Czy muszę przypominać, że książki fantasy są jeszcze bardziej bzdurne od książek Browna?
Vanito - również niepokoi mnie Twoje podejście do ludzi, którzy lubią sobie poczytać Browna:) Gdybym był jego zatwardziałym zwolennikiem, pewnie nazwałbym Cię jakąś pustą wywłoką albo kwoką, heroicznie i histerycznie broniąc mojego ulubionego pisarza, ale nie zrobię tego - bo nim nie jest;) Z pewnością lubię go bardziej niż Homera, który zwyczajnie mnie znudził i zniechęcił ledwie po paru wersach Iliady - po Odyseję nawet nie sięgałem - obejrzałem ją sobie w formie filmu i kabaretu - i mi tyle wystarczy;)
Książki Browna raczej nie mają nawiązywać w pełni do rzeczywistości - wystarczy zebrać parę ciekawych informacji, wpleść w fabułę, podrasować i wychodzi coś o niebo ciekawszego od 10-letniej wojny facetów w spódniczkach;) Wystarczy podejść do książki z dystansem i nastawić się na rozrywkę, nie intelektualną ucztę, a wszystkie problemy wyparowują w mgnieniu oka.
A to, że wielu po przeczytaniu Kodu ruszyło "szlakiem" książkowej fabuły, to już inna sprawa. Skoro można rzucać majtkami na scenę w trakcie koncertu swojego ulubionego zespołu, można też sobie pozwolić na jazdy po świecie - przy okazji można go sobie nieco zwiedzić.
Ps. Nie trzeba wszystkiego co się czyta brać dosłownie, nie trzeba ufać ani autorowi, ani jego słowom - zdrowy dystans wystarczy by czerpać przyjemność z czytania tego typu rzeczy, a teorie spiskowe - nie ma co ukrywać - są ciekawe już z założenia. I niech mi ktoś jeszcze skrytykuje do tego książki Ludluma, to zwyzywam od najgorszych
[Dodano po 10 minutach]
Ps.2. Od dłuższego czasu mam wrażenie, że Umberto Eco stał się taką samą marką jak Adidas - wstyd się bez niego na mieście pokazać, bo jeszcze kto zobaczy i uzna za analfabetę. Ja Umberto Eco ani razu w życiu nie czytałem, bo takie "Imię Róży" odłożyłem po dwóch stronach. Przez film przebrnąłem chyba tylko dzięki Connery'emu. Umberto Eco, Coelho, Marquez i temu podobni wydają się być tymi, których wypada czytać by być kimś w towarzystwie. Ja rozumiem - nagrody jakie zgarnęli świadczą jak najlepiej, ale bez przesady - Wyspiański dostał Nobla za Wesele, a jakoś nie słyszałem, by ktoś go specjalnie uwielbiał To tak jak jest obecnie z Cropp'em - pół miasta ubiera się u Cropp'a, pół miasta przeczytało Coelho, pół miasta przeczytało Eco - a przynajmniej to "pół miasta" tak twierdzi. Ja nie czytałem i nie czuję się jakbym był skończonym kretynem - w zasadzie - dopóki nie ogarnia mnie furia albo inna kur*ica związana z taką błahostką jak porównanie Browna do Homera (chyba tylko wkur*wiony Homer wyglądałby w tej sytuacji poważnie, wybaczcie) - dopóty kretynem czuć się nie będę