Kolejny piękny słoneczny poranek wprawił cię w dobry nastrój. Wszystko już zostało przygotowane do rozpoczęcia nowej podróży. Tym razem nie miałeś zamiaru tylko włóczyć się po Wertańskim Lesie . Być może zwiedzisz kawał świata i poznasz ciekawych ludzi oraz spotkasz tajemnicze i nieznane pokemony. Twój przyjaciel Charmander Feomatar spoczywał bezpiecznie w pokeballu. Rodziców jak zwykle nie było już o tej porze w domu. Ojciec na pewno właśnie zmierzał do firmy w ,której pracował zaś matka prawdopodobnie już zajmowała się jakimś pokemonem w laboratorium. W dużym salonie na drewnianym stole został pozostawiony list w kopercie , którą chwyciłeś i rozerwałeś aby przeczytać wiadomość. Treść tego listu była następująca. Kochany Setsuno
Planowaliśmy jeszcze dzisiaj się z tobą pożegnać ,ale jesteś już dużym i dojrzałym mężczyzną i zapewne wiesz ,że nie są nam potrzebne ckliwe pożegnania. W dzisiejszych czasach nie ma żadnych trudności aby się skontaktować. Zostawiliśmy tobie dodatkowe fundusze w postaci 800 jenów . Mamy nadzieję iż jakoś się tobie przydadzą. Powodzenia w podróży
Mama i Tata
Wiadomość z całą pewnością nie należała do najdłuższych, ale miałeś pewność iż twoi rodziciele się tobą interesują. Obok koperty na stoliku spoczywała mała sakiewka z pieniędzmi. Chwyciłeś ją i wyszedłeś z domu.
Stojąc już przed swym domostwem spojrzałeś po raz ostatni i ruszyłeś przed siebie dziarskim krokiem w głąb Wertańskiego Lasu.
****
Idąc spokojnym krokiem uważnie rozglądałeś się dookoła licząc na to ,że coś zobaczysz. To miejsce przyciągało łapaczy pokemonów robaków chociaż można było tutaj spotkać dzikiego pikachu lub pidgeya. Po kilku chwilach marszu zauważyłeś dwa robaczkowate stworzenia. Były to Caterpie i Weedle. Pierwszy z nich wyglądał na łagodniejszego i siedział na najbliższym kamieniu.
Drugi robak z ostrymi kolcami walczył z czerwonym jabłkiem, które znajdowało się pod dużą i dorodną jabłonią.
Ciekawe ,który z nich mógł zostać twoim pierwszym pokemonem ? Nie były co prawda twoimi preferencjami ,ale zazwyczaj lepszy rydz niż nic. Prawda ?
Istotnie, leśne robaki, jeśli dbać o nie odpowiednio, potrafiły wyrastać na całkiem silne okazy. Jednak by zdecydować się na któregoś z takich, Setsuna nie zamierzał wybierać na chybił trafił, cokolwiek wypełzłoby z trawy. Weedle lub Caterpie, który miałby stać się jego partnerem w walce, musiał być znacznie silniejszych od swych pobratymców. Trudno było ocenić na oko wartość poszczególnych osobników, były jednak na to znacznie lepsze sposoby.
Setsuna stanął przed pochłoniętym walką z jabłkiem Weedlem. Były nieco bardziej bojowo usposobione od swych zielonych kuzynów, a ich ostateczna forma również bardziej pasowała do osobistych preferencji trenera. Pozwolił, by pokemon go zobaczył. Czy ucieka? Jeśli nie, oznacza to, że jest wystarczająco hardy, by stawiać czoło człowiekowi i innym niebezpieczeństwom, zamiast kryć się bezpiecznie w leśnej gęstwinie.
Wówczas wystarczy poddać go prostej, ostatecznej próbie.
Sięgnął do pasa po pokeball i podrzucił go luźno, pionowo do góry, pozwalając mu opaść po chwili na ziemię.
- Bierz go, Feomatar. - powiedział spokojnie. W tej sytuacji było mu wszystko jedno, czy smok zacznie od ryku, czy zwykłego ataku. Im większy opór stawi robak, tym większej wartości dowiedzie. Jeśli padnie po pierwszym - drugim starciu, znaczyć to będzie, że nadaje się tylko na materiał treningowy dla Feomatara. Jeśli wytrwa dłużej i stawi opór, wówczas będzie można zastanowić się nad przyjęciem go do drużyny.
Widząc twoje podejście Weedle nie wystraszył się. Robak przygotował się do ewentualnej obrony. Nie zamierzał uciekać ,ale czy taki robaczek Uwolniony przez ciebie Feomatar rozpoczął potyczkę od groźnego ryku co miało spowodować obniżenie pewności siebie pokemona robaka. I tak się właśnie stało. Weedle zaczął się wycofywać. Charmander nie mógł na to pozwolić i zaczął go drapać swymi pazurami. Ataki były dość skuteczne ,ale Weedle użył swojego ogona na którym był kolec i boleśnie drasnął smoka w brzuch . Twój pokemon wydał pisk, ale nie zamierzał się dalej poddawać. Rana wydała się zatruta. Następnym ruchem Weedle oblepił cienką nicią przednie i tylne łapy Charmandera. Cóż wygląda na to iż twój pokemon tymczasowo przegrywał. Weedle okazał się godnym przeciwnikiem. Agresywny robak ruszył w twoim kierunku licząc na to iż przestraszy cię.
Jego twarzy wykrzywił szyderczy uśmiech. Nie takie rzeczy zagrażały mu już w tym lesie. Jedną ręką ścisnął mocniej miecz, drugą pokeball. Ale nie, jeszcze nie teraz.
- Spójrz na siebie, Feomatar. Ognisty pokemon pokonany przez robaka? Smok powalony przez gąsienicę? Gdzie twoja duma?! Rozerwij go na sztuki!!! - krzyczał ganiącym tonem w stronę swego pupila, jednocześnie gotów zareagować na ewentualny atak ze strony Weedle'a. Jak dotąd poszło mu dobrze, ale wciąż nie dość dobrze.
Twoje słowa zadziały na Charmandera ,który uwolnił się z nici Weedla, ale smok nie wyglądał najlepiej. Feomatar wziął się w garść i ryknął ponownie ku zaskoczonej gąsienicy. Twój pokemon przy pomocy swoich pazurów odgonił od ciebie Weedla a następnie ponownie zaatakował za pomocą ogona ,który posłał dzikiego poka na najbliższe drzewo. Cóż uderzenie było silne. Robak był przez chwile ogłuszony. Teraz mogłeś go albo złapać albo zostawić w spokoju. Wybór oczywiście należał do Ciebie. Feomatar przeszedł swój chrzest bojowy. Wiedziałeś o tych Weedlach jedną rzecz. Te małe potworki uciekają do swoich starszych braci. Chyba nie chciałeś spotkać się w oko w oko z dzikimi Beedrilami.
Caterpie obserwował tą krótką potyczkę twojego Charmandera. Robak zainteresował się twoją osobą i zaczął podchodzić coraz bliżej.
Nie czekając dłużej, cisnął pustym pokeballem w ogłuszonego Weedla. Nie spodziewał się problemów, lecz na wszelki wypadek miał już przygotowaną drugą kulę, choć to zbytek ostrożności.
- Dobrze się spisałeś, jestem z ciebie dumny. - zwrócił się do swego ognistego przyjaciela. - I ty powinieneś, każda rana czyni cię silniejszym. Zaraz się nimi zajmę.
Istotnie, na użądlenie należało nałożyć maść, której niewielki zapas zabrał ze sobą, przewidując tego typu starcia, jednak to mogło jeszcze chwilę zaczekać. Pozwolił Feomatarowi odpocząć nieco w pokeballu, do którego go przywołał, podniósł pokeball z (jak zakładał) schwytanym Weedlem i spokojnie odwrócił się w stronę ciekawskiego Caterpie.
- No co tam spryciarzu? Chcesz mnie zjeść? - przykucnął przy ziemi, mniej więcej na poziomie wzroku zwierzęcia, i spokojnie, nie spiesząc się, wyciągnął w jego stronę otwartą rękę. - No chodź. Chodź, nie bój się. Nie zawsze musimy walczyć, by lepiej się poznać. Jestem wielki i brzydki, ale nie gryzę.
Rzuciłeś pokeballem w ogłuszonego poke-robaka. Nie było żadnych problemów. Usłyszałeś *DING* i wiedziałeś iż stałeś się właścicielem Weedla. Twój smok Feomatar przyjął z radością pochwałę i pozwolił schować się w pokeballu a ty zaś ruszyłeś aby podnieść łapiącą kulę z agresywną "dżdżownicą". Następnie ostrożnie podszedłeś do ciekawskiego Caterpie i rozpocząłeś konwersację.
Stworzonko bardzo powoli weszło na twoją dłoń. Słowa ,które wypowiedziałeś przekonały poka. Robaczek zaczął z ufnością wdrapywać się po twoim przedramieniu. Po chwili już znajdował się na ramieniu . Zdaje się ,że zyskałeś nowego kumpla do podróży a to już był duży sukces. Ten Caterpie okazał się bardzo pociesznym stworzonkiem. Cóż nadeszła pora abyś ruszył w dalszą drogę, ale dokąd mógłbyś się udać ? To była twoja chwilowa wątpliwość.
Nie było sensu wracać do Wertanii, nic ciekawego go tam nie czekało. Poza tym wszędzie było pełno dzikich gołębi. Nie znosił dzikich gołębi. Były wredne, durne, upierdliwe. I strasznie srały. Jak ktoś w ogóle mógł nazwać to pokemonem?!
Kierunek wydawał się prosty - drogą numer 2 do Marmorii. Nie było daleko, a należało pozwolić wypocząć pokemonom w spokoju. Nie było co jednak się z tym spieszyć, należało wszak opatrzyć ranę Feomatara i pozwolić mu jeszcze stoczyć jedną lub nawet kilka potyczek, w końcu to dla niego wymarzone środowisko treningowe. Gdy już on sam i jego podopieczni znudzą się wyzwaniami lasu, można będzie wyruszyć w niespieszną wędrówkę.
Teraz jednak Feomatar. Setsuna wypuścił go z pokeballa i zaczął delikatnie rozsmarowywać maść zawierającą antidotum po ranie.
- Nie sycz nie sycz, po takim draśnięciu nawet blizna ci nie zostanie. A nawet jeśli, to będziesz tylko bardziej podobał się smoczycom. - żartował z niezadowolenia swej ognistej jaszczurki. - A ciebie, mój ciekawski towarzyszu, nazwiemy Dee-Dee. - rzucił do pełzającego mu po ramionach Caterpie. - Po jednym z trzech wybitnie cwanych, wybitnie niezniszczalnych robalach. A tamtego zadziornego po drugim z tej trójki - Joey. No, i gotowe. - ocenił fachowo, gdy skończył nakładać maść na ranę smoka. - Co sądzisz o swoich nowych kumplach, Feomatar?
Ciekawski Caterpie wyglądał na zadowolonego z nadanego mu imienia. Feomatar zniósł jakoś nakładanie maść leczniczej. Nie była do dla niego przyjemna czynność. Smok z zaciekawieniem w oczach spojrzał się na ciebie gdy wspominałeś o samicach jego rasy. Maść podziałała kojąco na ranę i zaleczyła ją. Być może zostanie dla Twojego Charmandera blizna ,ale to będzie świadczyło o jego stoczonych potyczkach. Zapytany o nowych towarzyszy dał znać groźnym warczeniem iż nie przepada za schwytaną Joey a na Dee-dee zareagował dość entuzjastycznym odgłosem.
Skoro rana została wyleczona pozostało ci udać się dalej. Wiedziałeś iż przy północnym wyjściu z lasu możesz dostać się na drogę numer 2, ale liczyłeś na to iż spotkasz jeszcze jeden "materiał treningowy" dla twojego Chowańca. Ruszyłeś w dalszą podróż po lesie.
Przedzierając się przez leśne chaszcze koło najbliższego rozłożystego drzewa natrafiłeś na małego Pidgeya.
Pokemon ptak polował właśnie na jakąś dżdżownicę. Jak na razie nie zwrócił na ciebie uwagi.
Bah, wiedział, że prędzej czy później trafi na jednego z tych szkodników. Ten był dość mały i jeszcze nieupierdliwy, a skoro sam nie nawinął się pod rękę, Setsuna nie zamierzał go niepokoić, ale po chwili namysłu zmienił zdanie.
- Dee-Dee, zerknij tam na moment. - wskazał swemu zielonemu kompanowi polującego Pidgeya. - Feomatar wie już o nich co nieco, więc i ty musisz się dowiedzieć. Widzisz co on wyczynia z przedstawicielami twojego gatunku? Widzisz tego robaczka? Zaraz pewnie go złapie i zeżre, a nawet nie chcę myśleć o tym, co zrobi potem. - szeptał do obu pokemonów, kucając przy ziemi na wysokości wzroku swojego pełzaczka. - Chcę, żeby zobaczył jak to jest walczyć z kimś jego rozmiarów. Musisz uważać, te paskudy są jednymi z szybszych pokemonów w ogóle, dlatego przygotuj się, że to on zaatakuje pierwszy. - tłumaczył cierpliwie Caterpie, choć trzymał Charmandera również blisko przy sobie. - Są dość silne, ale nie na tyle, by stanowić poważne wyzwanie, zwłaszcza, że to dość młody osobnik. Jedyne niebezpieczeństwo w tym, że sypnie ci w oczy piachem, a wtedy na pewno go nie trafisz. Zatem taktyka jest prosta - czekaj na pierwszy atak, nie daj się oślepić, potem spowolnij go siecią tak, by nie mógł swobodnie manewrować i atakuj szarżą. Dasz radę?
Dee-Dee wysłuchał z należytą uwagą twoich słów. Robaczek kiwnął swoją główką dając ci znać że zrozumiał polecenie i ruszył powolnym ruchem do ataku. Caterpie miał się na baczności. Wiedział ,że Pidgey zaatakuje pierwszy. Ptasi pokemon odwrócił swoją głowę , nastroszył pióra i wzbił się w powietrze pozostawiając różowego robaka. Następnie wróbel przyszykował się do pikowania i wykonał ową czynność na Dee-Dee , który przygotowywał swój kontratak. Gdy Pidgey znajdował się bardzo blisko Caterpie i już miał zamiar go dziobnąć został oślepiony strzałem sieci co spowodowało iż jego zamierzony atak nie udał się i musiał lądować awaryjnie. Mały i sprytny Caterpie okazał się lepszy w tym starciu.
Widząc iż Pidgey zajęty jest zdejmowaniem z oczu nici Dee-Dee postanowił go staranować lecz nie powiodło mu się to. Ptasie stworzenie wzbiło się w powietrze unikając przy okazji ciosu twojego podopiecznego. Caterpie nie zamierzał się poddać. Pidgey wylądował z trudem na najbliższej gałęzi i zaczął pozbywać się resztek sieci.
Dee-Dee czekał na twoje dalsze polecenie.
- Dalej Dee-Dee, nie pozwól mu pozbyć się sieci! Opleć go znowu i dalej próbuj szarży! - nakazał podopiecznemu, widząc, że obrana wcześniej strategia sprawdza się bardzo dobrze. Gdyby pierwsze uderzenie Caterpie trafiło, byłoby po walce, nie ma powodu zniechęcać się, skoro przeciwnik jest wyraźnie w defensywie.
Zgodnie z twoim poleceniem Dee-Dee ponowił atak na Pidgeyu. Zielony Caterpie wystrzelił mocny strzał siecią powodując upadek pokemona wróbla na ziemię. Nadarzyła się doskonała okazja do staranowania przeciwnika co wykorzystał twój chowaniec. Szybki ruchem ruszył do swojego oponenta .Pokemonowi robakowi udało się powalić Pidgeya co zakończyło się zwycięstwem Caterpie. Ptak nie miał już siły na dalszą potyczkę. Dee-Dee wygrał swoją pierwszą potyczkę ,która zaowocowała w nim hart ducha i bojowe nastawienie. Teraz zależało wszystko od ciebie. Mogłeś złapać Pidgeya w celu dalszego trenowania lub ewentualnej wymiany albo sprzedaży. Wybór należał do Ciebie.
Pidgeyów wokół pełno, znacznie silniejszych i dojrzalszych niż ten. Nie był kłusownikiem ani przemytnikiem zwierząt, nie lubił pozbawiać ich wolności tylko po to, by później opchnąć je z zyskiem. W takie rzeczy bawili się frajerzy z Rocketsów, ale nie on.
Wymiana, to co innego. Jednak jeśli znajdzie przygłupa chcącego wymienić cokolwiek na coś tak NIESPOTYKANEGO, jak Pidgey, po prostu wyjdzie za miasto. Albo nawet nie. Metropolie również przyciągają te przepotworne sradła.
- Dobrze się spisałeś. Możesz być z siebie zadowolony. - pochwalił robaczka, głaszcząc go po zielonym łbie. - Wiesz już jak walczyć z większością ptaków, bo większość z nich atakuje wedle podobnych schematów, choć różnymi atakami. Ale na to przyjdzie czas, teraz odpocznij. - wyjął pokeball i schował go środka, po czym zwrócił się do obserwującego wszystko Feomatara.
- Ty też możesz wyciągnąć z tego lekcję. Walczysz inaczej niż on, ale twój przeciwnik zachowywałby się podobnie. Ptaki to upierdliwi i niełatwi przeciwnicy. Musisz wiedzieć, jak sobie z nimi radzić szybko i bez dużego wysiłku, jeśli chcesz stawać przeciwko znacznie silniejszym.
Czas najwyższy dostać się do miasta.
Dee-Dee był bardzo zadowolony kiedy go pochwaliłeś i pogłaskałeś. Robaczek nie sprawiał żadnych problemów gdy trzeba było go schować w pokeballu.
Feomatar kiwnął głową dając ci znak iż rozumie twoje słowa na temat walki z takim stworzeniem jakim był Pidgey.
Pozostawiając pokonanego przeciwnika ruszyłeś w kierunku do Pewter City. Feomatar i twoja trenowana nietypowa sowa ruszyli grzecznie za tobą.
***
Przemierzałeś leśne chaszcze dopóki nie natrafiłeś na odcinek drogi numer 2 . Słońce ogrzewało twoją skórę. Lekki powiew wiatru tarmosił twoje włosy co jakiś czas. Idąc spokojnie traktem minąłeś jaskinię diglletów. Małe krecie stworzonka pracowały bardzo ciężko nad swoją pieczarą. Nagle przy pobliskim krzaku zauważyłeś porzuconego pokeballa. Coś tam usłyszałeś że jakaś grupa złodziei ukradła z laboratorium profesora Oaka kilkanaście pokemonów . Oddział mieścił się w Fuchsia City. Grupa działała szybko i sprawnie. Feomatar podszedł bliżej do pozostawionej kuli i obwąchał ją. Smok warknął cicho i dał ci znać swoim piskiem, że coś tam w tej kuli siedzi. Oczywiście nie musiałeś jej dotykać prawda ? Zawsze jakiś inny podróżujący chwycił by kulę.
Pokemon porzucony ot tak, przy drodze?
Setsuna ujął w rękę broń i nakazał Feomatarowi stanąć po przeciwległej stronie. Istniała możliwość, że jakiś trener po prostu zgubił pokeball, choć trudno było wyobrazić sobie takie roztargnienie. Bardziej prawdopodobne, że ktoś umyślnie porzucił podopiecznego, z którym nie był w stanie sobie poradzić - zbyt wymagającego, zbyt agresywnego, hardego. W takiej sytuacji będzie trzeba przywołać go do porządku, własnoręcznie. Tak jak niektóre stworzenia potrzebują cierpliwości i zrozumienia, czego przykładem był Dee-Dee, tak i inne rozumieją i szanują jedynie argumenty siły. Jeśli z tego pokeballa po jego otwarciu wyskoczy coś wściekłego i nieposłusznego, jak choćby nieukładany od młodości Charmander lub Charizard, wówczas trener będzie musiał wziąć sprawę w swoje ręce. Kto inny zapewne posłużyłby się własnym pokemonem, lecz wtedy, nawet po wygranej walce, ani "nowy" ani "stary" pokemon nie będzie poważał takiego trenera.
Się zobaczy - pomyślał, podnosząc kulę i uwalniając jej zawartość. Zawsze może być to przecież słodki, puchaty Jigglypuff. Obrzydlistwo...
Z wielkimi obawami i wizją wyskakującego uroczego i różowego Jigglupuffa podniosłeś pokeball i uwolniłeś siedzące w nim stworzenie. Okazał się nim ziemny pokemon Sandshrew.
Istota wyglądała na nieswojo. Spojrzała się na ciebie swoimi oczami . Sandshrew nie wykonał żadnego agresywnego ruchu. Wyglądał na zaskoczonego całą tą sytuacją. Twój Feomatar był przygotowany na ewentualny atak. Natomiast Nagi siedziała na plecaku niewzruszona. Spodziewałeś się ataku a jego nie było. Mogłeś oczywiście zawalczyć z przestraszonym pokemonem albo spróbować się dowiedzieć co się stało
- Sandshrew? - zagadnął pokemon
Gwizdnął przeciągle i schował miecz do pochwy na plecach. Wyrzucony Sandshrew? Przecież to twarde i inteligentne stworzenia, trudne do złapania, trudne do pokonania w walce. Albo ktoś trafił na wyjątkowo ułomnego osobnika, albo też on trafił na wyjątkowo głupiego lub leniwego trenera.
Usiadł na ziemi i pogładził sowę po głowie, drugą ręką przywołując pokemona.
- Sandshrew - wskazał na niego - Setsuna - wskazał na siebie - Nagi - wskazał na sowę. - Ty masz pazury i ona ma pazury. - podniósł jedną łapkę sowy, wyposażoną w komplet chwytnych szponów. - A to Feomatar. - wskazał na Charmandera, którego również przywołał gestem. - To pokemon, tak jak i ty. I tak jak ty ma pazury. To moi przyjaciele.
Sandshrew kiwnął twierdząco głową iż rozumie to co do niego powiedziałeś. Małe stworzenie zamachnęło swoim przednimi łapkami aby pokazać iż ma swoje pazury. Następnie pokemon zaczął wąchać swoim nosem czy nie masz czegoś do jedzenia. Wykazało się ciekawością i ufnością wobec twojej nowej osoby. Czyżbyś zyskał nowego przyjaciela ?
Feomatar przez chwilę przyglądał mu się po czym cichym warknięciem dał znać kto tu jest pupilem numer jeden Setsuny. Sandshrew trochę się go wystraszył.
- Oh oh oh, ktoś tu się robi zazdrosny? - zacmokał , kręcąc głową i kiwając palcem. - Zawsze zdążysz pokazać ząbki, ryu-chan. Nie jest jednak uprzejmie warczeć na nowych. Zwłaszcza pozytywnie nastawionych.
Powoli wstał i podszedł do Sandshrew z wyciągniętą dłonią, pozwalając mu ją obwąchać.
- A przecież my bardzo nie lubimy tych, którzy są nieuprzejmi... Prawda, moi drodzy?