza została wyznaczona na 17 stycznia 2014 roku.