No gra delikatnie sugeruje, a sugestia ta ma delikatność na poziomie perfidnego wtarcia w twarz, że Shep przeżywa po "perfekcyjnym" zakończeniu czerwonym, gdzie perfekcyjne oznacza tylko tyle, że natrzaskałeś się na multi i liczba Twoich punkcików jest odpowiednio wysoka. Ale jeśli chodzi o rozszerzenie tej sceny - wciąż jest taka sama, wyjaśnienia brakuje, jak stwierdził kolega bo zapoznaniu się ze sprawą, dowiemy się wszystkiego w Mass Effect 4, albo Mass Effect: Reaktywacja, albo Mass Effect Kontratakuje, ew. Zemsta Mass Effecta.
Ale dla mnie brakuje temu sensu.
Nie zrozumcie mnie źle - dobrze skonstruowane to zakończenie miałoby naprawdę duży potencjał, duży sens, lepiej zmontowane dawałoby znacznie więcej satysfakcji. Przemontować całe te głupoty z Andersonem i Człowiekiem Iluzją, darować sobie wstawionego na siłę Hacketta i "Nikt nie przeżył, wszyscy zginęli!", by po chwili dodać "a jednak ktoś przeżył!" Pozbawić graczy możliwości dyskusji a temat tego kto wszedł pierwszy, kto doszedł pierwszy, równie dobrze zadowoliłbym się spacerem Andersona z Shepardem tymi pełnymi trupów korytarzami, ba, dialog ramię w ramię byłby nawet lepszy. Mogę tak ciągnąć dalej, ale to temat o zakończeniu gry, a nie gdybaniu mojego autorstwa co by zrobić, żeby je polepszyć.
Przespałem się ze swoimi przemyśleniami, miałem jeszcze przed snem grubą i ciekawą dyskusję na ten temat - jeśli brać te zakończenia w obecnej formie na serio i są one faktycznym końcem opowieści o Shepardzie, to w świetle standardów i tego jakie poglądy reprezentowała sobą populacja galaktyki i ludzkość, to o co walczyli ludzie w ME1, pytanie o to jak wiele z człowieczeństwa jest w stanie się poświęcić dla jego obrony w ME2 odmowa jest wyborem najlepszym, najbardziej spójnym. Shepard nie jest bogiem, nie ma prawa decydować za wszystkich, całe światy. Podjął taką decyzję w The Arrival i twórcy położyli nacisk na to, że ta decyzja nie była łatwa. Tutaj nie decyduje się zrekombinować ludzkiego kodu genetycznego z kodem maszynowym (i w rezultacie dofotoszopować wszystkim zieleń, mimo że cała twarda sf którą czytałem i która dotyka takich tematów mówi jasno, że tak się nie da, albo że rezultat byłby zgoła inny), nie decyduje się zamienić rolami z boskim dzieckiem jak władca Żniwiarzy, który pomaga i "podtrzymuje", nie decyduje się też na unicestwienie przy okazji rasy syntetyków, która udowodniła mu chwilę wcześniej, że jest w stanie pokojowo współżyć. Zachowuje się najbardziej ludzko, jak człowiek - i mimo, że jest to raczej rozczarowująca opcja jeśli idzie o konkluzję, rozumiejąc ją w ten sposób ze wszystkich czterech podoba mi się ona najbardziej.
Z innej beczki, nie wiem czy zauważyliście, ale w rozszerzonym zakończeniu przenieśli winę za ucieczkę Jokera i Normandii (którego wszyscy nazywali dupkiem i tchórzem, bo nie brał udziału w walce, uciekał, bla bla bla) na Garrusa, który mówi, że trzeba wyjeżdżać. Ale to Garrus. Wszyscy kochają Garrusa.