Do premiery „Mass Effect 3” pozostało już naprawdę niewiele czasu, więc nie może dziwić, że BioWare postanowił wykorzystać swoje najsilniejsze marketingowe armaty, aby jeszcze mocniej podkręcić atmosferę i nadmuchać balon wypełniony najczystszym hypem. O ile jeszcze to w ogóle możliwie i ma jakikolwiek sens, bo niby trochę psioczymy na ten tytuł, ale jasne jest, że prawdopodobnie każdy z nas zakupi go w okolicach premiery – w końcu wszyscy chcemy wiedzieć, jak zakończy się ta cała draka ze Żniwiarzami. Tak czy owak, kanadyjskie studio woli dmuchać na zimne i niewiele decyzji pozostawia ślepemu losowi.
W zeszłym tygodniu zostaliśmy uraczeni, niestety dość rozczarowującym, pełnym zwiastunem CGI. Tym razem przyszedł czas na materiał promocyjny, bez którego obecnie nie może się obejść hermetyczny krąg śmietanki branży elektronicznej rozrywki – reklama z żywymi aktorami. Otwarcie przyznam, że to pierwszy tego typu filmik od chłopców z Edmonton, który wywołał u mnie pozytywne emocje.
Plik wideo nie jest już dostępny.
O to chodziło! Niespodziewany cios w szczękę i bez zbędnych zabaw w stylu „zapowiedź zapowiedzi”. Pewnie, do nokautu jeszcze daleko, bo mimo wszystko wyżej cenię zmuszające do refleksji materiały z „Buntu Ludzkości”, ale trzeba przyznać, że filmik należy do ekstraklasy w swojej dziedzinie. Jest klimatyczny, całkiem nieźle przemyślany, cwanie zmontowany i zawiera w sobie sporą dawkę emocjonalności. Na dodatek całość idealnie przyprawia świetny kawałek Clinta Mansella. Niektórzy mogą narzekać, że ponownie jest zbyt patetycznie i podniośle, ale to przecież jedne z charakterystycznych cech serii „Mass Effect”. Gdyby zabrakło wspomnianych atrybutów, ten krótki seans przypominałby spożywanie nieposolonej zupy – niby można, ale ewidentnie podczas konsumpcji czegoś brakuje.
Konkludując, dobry zwiastun, który doskonale spełnia swoją rolę i pozytywnie nakręca na zakup finalnego produktu. Oby takich więcej.