Jeżeli nie rusza Was kosmiczna opera BioWare oraz epicki finał przygód komandora Sheparda, to zapewne planujecie zagłębić się w świat arturiański legend i dzielnych rycerzy Okrągłego Stołu. Kontynuacja ambitnej hybrydy gry strategicznej z cRPG autorstwa studia Neocore Games, trafiła na rodzime półki sklepowe dokładnie w tym samym momencie, co „Mass Effect 3”. „Król Artur II” ma przed sobą niełatwą walkę o serce gracza, gdyż trudno mu się będzie przebić przez szum medialny i potężną machinę marketingową, którą posiada jego konkurent.
Nie skazujmy jednak tego tytułu na pożarcie. Oczywiście, powtórki starcia Dawida z Goliatem raczej tutaj nie uświadczymy, jednakowoż marka ma w naszym kraju niemałą liczbę wiernych fanów i mimo nietypowej premiery, może sprzedać się całkiem nieźle. Szkoda tylko, że rodzimy wydawca już na samym starcie podkłada dzielnemu królowi Brytanii kłody pod nogi.
W czym rzecz? Problem w tym, że pomimo informacji zamieszczonej na pudełku i znaczku pyszniącym się możliwością wyboru pomiędzy dwoma wersjami językowymi, na płycie z grą nie uświadczymy żadnego pliku polonizującego dzieło Neocore Games. Niestety, jeżeli mowa Szekspira jest komuś obca, to musi własnoręcznie ściągnąć łatkę polonizującą z serwera dystrybutora.
Plik waży 384 MB i znajdziecie go pod tym adresem.
Cóż, żenada to mało powiedziane, gdyż mamy tutaj do czynienia z nie pierwszym tego typu przypadkiem w najnowszej historii Cenegi (chociażby „Borderlands” czy „Cywilizacja V”). Ta wpadka boli tym bardziej, że skoro premiera została przesunięta o kilka tygodni względem tej światowej, to mogliśmy oczekiwać, iż podobne problemy nie będą mieć miejsca i wszystko zostanie dopięte na ostatni guzik. Ech… te marzenia. Współczułbym osobom, które nie mają dostępu do odpowiednio szybkiego łącza, ale znając kapryśność serwerów tego dystrybutora, to łatka będzie zapewne każdemu ściągnąć się z prędkością zepsutego trabanta, któremu na dokładkę przebito opony. Słodko.
Podobnie jak PZPN, polski rynek gier komputerowych nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać. Ech… a tak ostatnio chwaliłem Cenegę, a tutaj taki pasztet!