Demon
Ilość postów: 15146
Klasa: Demonolog
Zmian tempa oraz ogólnego nastroju opowieści, na bardziej statyczny, zimny, odpowiedni dla Żelaznych Wysp i ich mieszkańców, faktycznie powoduje spory dysonans między tą częścią, a poprzednimi. Taki zabieg jest jednak jak najbardziej uzasadniony - spoglądamy na świat z innych perspektyw, konflikty i intrygi ukazują się w szerszych kontekstach, niekiedy odmiennych od dotychczasowych schematów, którymi przywykliśmy już myśleć. Niemniej nie można oprzeć się wrażeniu spowolnienia akcji, co wobec dynamiki poprzednich części, jest sensacją podobną do nagłego odrętwienia dopadającego nas w środku szaleńczego sprintu, którym były wcześniejsze bitwy i wątki.
Dlatego też ta część "Pieśni..." podobała mi się najmniej, ale w tym sensie, że najmniej przyjemnie się ją czyta, niekoniecznie zaś dlatego, że była "najgorsza". Najmniej atrakcyjna czy porywająca - owszem, jednak bez wątpienia potrzebna, właśnie w takim kształcie i stylu. Dalej jest już tylko lepiej, co potwierdza, że to świadomy zabieg, a nie zadyszka autora.