[Dredd 3D] Recenzja

Zapraszamy do zapoznania się z recenzją filmu "Dredd 3D"!

Są takie filmy, które są tak złe, że aż dobre. Zazwyczaj pełne są scen i motywów, na które w angielskim mówi się cheesy i nie mogę znaleźć jeszcze polskiego odpowiednika tego zwrotu. Tandeta ma wydźwięk zbyt negatywny, szmira i chała też. Zazwyczaj mówię, że takie sceny są absurdalne – bo są. Wyciągnięte kompletnie z czapy, bez żadnego osadzenia w rzeczywistości, ale za to z doskonale widocznym mrugnięciem puszczonym w kierunku widza – kiedy scena jest wyreżyserowana w filmie w taki właśnie sposób, bo coś jest kiepskie, a producent i reżyser zwyczajnie machają na to ręką i kręcą to, co mają. Zwyczajnie nie wierzę, że ktoś robi takie rzeczy poważnie – mam zbyt dużo wiary w ludzkie poczucie humoru. Taką właśnie sceną jest pamiętny fragment dialogu z pewnego kultowego filmu z 1995 roku – po nazwie recenzji możecie się już domyślić, że chodzi mi o pierwszą filmową adaptację komiksu o bezwzględnych sędziach, którzy oprócz sądzenia, przeprowadzają też doraźne egzekucje. Dwóch panów, przy czym jeden z częściowym paraliżem szczęki, krzyczą na siebie o rozpoczęciu rewolucji, a potem jadą już jak chcą, zwyczajnie drąc na siebie pysk w przerażającym zbliżeniu. Krzyczą jedno słowo – cudowne amerykańskie The Law, czyli po prostu Prawo.... Czytaj dalej!

Komentuj, dyskutuj, dziel się z innymi swoim zdaniem!

Odpowiedz
Kolejny raz trafiłem na film, który pomimo wyziewającej z każdego kadru słabizny, nie jest śmieszny ani zabawny, lecz stanowi jedynie stratę czasu potrzebnego na jego obejrzenie. W tym względzie, jak też kilku innych, jest tym samym, co "Prometeusz".

Nie sądziłem, że sędzia Dredd może być słaby. Słabość ta jest tu rozumiana jako całokształt - słabe teksty, słaby charakter, słaba kreacja, słaby wygląd. Nie bardzo rozumiem, dlaczego ten film nazywa się tak, jak się nazywa. Przecież można było nakręcić anonimowe byle co o facetach w nocnikach biegających bez sensu po jednej piwnicy i strzelających do wszystkiego wkoło. Dlaczego jednak nazywać to Dreddem? Tu nie ma Dredda, nic z remake'u wersji poprzedniej, nic z adaptacji komiksowego uniwersum. Ot, skrzyżowanie "Szklanej Pułapki" bez okien z "Icy Tower", bo i tutaj skaczą po kolejnych "LEVELACH" w głupich czapkach, a co jakiś czas pojawiają się gwiazdki.

Świat przedstawiony... nie jest przedstawiony. Nie ma w nim kontekstu, nie wiadomo czym jest ani po co. Z jednej strony bawimy się w motyw pt. "Wszyscy wiemy o co chodzi, każdy to zna, nie tracimy czasu na wprowadzenia". Z drugiej przebiega równoległa zabawa w "Nie nie, wcale nie robimy kolejnego Dredda, wcale nie robimy tego TAK JAK Stallone lub ZUPEŁNIE NIE TAK JAK Stallone, to całkowicie inna historia". Efektem jest nic. Kompletne. Na początek facet w dziwnym wdzianku jedzie na tandetnym motocyklu przez zwykłe miasto i zwykłe ulice. Ani krztyny nastroju, żadnego związku z klimatem MegaCity "oryginalnego" Dredda, podobnie jak z czymś, co miałoby być zupełnie nową, zupełnie odwrotną interpretacją tegoż. Już "Equilibrium" było mroczniejsze od tego.

Bezsensowne spowolnienia, mające służyć nie wiadomo czemu, nie są ani ciekawe, ani spektakularne. Nic tu nie jest z resztą ciekawe ani spektakularne. Cały film nakręcono naprawdę w jednym wnętrzu, przestawiając od czasu do czasu krzesło, rurę lub trupa. Detale? Brak. Tandetny pancerz, wspominany tandetny motocykl (damn! Sędzia Dredd walczył na nim z LOBO! Jak można było zrobić coś takiego?), pistolet, w którym brakuje jedynie karaoke. Główna postać - nie nie, wcale nikt tu nie udawał Sylwestra, przecież to zupełnie inny film. Zupełnym przypadkiem bohater musiał być więc pokryty pancernym zarostem i krzywić pół swej twarzy tak, że aż czekałem, kiedy pęknie.
Śliczna panienka z okienka - po co? Dlaczego? Tego nikt nie wie.
Brzydka panienka - dobra aktorka bez grama roli. Na może 10 linijek tekstu przypadło dobre 30 minut krzywienia się do kamery. Nie jest ciekawa, nie jest straszna, groźna, jedynie nieestetyczna. Statystuje nie wiadomo komu nie wiadomo do czego, tak samo, jak absolutnie wszyscy w całym filmie.

Ktoś zapomniał o muzyce, bo tej w ogóle brak, podobnie jak nastroju czy napięcia, które wobec tego nie miały jak się pojawić. To slasher, od początku do końca, w dodatku od początku do końca nudny. Nic się tu nie dzieje, nie pojawiają się żadne emocje, ani w umyśle widza, ani na twarzach, nazwijmy to, aktorów. Oto jeden z tych filmów, których nie muszę pauzować, gdy wychodzę do kuchni czy toalety - nic mnie nie ominie. Kolejna sprawa - tępota głównego bohatera. Jakkolwiek szalenie jednowymiarowa jest to postać, debilizm nie jest jednym z jej przymiotów. Jednakże w tym filmie dzieje się inaczej. Tak zatem nie uchowała się nawet konwencja - zarówno komiksowa, jak i ta ze "Stallowej" adaptacji, jakakolwiek ona nie była. Ot, facet w zbroi z giwerą biega po piwnicy, bez powodu znęca się nad aresztowanym świadkiem, bo inni faceci do niego strzelają, więc okazując emocje prawdziwego dresiarza łamie wszelkie kodeksy, których przestrzegania powinien być mechanicznie wręcz nauczony. Na koniec zaś ryzykuje życie wszystkich mieszkańców 200poziomowego bloku, mogąc jednym strzałem swego rakieto-pistoletu obezwładnić przestępczynię, jedynie po to, by pokazać, jak wielkim jest twardzielem.

Słabo. Na maksa.
Odpowiedz
Ha!




Sygnaturowy elementarz gifów awaryjnych - używać tylko w ekstremalnych przypadkach:

SPOILER







Jak masz w poście kaczeńcowyˆ dopisek, istnieje duża szansa, że jest on mojego autorstwa.

Odpowiedz
A mi się tam podobał, bo podchodziłem do niego jak do byle filmu sensacyjnego, gdzie mają się tłuc, a ja kompletnie zrelaksowany mam oglądać to niczym sam Neron. W związku z tym, że oczekiwania miałem niewielkie, zostały one zaspokojone:P Przymykałem oko na kompletne dyrdymały, bo w końcu nikt nie mówił, że to ma być ambitne kino albo kino trzymające w napięciu. Przecież wiadomo, że Dredd nie może zginąć (ale może zginąć innych), i że wredna jędza z Lannisterów (tak, tak - nie ukryjesz się, ty %&$#@!) musi dostać po gębie.

Motyw z pięciem się w górę bloku niczym ksiądz po kolędzie przypomina mi taki inny film, w którym policjanci zostają uwięzieni w budynku obsadzonym przez bandziorów. Zrobiono nawet uroczą przeróbkę w wykonaniu plastelinowych kotków. No ale to tyle z dygresji.

Nowemu Dreddowi dam obiektywne 5/10, bo trzeba pamiętać, że są gorsze filmy.

PS wkurzyli mnie, że nie pokazali nawet twarzy Dredda. Aż musiałem sobie na filmwebie przypomnieć, jak wygląda Urban. Karl, nie Jerzy.
Odpowiedz
← Artykuły

[Dredd 3D] Recenzja - Odpowiedź

 
Męczą Cię captche? , a problem zniknie. Zajmie to mniej niż rozwiązanie captchy!
Wczytywanie...